Festiwal Komiksowa Warszawa 2014

Za ostatnią dychę...

Autor: Kuba Jankowski

Festiwal Komiksowa Warszawa 2014
W dniach 22-25 maja na Stadionie Narodowym w Warszawie w ramach Warszawskich Targów Książki odbył się kolejny Festiwal Komiksowa Warszawa. Na murawę wybiegła drużyna w składzie: warsztaty, spotkania, premiery, strefa targowa i rozmowy w przeróżnych konfiguracjach. Były jeszcze wystawy, ale w zasadzie na festiwalowym boisku okazały się niewidoczne. Ponownie na billboardach zabrakło informacji o FKW i znowu ciężko wskazać jednoznacznie jakim wynikiem zakończył się ten mecz. Zdecydowanie nie dopisali na spotkaniach kibice, których zapewne niezwykle upalna pogoda zachęciła do spędzenia czasu nad wodą. I pomyśleć, że FKW zaczynało od nauki pływania w Centralnym Basenie Artystycznym. Czy zespół przez te wszystkie lata dojrzał?

15 minuta: Panel Translacyjny - język francuski

Dopiero po dobrym kwadransie gry coś się dzieje. Jakub Syty i Wojciech Birek rozpoczynają w bardzo dobrym nastroju rozmowę na temat przekładu komiksów z języka francuskiego. Panel translacyjny odbył się już po raz czwarty i w tym roku wzorem poprzedniej edycji miał pokazać, jakie trudności w swoich przekładach napotykają tłumacze z danego języka. Mieszanka młodości, czyli Jakub Syty, i doświadczenia, czyli Wojciech Birek, stworzyła pasjonujące widowisko, któremu przyglądała się zaledwie garstka widzów.

Jakub Syty z werwą opowiadał o przekładzie komiksów Asgard i Orły Rzymu, pokazując przy tym, jak wiele tłumacz musi czytać i dłubać, aby oddać w ręce czytelnika dobrze wykonaną pracę. Być może dla wielu to nieistotne szczegóły, ale składają się one przecież na ostateczny kształt produktu, za który nieraz niemało trzeba zapłacić. Jakub Syty przybliżył w szczegółach historię wyjaśniającą jego decyzję o umieszczeniu w Asgardzie własnego przekładu Edda en prose, Völuspá, który wykonał porównując wersję angielską, francuską komiksową i polską. Wspominał też, jak to jako mały dzieciak, wpisywał sobie w osobnych zeszytach tłumaczenia komiksów. Prezentację zatytułował ››Zawód‹‹ tłumacz, ale w zasadzie słowo "pasja" chyba lepiej by oddawała faktyczny stan rzeczy.

Wojtek Birek powiedział, że po 180 przetłumaczonych tytułach przestał liczyć dalej. To imponująca liczba i szkoda, że poza kapitalnymi podaniami wymienianymi na bieżąco z młodszym kolegą tłumaczem, niestety nie pozwolono wielkiej nadziei naszej reprezentacji zaprezentować pełni swoich możliwości i Wojtek musiał opuścić boisko przedwcześnie (czytaj: hostessa wyrzuciła uczestników z sali po konsultacji z inną hostessą...).

21 minuta: Spotkanie z Pau z dalekich Balearów

Pau to autor kapitalnych komiksów dla dzieci, twórca współpracujący np. ze sławnym Maxem (Francisco Capdevilla), autor darmowego komiksu rozdawanego na stoisku PSK - Saga o Atlasie i Axisie (a dokładnie sześć plansz czegoś, co przypomina trochę Bone'a Jeffa Smitha). Kibiców zainteresowanych sztuczkami technicznymi egzotycznego gracza z hiszpańskich wysp było dwóch, ale ponieważ obaj mówili po hiszpańsku, ucięli sobie pogawędkę z tłumaczką i przesympatycznym autorem właśnie w tym języku. Pau tworzy sporo na rynek francuski i na przykład jego Atlas i Axis to saga, która pierwotnie miała ukazać się w pięciu tomach, ale skrócono ją do czterech, bo jednak wyniki sprzedaży nie okazały się aż tak dobre jak oczekiwane przez wydawcę.

23 minuta: Spotkanie z autorami komiksów dziecięcych

Ponieważ zagubił się gdzieś prowadzący to spotkanie, trzeba było zmienić taktykę gry. Rozmowę z Tomaszem Samojlikiem, Maciejem Jasińskim, Piotrem Nowackim i Bereniką Kołomycką (niestety z powodu naciągnięcia mięśnia dwugłowego nie zagrał KRL) poprowadziła dziennikarka Radia Kampus, a rosnąca w siłę publiczność tylko się przysłuchiwała. Rozmowa okazała się zbiorem anegdotek, z których najbardziej w pamięć publiczności zapadły chyba opowieści Tomka Samojlika o tym, jak to panie bibliotekarki wolą, żeby nie używał przy nich słowa komiks, albo jak on sam ma ochotę narysować scenę, w której ryjówka traci głowę, ale ze względu na swoje dzieci się przed tym powstrzymuje. Równie cenne były uwagi Macieja Jasińskiego o czytelnictwie komiksów i trzeźwa konstatacja, że niestety sprzedaż komiksów i ich czytelnictwo weryfikuje brutalnie cena, bo dzieci nie stać na wydawanie kieszonkowego na komiksy (eksperyment do wykonania: ile kieszonkowych trzeba odłożyć, żeby kupić sobie komiks?). Ogromna jest tutaj zatem rola rodziców, do których muszą najpierw dotrzeć wydawcy. Berenika Kołomycka natomiast polecała warsztaty jako sposób zachęcenia dzieci do czytania i tworzenia komiksów.

