Głębia #5: Światłość niesie światłość

Epicki finał podwodnej epopei

Autor: Balint 'balint' Lengyel

Głębia #5: Światłość niesie światłość
Na ostatnią odsłonę Głębi przyszło fanom cyklu nieco poczekać. Ich cierpliwość została jednak wynagrodzona całkiem opasłym tomem oraz epickim finałem. Czy znalazło się również miejsce na happy end? Sprawdziliśmy!

Nad obywatelami Salusa zawisła perspektywa unicestwienia dającej im schronienie podmorskiej kopuły, a co za tym idzie – również ich samych. Kończący się tlen zmusił mieszkańców do desperackiej próby opuszczenia oceanów i wyniesienia osady ku gwiazdom i ciemnościom kosmosu. Manewr ten – sam w sobie bardzo niebezpieczny – odsłonił Salusa na atak dwóch wrogich sił: armii konkurencyjnej kopuły Voldin oraz potomków ludzi, którzy kiedyś porzuceni na powierzchni, ewoluując, trwającemu w pragnieniu zemsty za pozostawienie ich na powierzchni.  

Przez cztery tomy Głębia była całkiem widowiskową serią, pieszczącą wyobraźnię odbiorcy niesamowitymi wizualizacjami podmorskich osiedli, zaawansowanego technologicznie ekwipunku, drapieżnych mieszkańców oceanicznych toni i wreszcie spalonej przez słońce powierzchni Ziemi. Fabularnie komiks utrzymywał świetne tempo, nawet jeśli wskutek kilku równoległych opowieści historia nie zawsze była przejrzysta. Od razu napiszę, że ze względu na bezpośrednie odniesienia do poprzednich tomów, dobrze jest je sobie odświeżyć, by nie pogubić się w trakcie lektury.

Nie dziwi jednak, że Remender postawił na epickie zwieńczenie. Osią fabularną ostatniej odsłony jest wspomniany atak dwóch sił na słabnącego Salusa. To cała, złożona sekwencja zdarzeń, w trakcie których dochodzi do przewartościowań, zmian sojuszy oraz nieoczekiwanych zdrad. Dzieje się więc bardzo wiele, zaś poszczególne rozdziały okraszone zostały starciami "bossów", co jako żywo przypomina scenariusze gier komputerowych, chociaż samo w sobie niespecjalnie wadzi w trakcie lektury. W aspekcie wielostronicowej konfrontacji piąty tom Głębi wypada zupełnie dobrze.

Czytelnicy zainteresowani perypetiami rodziny Caine'ów również powinni być ukontentowani. Scenarzysta oparł się pokusie pozostawienia niedopowiedzeń i domknął także ten wątek. I tu jest chwilowo nostalgicznie, a momentami bardzo widowiskowo. Co wynikło ze spotkania matki i córki po latach? Tego zdradzić w recenzji nie wolno, wystarczy napisać tylko, że Remender to scenarzysta z dobrym warsztatem i nawet jeśli korzysta z wypróbowanych tricków, to robi to umiejętnie, tak więc emocje gwarantowane są od pierwszej do ostatniej strony.

Jeden element kładzie jednak finałowy tom po całości: warstwa artystyczna. Już wcześniej grafiki Tocchiniego budziły nieco ambiwalentne odczucia: raz zachwycały niezwykle plastycznymi ujęciami podmorskich osad oraz wizualizacjami futurystycznego ekwipunku, czasami jednak ilustrator gubił nieco detale i upraszczał rysunki. Nigdy jednak nie schodził poniżej solidnego poziomu. W ostatniej Głębi jednak najlepsze grafiki są w najlepszym wypadku przeciętne, w kadrach zaś roi się od szkaradztw, o których zwyczajowo mówi się, że popełnione zostały na kolanie. Rysunki chwilami są nie tyle proste, co wręcz umowne, zaś w wielu przypadkach doszło do kuriozalnego zaburzenia kształtów, zupełnie jakby podczas składu komiksu bawiono się rozmiarami kadrów bez dbałości o zachowanie proporcji. Doprawdy nie rozumiem, dlaczego tak się stało, koniec końców ostatni tom miejscami zwyczajnie odpycha.

Czy zwieńczenie Głębi jest satysfakcjonujące? Na pewno dobrze stało się, że to już finał cyklu, dodatkowo z pozamykanymi furtkami, co raczej uniemożliwia dopisywanie kolejnych odsłon. Nie ulega też dyskusji, że jest to epickie zwieńczenie, jak z najlepszych produkcji, nie tylko komiksowych zresztą. Szkoda tylko, oprawa graficzna nie jest równie atrakcyjna, co scenariusz. Czy całość mogę polecić? Oj, bez dwóch zdań, Głębię pokochają wszyscy miłośnicy pełnokrwistych space oper, nawet jeśli to "space" oznacza dno oceanów. Przez większość stron seria pieści wyobraźnię, ilustracje uwodzą wzrok, a i sam scenariusz, mimo iż stosunkowo zawikłany, to jednak w sposób interesujący przedstawia tragiczne perypetie rodziny Craine'ów oraz ostatnie chwile ludzkości, która schroniła się w morskich odmętach.