Hideout

Normalnie, bo to zła kobieta była...

Autor: Mały Dan

Hideout
Kiedy komiksy z serii Mega Manga dość solidnie ugruntowały swoją pozycję na polskim rynku, oficyna Japonia Polonica Fantastica umiejętnie odnalazła w nim kolejną niszę, którą sukcesywnie uzupełnia mangami z nowej linii wydawniczej Seinen. Wśród historii dedykowanych starszej młodzieży płci męskiej do tej pory znalazły się dwa kilkutomowe cykle – trzymający w napięciu thriller Blue Heaven Tsutomu Takahashiego oraz nastrojowy mystery horror Another Yukito Ayatsujiego i Hiro Kiyohary, a także oneshoot – bezpardonowy slasher Hideout Masasumiego Kakizakiego.

Żelazne prawidła gatunku

Przebieg wydarzeń w realizacjach reprezentujących rasowy slasher z reguły bywa nieprzyzwoicie przewidywalny, a schematyczność stanowi swoisty wyznacznik podgatunków mieszczących się w jego ramach. Grupa młodych ludzi spontanicznie organizuje pełen niewyszukanych atrakcji wyjazd za miasto, aby oderwać się na chwilę od codzienności i spojrzeć z dystansu na otaczającą ich rzeczywistość, a następnie z dala od osiągnięć cywilizacji, poza zasięgiem komórkowych sieci i bez sygnału satelitarnej nawigacji, dać się ponieść imprezowemu nastrojowi wydatnie spowitemu alkoholowymi oparami, marihuanowym dymem i erotycznym napięciem. Każdy z nich jest inną osobowością, każdy dźwiga własny bagaż doświadczeń i każdy boryka się z osobistymi problemami. Mimo że okolica jawi się niezwykle urokliwie, a biwak na łonie natury wydaje się być beztroską chwilą zapomnienia, hałaśliwa paczka przyjaciół niespodziewanie znajduje się w wyjątkowo nieprzyjaznym miejscu i w niezbyt odpowiednim czasie. Okazuje się bowiem szybko, że na ich tropie od samego początku jest owiane lokalną legendą niezidentyfikowane monstrum, które ma tylko jeden cel, a mianowicie bestialską eksterminację wszystkich nieszczęśników, którzy omyłkowo lub nieświadomie naruszyli niejasne granice jego terytorium.

Szlak przetarty przede wszystkim przez kultowe dziś postaci Michaela Myersa z filmu Halloween Johna Carpentera z 1978 roku oraz Jasona Voorheesa z filmu Piątek trzynastego Seana S. Cunninghama z 1980 roku, był srogo eksploatowany przez autorów powieści i twórców filmowych przez całe dziesięciolecia aż do momentu osiągnięcia punktu krytycznego i bezceremonialnego zdemaskowania w postaci błyskotliwego i nowatorskiego horroru Dom w głębi lasu Drewa Goddarda z 2012 roku. Również Masasumi Kakizaki zbudował fabularny szkielet mangi Hideout w oparciu o stare i wytarte, a jednocześnie sprawdzone i skuteczne, kalki wykorzystywane w slasherach pokroju Wzgórza mają oczy Alexandre Aja czy Droga bez powrotu Roba Schmidta. Japoński twórca nie ograniczył swojej pracy do skomponowania fabuły z charakterystycznych elementów skrupulatnie wyłuskanych z popularnych opowieści grozy z elementami gore oraz nutką snuff movies i torture porn, ale pokusił się o nadanie opowieści autorskiego sznytu, a jej wydźwiękowi drugiego dna. Czy skutecznie?

Śladami Stephena Kinga

Nieszczęśliwe małżeństwo po wielu wstrząsających przejściach udaje się na egzotyczną wycieczkę, aby ostatecznie uporać się z niemiłosiernie nawarstwionymi problemami, puścić w niepamięć dramatyczną przeszłość, ukoić poharatane złymi wspomnieniami serca i rozpocząć wspólne życie od początku. Seiichi Kirishima jest młodym niespełnionym pisarzem, który za sprawą potęgujących się zawodowych niepowodzeń i braku możliwości zapewnienia rodzinie ekskluzywnych warunków życia, wyzbył się resztek godności i zatracił większość ludzkich odruchów. Zjawiskowo seksowna i dokuczliwie chimeryczna Miki Kirishima to przyzwyczajona do nieprzeciętnych luksusów kobieta z bogatego domu, której horrendalne wydatki na zaspokojenie próżnych potrzeb pochłaniają cały domowy budżet. Rodzinna tragedia, której przyczyną było ewidentne zaniedbanie ze strony kobiety, wydawała się być gwoździem do trumny mocno nadwątlonego związku, a tropikalne wakacje na rajskiej plaży mają być pretekstem do pokonania starych demonów i odbudowania dawnych nienagannych relacji. Jednak tylko pozornie. Sytuacja zmienia się diametralnie, kiedy staje się oczywistym, że zdesperowany mąż zaplanował zbrodnię doskonałą. Perfekcyjny plan zabójstwa i ukrycia zwłok w leśnej dziczy skomplikuje się znacznie, kiedy ofierze i katowi – chociaż te role nie są sztywno przypisane do konkretnych postaci, a wątpliwy przywilej stwierdzenia kto jest kim autor pozostawia sumieniu odbiorcy – przyjdzie stawić czoła ukrytemu w podziemnym labiryncie niebezpieczeństwu i podjąć szaleńczą walkę o przetrwanie.

