Głębia (wydanie zbiorcze) #1: Ułuda nadziei

Oceany i nadzieja

Autor: Balint 'balint' Lengyel

Głębia (wydanie zbiorcze) #1: Ułuda nadziei
Słońce kiedyś umrze, wiedzą już o tym współcześni naukowcy. Co prawda ludzkości pozostało całkiem sporo czasu, ale już teraz można sobie wyobrazić, jakie będą konsekwencje jego wypalenia. Gdzie wówczas się schronimy? Czy opuścimy rodzimą planetę? A może zejdziemy ku morskim głębinom?

Wskutek drastycznego zwiększenia temperatury oraz masy słońca, życie na powierzchni Ziemi stało się niemożliwe. Aby przetrwać, ludzkość musiała schronić się w odmętach oceanów, równolegle wysyłając sondy w poszukiwaniu planet możliwych do kolonizacji. Odpowiedź jednak nie nadchodzi, a tymczasem dni ludzkiej cywilizacji są policzone. Liczone w tysiącach lat podmorskie osiedla coraz bardziej chylą się ku upadkowi, zaś ich mieszkańcy szukają pocieszenia w taniej rozrywce oraz rozpuście. I tyko jedna osoba nie straciła nadziei na lepsze jutro, Stel Caine wypatrująca sygnałów płynących z kosmosu.

Iluzja nadziei to zawierający sześć zeszytów album otwierający cykl Głębia, ukazujący postapokaliptyczną wizję schyłku ludzkości. Seria wyszła spod pióra Ricka Remender, zaś za oprawę graficzną odpowiada Greg Tocchini. Pierwsze zeszyty trafiły do rąk czytelników w roku 2015, a więc stosunkowo niedawno, a całość liczy sobie – na chwilę obecną – 19 odsłon i jeśli wierzyć Wikipedii, to jeszcze nie koniec.

Cóż więc otrzymują czytelnicy? Dystopijny świat, z jednej strony wystarczająco zaawansowany technologicznie, by móc zapewnić egzystencję na dnie oceanów, ale z drugiej strony ze społeczeństwami pogrążonymi w dekadencji. Na przeciwległym biegunie umiejscowiona została rodzina Caine'ów, nieprzystająca do otoczenia i z aspiracjami do przeżycia swoich dni w sposób zdecydowanie bardziej wartościowy od swoich sąsiadów. Motorem napędowym Caine'ów jest Stel, niepoprawna optymistka, głęboko wierząca, że sondy wkrótce powrócą z informacją o możliwości opuszczenia bezkresnych głębin i rozpoczęcia kolonizacji nowych planet.

Chęć działania, tak odmienna od wszechobecnego marazmu, stała się motorem napędowym do feralnej podróży wśród raf, w trakcie których rodzina padła ofiarą piratów, co jest zresztą niezwykle istotne dla rozwoju historii. Iluzja nadziei nie ogranicza się bynajmniej do statycznych opisów świata; to utwór, gdzie przygoda i akcja wypełniają mnóstwo stron, w trakcie których bohaterowie przemierzają morskie otchłanie walcząc o przetrwanie w skrajnie niebezpiecznym otoczeniu oceanicznej fauny oraz zdegenerowanych ludzi.

Postacią centralną bezapelacyjnie pozostaje Stel Caine, chociaż to dość dyskusyjna kreacja. Rick Remender w przedmowie podkreśla, iż nieznośnie i niepoprawnie optymistyczna bohaterka była dla niego bardzo ważnym pomysłem, wynikającym z osobistych pobudek oraz potrzeb artystycznych. Problemem jest to, że scenarzysta tym samym odsłonił zbyt wiele kart, czyniąc tym samym decyzje Stel bardzo oczywistymi. Choćby z tego powodu warto przedmowę zachować na deser, wówczas to protagonistka będzie bardziej zagadkowa.

Pozostałe postacie przewijające się na kartach komiksu mają względem Stel raczej drugoplanowy charakter, co nie oznacza, że nie wywierają istotnego wpływu na kształtowanie wydarzeń. Zarówno rodzina Stel: jej mąż Johl, jak również dzieci, Marik oraz Tajo przez większość stron komiksu napędzają główną bohaterkę do działania. Ważną rolę odgrywa również adwersarz, Roln, będący sprawcą osobistych nieszczęść dotykających rodzinę. I mimo, iż jego kreacja niczym nie odbiega od mnóstwa innych złoczyńców, to jednak nie sposób przejść obojętnie obok szaleńca na miarę Batmanowego Jokera. 

Bardzo interesująco prezentuje się oprawa graficzna komiksu, wymykająca się jednoznacznym ocenom. Z jednej strony nie można odmówić Gregowi Tocchiniemu wizji na miarę najlepszych komiksów SF: Yansa, Cyann czy Metabaronów. Podwodne miasta, podobnie jak dostępna technologia, nakreślone zostały z rozmachem, a analiza poszczególnych kadrów potrafi zająć kilka ładnych minut.

Wyobraźnia czytelnika dostaje kopa, regularnie jednak jest zatrzymywana przez samego grafika i ilustracje znajdujące się na drugim biegunie względem tych najlepszych. Część kadrów nakreślonych jest jakby w pośpiechu, zaś rysownikowi zbyt często zdarza się gubić tak elementarne rzeczy jak proporcje ciała. Troszkę szkoda, bowiem dysonans jest bardzo odczuwalny, co wpływa na finalną ocenę warstwy graficznej: miejscami świetnej, lecz z dość częstymi i zauważalnymi potknięciami. Pewną osłodą jest to, że Non Stop Comics podtrzymuje chwalebną tradycję i w skład wydania wchodzą również materiały dodatkowe: alternatywne okładki oraz szkice Tocchiniego, chociaż tych drugich mogłoby być więcej.

W albumach otwierających cykle najważniejsze pytanie zawsze jest jedno: czy nowy tytuł potrafi wzniecić uczucie ciekawości, które zachęci czytelnika do sięgnięcia po kolejną odsłonę? W tym przypadku, mimo drobnych potknięć w warstwie artystycznej, odpowiedź jest jednoznaczna i brzmi "TAK". Kupuję tę niespokojną, dystopijną wizję autorów i jestem ciekaw, jak Stel Caine poradzi sobie z umierającym, skrytym głęboko pod wodą światem.