Giant Days #4: Przepraszam, że cię zawiodłam

Wszystko od nowa

Autor: Shadov

Giant Days #4: Przepraszam, że cię zawiodłam
Susan, Esther i Daisy przeżyły pierwszy burzliwym semestr w Sheffield, który przyniósł tyle samo rozczarowań, co radości. Życie akademicko-towarzyskie okazało się trudne i pełne niespodzianek, jednak to dopiero początek ciężkiej drogi do dorosłości.

Stali czytelnicy z pewnością czekali na czwarty tom przygód trójki przyjaciółek, bowiem Bycie miłą nic nie kosztuje skończył się kilkoma ciężkimi chwilami, które pociągnęły za sobą opłakane skutki. Esther postanowiła ułożyć sobie życie poza uczelnią, Susan musi pozbierać się po rozstaniu, a Daisy robi wszystko, aby przyjaciółki się nie poddały. Nowy semestr to nowe wyzwania, kolejne miłosne wzloty i upadki, zaliczone i niezdane egzaminy, oraz cała masa innych towarzysko-akademickich problemów.

Pomimo że John Allison przemycił zarówno wspólne, jak i solowe perypetie dziewczyn, to wrażenie rozczłonkowania fabuły jest wyjątkowo silne. Dzieje się wiele, przez co każdy rozdział stanowi osobną historię, przeplataną większymi lub mniejszymi nawiązaniami do wydarzeń z innych części, głównie tomu trzeciego. Nie jest to bardziej znacząca wada, ale jeśli ktoś liczył na wyraźniejsze zawiązanie się wątku przewodniego, to będzie musiał jeszcze poczekać.

Z jednej strony uśmiejemy się, kiedy podczas szukania nowego mieszkania panny poznają ogromny przekrój potencjalnych mieszkań, od rozpadających się ruder, do nowobogackich willi, a z drugiej zaczniemy kibicować, gdy pogrążone w smutku szukać będą pocieszenia w ramionach innych. Oczywiście niektóre perypetie wypadają lepiej od innych, przykładem jest rozdział, w którym bohaterki przystępują do konkursu filmowego. Zabawna, emocjonalna historia, nadaje powieści nieco głębszego charakteru. John Allison pokazuje, że akademik to nie tylko egzaminy i zawody miłosne, to także czas samorealizacji i rozwijania swoich pasji. Poza tym wszystkie utrzymane są zarówno w klimacie atmosfery dowcipności i dramatyzowania, jaki znamy z poprzednich komiksów. Pojawiają się również momenty cięższe, w postaci konfrontacji ze starymi znajomymi, czy błędami przeszłości. Już od drugiego tomu John Allison przestał ograniczać się tylko do akademickiego życia dziewczyn i serwował mnóstwo epizodów z rodzinnych miejscowości protagonistek. Tak poznaliśmy m. in. stare waśnie Susan. Zaś w tym tomie role się odwracają i to miasteczko Esther będzie miało swoje pięć minut.

Scenarzysta ostrożnie wprowadza nowych bohaterów. Pojawiają się w konkretnym celu i są bardziej szczegółowo zaprezentowani. Nie zabrakło jednak i znanych już postaci, w tym znajomej Esther z okresu licealnego, która znaczniejszą rolę odegrała w tomie trzecim.

Rysunkowo dalej trzymamy się Max Sarin, który towarzyszy nam od albumu Obudźcie mnie jak będzie po wszystkim. Jej rysunki są solidne i zdążyły się już zakorzenić w serii. Nadal ma lekką, czasami karykaturalną kreskę, oddającą nastroje i emocje postaci. Nie zawiodła także Whitney Cogar, która dobrze radzi sobie z utrzymaniem strony kolorystycznej. Giant Days się nie zmienia i nadal cieszy przyjemnymi, żywymi barwami.

Scenarzysta po raz kolejny pokazał, że fantastycznie balansuje pomiędzy błahymi problemami koleżanek a tymi poważniejszymi natury uczuciowej czy emocjonalnej, chociaż tych ostatnich z tomu na tom jest coraz więcej. Susan, Esther i Daisy prowadzą szalone życie, pełne problemów, które na etapie dojrzewania wydają się nieraz tragiczne. Tak samo sprawnie łączy nowe wątki ze starymi, rozszerzając historię o kolejne aspekty życia kobiet. Nie braknie przy tym dużej dawki humoru, dzięki której tak bardzo chce się wracać do Giant Days.

Dziękujemy wydawnictwu Non Stop Comics za udostępnienie komiksu do recenzji.