W krótkim posłowiu Masasumi Kakizaki otwarcie przyznaje się do fascynacji literacką twórczością Stephena Kinga oraz do inspiracji czerpanych z jego bestsellerowych książek, a naleciałości beletrystycznych pomysłów amerykańskiego pisarza stanowią solidną bazę dla nadrzędnej idei komiksu Hideout. Po części jest to autentyczna i przekonująca opowieść obyczajowa o zwyczajnych ludziach, których codzienne życie w pewnym momencie stoczyło się na najgorsze tory, po części zaś – krwawy i brutalny slasher przesiąknięty atmosferą narastającego obłędu i wywołujący poczucie pogłębiającej się psychozy. Japoński autor kreuje jak najbardziej wiarygodne portrety psychologiczne głównych bohaterów na obu płaszczyznach, a kolejne wydarzenia usytuowane na przeszłej i teraźniejszej osi fabularnej nakręcają spiralę psychicznej i fizycznej przemocy. Dramatyczny proces upadku postępuje tutaj w tempie geometrycznym. Z pozoru najnormalniejsza w świecie para pod wpływem traumatycznego impulsu zaczyna kierować się wypaczoną moralnością i pierwotnymi instynktami, aby doszczętnie poniżyć i nieludzko stłamsić, a docelowo wyeliminować słabsze ogniwo. Powracające koszmary pozbawionej sensu egzystencji i bezustannie spragniona krwi zdeformowana kreatura wydają się stanowić dwie strony tego samego medalu. Elementy paranormalne zostają jednak wyraźnie zepchnięte na drugi plan, bowiem najistotniejsza dla końcowego wydźwięku opowieści jest rozpadająca się w pył relacja na linii Seiichi – Miki. Dwuwarstwowe ujęcie tematu przywołuje wyraźne skojarzenia z fabularnymi rozwiązaniami znanymi choćby z kart powieści Carrie czy Lśnienie.

Kontrastowe granice horroru

Zawiązanie akcji jest proste i przejrzyste, zaś kolejne sekwencje są chronologicznie ułożone na dwóch regularnie poprzeplatanych i ściśle ze sobą zazębionych liniach czasowych. Najmocniejszą stroną komiksu Hideout jest właśnie jego złożona szkatułkowa konstrukcja. Dwurdzeniowa pierwszoosobowa narracja została ujęta w wymowną i uzasadnioną klamrę. Teraźniejszą oś fabularną stanowią dramatyczne wypadki między skonfliktowanym małżeństwem a wynaturzonymi mieszkańcami podziemi mające miejsce na tropikalnej wyspie, przeszłą – retrospekcje zdarzeń, które są bezpośrednią przyczyną opłakanego stanu rzeczy, zaś całość wpisana jest w ramy opowiadania chaotycznie snutego przez głównego bohatera z czasowego dystansu. Seria makabrycznych doświadczeń Seiichiego Kirishimy stanowi swoistą paralelę do jego anormalnych życiowych zawirowań, które błyskawicznie doprowadziły protagonistę do granic psychicznej wytrzymałości. Wyraźne analogie między krwawym starciem ze zmutowaną maszkarą w czeluściach zaginionych jaskiń a grozą codziennego życia w niewygodnym związku stanowią punkt zaczepienia do poszukiwania odpowiedzi na pytanie, co dla człowieka jest większym horrorem. Decyzja podjęta przez bohatera w finale rozwiewa ten znak zapytania w sposób dobitnie jednoznaczny i nie wymagający dalszego komentarza.

