Hill House Comics. Rodzina z domku dla lalek
Na polskim rynku dzięki wydawnictwu Egmont równolegle ukazały się dwa pierwsze jej tomy, z których jeden, Kosz pełen głów, ze scenariuszem samego patrona cyklu przybliżaliśmy już czytelnikom Poltergeista. Historia utrzymana w stylu lat 80. ubiegłego wieku na pewno mogła się podobać, nie tylko osobom, u których, jak u mnie, budziła nostalgię za dawno minionymi czasami, gdy trawa była bardziej zielona, cukier słodszy, a podstawowy środek płatniczy stanowiły obrazkowe historyjki z gumy Donald.
Zachęcony wcześniejszą lekturą, sięgnąłem także po drugi z albumów, zatytułowany Rodzina z domku dla lalek. Jednak tym razem Joe Hill nie brał udziału w tworzeniu – za scenariusz odpowiada M.C. Carcey, doskonale znany jako scenarzysta komiksowej serii Lucyfer, zaś ilustracje są dziełem Petera Grossa i Vince'a Locke'a, z kolorami nominowanej do nagrody Eisnera Christiane Peter.
Fabuła komiksu zaczyna się przełomie lat 70. i 80. ubiegłego wieku, gdy kilkuletnia Alice dostaje w spadku po dalekiej krewnej piękny wiktoriański domek dla lalek, w komplecie z meblami i miniaturową rodziną. Zabawka staje się dla dziewczynki sposobem na ucieczkę od rzeczywistości, której ton nadają alkohol i przemoc. W którymś momencie lalki zaczynają z nią nawet rozmawiać, a sama bohaterka przenosi się do wnętrza miniaturowego budynku. Na pierwszy rzut oka mogłoby wydawać się, że będzie to historia o szaleństwie jako odwrocie od sytuacji nie do zniesienia, ale twórcy tej miniserii (liczącej oryginalnie sześć części) niejednokrotnie zmylą tropy. Najpierw przenoszą akcję o półtora wieku wstecz, co pozwala czytelnikowi spodziewać się, że dostanie historię dzieje powstania domku i tytułowej rodziny. Z jednej strony spełniają te nadzieje, ale z drugiej zaraz gmatwają intrygę ponad miarę – bowiem przenoszą nas w przyszłość, w której śledzimy problemy już dorosłej Alice, w której życie jeszcze raz wkracza zabawka sprzed lat. Przed laty uwolniła się od przemocowego ojca i gdy zdołała wreszcie poukładać sobie świat, czekają ją następne dramatyczne zmiany, a czytelnika – niestety – drastyczny spadek poziomu albumu.
Mniej więcej do połowy tomu można śledzić fabułę z zainteresowaniem, zagadka tajemniczego domku dla lalek niesie niewypowiedzianą obietnicę, ale im bliżej do finału, tym intryga staje się równocześnie coraz bardziej zagmatwana i fasadowa, a sam finał rozczarowuje boleśnie. Można odnieść wrażenie, że scenarzysta miał pomysł, ale nie potrafił odpowiednio go rozwinąć, więc brnął w kolejne udziwnienia z jak najgorszym skutkiem. Po części przynajmniej potwierdza to oryginalny zarys fabuły komiksu, jaki znajdziemy w materiałach dodatkowych – moim zdaniem mogłaby powstać na jego kanwie historia znacznie lepsza od tej, którą ostatecznie dostaliśmy.
Materiały dodatkowe, nawiasem mówiąc, zdecydowanie można policzyć albumowi na plus. Oprócz wspomnianego zarysu fabuły dostajemy krótki wywiad ze scenarzystą i rysownikiem oraz biogramy wszystkich twórców Rodziny z domku dla lalek, a alternatywne okładki poszczególnych zeszytów tworzących serię naprawdę robią wrażenie. Dodatkowo okładki kolejnych tomów serii, przedstawiające faktyczne lalki, przewijają się wśród plansz komiksu także wypada pochwalić – umodelowanie ich na postacie z historii opowiadanej w serii to pomysł wręcz kapitalny, a do tego bardzo dobrze zrealizowany. Szkoda, że tego samego nie można powiedzieć o stronie graficznej albumu. Kreska Locke'a jest co najwyżej poprawna, niestety jej ocenę obniża mało realistyczna mimika postaci na niektórych kadrach, a ukazanie potworów w najlepszym razie należy określić jako groteskowe. Na dobrą sprawę można rzec, że współgra to z fabularną warstwą serii – potwory nie straszą, a bohaterowie są jednowymiarowi, zarówno protagoniści, jak i postacie drugoplanowe.
Dobry początek to za mało, by zrównoważyć tragicznie słaby finał, a nawet jeśli podnieść ocenę albumu za świetnie okładki poszczególnych zeszytów (zarówno oryginalne, jak i alternatywne) i pozostałe materiały dodatkowe, to ledwie osiągnie poziom średni. Dlatego drugiego tomu serii Hill House nie sposób określić inaczej niż jako "rozczarowanie". Zwłaszcza po dobrym Koszu pełnym głów zawiedzione nadzieje na wyrównany poziom kolejnych albumów muszą zaboleć – liczę jednak, że dalsze komiksy podniosą ponownie poprzeczkę, a zawód pozostawiony przez Rodzinę... okaże się tylko chwilowym spadkiem formy, wypadkiem przy pracy.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie albumu do recenzji.
Galeria
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:



Scenariusz: M.R. Carey
Rysunki: Peter Gross, Vince Locke
Seria: Hill House Comics
Wydawca: Egmont Polska, Egmont
Data wydania: 20 stycznia 2021
Kraj wydania: Polska
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Liczba stron: 160
Format: 170x260 mm
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolorowy
ISBN: 9788328149014
Cena: 69,99 zł