Opresyjna atmosfera i przygnębiająca wymowa zostały dosadnie uwypuklone formalnymi środkami wyrazu oraz niezwykle szczegółowymi rysunkami. Efektownie estetyczna i naturalistycznie surowa kreska, budowanie sylwetek postaci, faktur pomieszczeń i brył rekwizytów za pomocą opanowanego do perfekcji światłocienia, kadry szczelnie wypełnione najdrobniejszymi detalami i jednocześnie niemal całkowicie zatopione w szarościach i czerni, plansze epatujące poczuciem śmiertelnego niebezpieczeństwa i totalnej bezsilności to zasadnicze cechy szaty graficznej komiksu. Zręczne uchwycenie na całostronicowych portretach targających bohaterami uczuć i emocji pozwala wybrzmiewać wszystkim istotnym zmianom zachodzącym w ich świadomości, a liczne sceny bezpardonowych starć pomiędzy stronami konfliktu rozgrywają się zazwyczaj na dwustronicowych panelach obfitujących w rozbryzgi krwi. Gra kontrastów między ciepłem rodzinnego domu a goryczą permanentnego poczucia klęski również znalazła swoje odzwierciedlenie w warstwie graficznej. Świeżość sterylnych pomieszczeń mieszkania zderzona została z brudem nieodgadnionych podziemnych labiryntów, ogrzewana słonecznymi promieniami piaszczysta plaża uwydatnia mrok gęsto porośniętej dżungli skąpanej w strugach ulewnego deszczu, uśmiechnięta twarz dziecka koresponduje ze zniekształconym obliczem pokraki, zrezygnowana kobieta uwięziona w podziemnej celi stanowi punkt odniesienia do demonicznie niezłomnej Miki, zaś nieskazitelnie szlachetna postawa Seiichiego konfrontowana jest z okrutnie szpetną aparycją bezimiennego zabójcy. Takie przedstawienie świata prowokuje do radykalnego redefiniowania takich pojęć fundamentalnych dla człowieka, jak dom, rodzina, bezpieczeństwo czy miłość.

Rękopis znaleziony w jaskini

Niestety nie zmienia to faktu, że Hideout, choć stanowi świetny materiał na chwilę nieskomplikowanej rozrywki na satysfakcjonującym poziomie, to w ramach gatunku jest niemalże standardową opowieścią: nieskomplikowaną w założeniach i z rzadka tylko zaskakującą fabularnymi woltami, z bohaterami stanowiącymi podręcznikowe wręcz wcielenie typowych charakterów. Z jednej strony historia wciąga, intryguje i trzyma w napięciu, ale z drugiej – nie wnosi żadnej nowej jakości. Chociaż autor niemal całą opowieść zbudował na kanwie pospolitych klisz, to poszczególne motywy i wątki zespolił w sposób inteligentny i absorbujący. Scenę nieszczęśliwego wypadku można odczytać jako wariację na temat poetyckiego prologu Antychrysta Larsa von Triera, zakamuflowane zabójstwo na wyludnionym pustkowiu przypomina zawiązanie akcji z Koszmaru minionego lata Jima Gillespie, krwawa łaźnia z udziałem niezidentyfikowanych istot rozgrywająca się w klaustrofobicznej przestrzeni przywodzi na myśl Zejście Neila Marshalla, długotrwałe i powolne okaleczanie ludzkich ciał przetrzymywanych w podziemnych celach koresponduje z sadystycznymi praktykami Leatherface’a z Teksańskiej masakry piłą mechaniczną Tobe’a Hoopera, a przejęcie przez ofiarę roli oprawcy wydaje się być schematem żywcem wyciągniętym z obrazu Nocny pociąg z mięsem Ryûhei Kitamury. Dla miłośników dreszczowców to raczej pozycja obowiązkowa, dla pozostałych – rzecz nad wyraz zachęcająca.

Na uwagę zasługuje polska edycja mangi Masasumiego Kakizakiego, która dla fanów horroru niewątpliwie stanowić będzie atrakcyjny przedmiot pożądania. Wystarczy tylko wziąć komiks Hideout do ręki, aby poczuć dreszcz niepokoju przebiegający wzdłuż kręgosłupa. Okładka stylizowana jest na strzęp przybrudzonej tektury z tytułem i nazwiskiem autora wypisanym maszynową czcionką i odciskiem zostawionym przez zakrwawioną dłoń, spis rozdziałów przypomina sporządzoną stępionym ołówkiem szybką notatkę, a obrazu całości dopełnia karta dodawana do pre-orderów, która wygląda jak stare rodzinne zdjęcie przechowywane w zniszczonym pamiętniku. Zaś ze strony tytułowej tępo wpatruje się w czytelnika para wyłupiastych i przekrwionych oczu osadzonych w pokrytej bruzdami i bliznami twarzy. Poza tym komiks utrzymuje standard wszystkich komiksów z linii wydawniczej Seinen: format A5, sztywniejsza okładka z kolorową obwolutą, gruby biały papier, odpowiednie nasycenie czarno-białego druku i kilka stron otwierających tom w pełnym kolorze na kredowym papierze, a wszystko to w niezbyt wygórowanej cenie. Szukajcie schronienia.