Tutaj urywa się zapis relacji z pierwszej połowy spotkania. Za trudności techniczne przepraszamy, niestety łącze satelitarne się przegrzało. Temperatura na zewnątrz Stadionu przekroczyła 30 stopni i sprzęt nie wytrzymał.

45 minuta: Komiks norweski

Kto by się spodziewał, że znani raczej z topornej gry Norwegowie zaprezentują taką gwiazdę! Kristian Hellesund - nauczyciel, krytyk komiksowy, trochę autor, ojciec rodziny czytającej komiksy, piłkarz prawie kompletny! - niezwykle ciekawie opowiadał o komiksie norweskim. Pierwszy komiks w Norwegii ukazał się w 1909 roku, a dziś w tym pięciomilionowym kraju tzw. "roczniki" sprzedają się w nakładzie 100-150 tysięcy egzemplarzy. Na rynku bardzo dużo komiksów ukazuje się w formie magazynowej. Jako ciekawostki Kristian pokazał okładki norweskich wydań Thorgala i Kapitan Klossa, który ukazał się pod tytułem Kaptein Koss (!). Podobno w Norwegii źle sprzedaje się alternatywny komiks francuski, a najpopularniejszym tytułem jest niejaki Pondus.

Oczywiście nie mogło zabraknąć nawiązania do opublikowanego przez Timof Comics Muncha, którego autor ponoć żyje z tworzenia opowieści obrazkowych, a jego komiks biograficzny o malarzu otrzymał w Norwegii nagrodę literacką (skąd my to znamy?). Ciekawie było zobaczyć materiał zdjęciowy, który Steffenowi Kvernelandowi posłużył za surowiec do narysowani kadrów Muncha, oraz zdjęcia dwóch wielkich stert książek, które autor przeczytał podczas siedmiu lat tworzenia tej opowieści.

51 minuta: Komiks francuski

Sensacja! Piąta z pięciu najśmieszniejszych rzeczy na świecie odnaleziona! Francuz mówiący po angielsku to jedna z pięciu najśmieszniejszych rzeczy na świecie (po krótkiej nodze, gaśnicy, imieniu Entombeta wypisanym w alfabecie orków i komiksie Wilq Superbohater). Francuski agent literacki nie okazał się takim technicznym magikiem, jak jego norweski kolega, i nie pokazał zbyt wielu sztuczek. Zaskakujące było to, że dla Francuzów ceny na poziomie 14-20 euro określił jako wysokie. I tyle, występ bez echa.

64 minuta: Na kanapie literackiej z Rutu Modan

Jak kobieta gra w piłkę, to musi grać wyjątkowo. Rutu Modan zagrała z poziomu kanapy bardzo sympatyczną partię i pokazała komiks dużej publiczności. Dziwne było ustawienie kanapy, bo przed nią znajdowała się tylko kamera i wejście do strefy targowej FKW. Publiczność zajmowała trybuny po bokach i z ukosa przyglądała się autorce Zaduszków, która mówiła o tym, że komiksy robi nie tylko dla czytelników, że czuła jakąś więź z Polską, co posłużyło jej za impuls do zrobienia komiksu rozgrywającego się w naszym kraju. Chciała w Zaduszkach podejść do tematu relacji polsko-żydowskich w inny sposób i próbowała osiągnąć efekt zabawny oraz ciekawy. Jak wiemy, autorka w Warszawie zbierała materiał fotograficzny do Zaduszków, a przed tamta wizytą o stolicy Polski nie wiedziała w zasadzie nic. Dodała jeszcze, że formalne zabawy językiem komiksu to dla niej zarówno inspiracje, jak i autorskie poszukiwania. Trzeba przyznać, że Izraelczycy wytrenowali u siebie wielką gwiazdę, której gracja w poruszaniu się po komiksowej murawie, tfu, kanapie!, budzi podziw.

72 minuta: Marcus Färber

Podczas akcji przeprowadzonej przez Marcusa Färbera, wychowanka niemieckiej szkółki piłkarskiej, zapachniało wreszcie golem. Duża w tym zasługa tłumaczącego posunięcia niemieckiej wschodzącej gwiazdy. Reprobus Färbera, wokół którego toczyła się rozmowa, to jego praca dyplomowa, którą w formie wystawy zobaczył wydawca i zaproponował jej przerobienie na formę komiksową. Jest to jedyny album komiksowy, który autor zrobił do tej pory, i którego tworzenie pokazało mu jak czasochłonna jest to praca. Męczące okazało się dla autora również ograniczenie barw, które sobie narzucił od początku pracy. Widać to na okładce, którą stworzył na samym końcu, i na której instynktownie szukał weselszych barw. Färber stwierdził, że kolejny jego komiks na pewno nie będzie tak mroczny (chciałby go stworzyć do końca tego roku; o tworzeniu komiksu powiedział jeszcze Marcus tyle, że prędzej zrobi komiks z większą ilością słów, niż niemy). Ciekawa była również wieść o tym, że powolutku wydawcy niemieccy zaczynają fundować dla twórców stypendia, aby ci mogli się oddać tworzeniu bez konieczności dorabiania. Marcus na przykład dorabia tworzeniem plakatów, ulotek i realizacją innych przygodnych zleceń. Dodał też, że Reprobus nie był obliczony na zysk.

86 minuta: Rag'n'Bones

Samotne szarże Dominika Szcześniaka (na boisko nie wybiegła Kasia Babis - podobnie jak ukraińscy piłkarze, którzy nie dostali wiz, oraz węgierski skrzydłowy Attila Futaki) sprowadziły się do pogadanki na różne tematy. Wspólny komiks duetu Szcześniak/Babis, Rag'n'Bones był tylko jednym z punktów rozmów. To historia stworzona na zamówienie luksemburskiego festiwalu, która ma być pozbawiona nadęcia i aforyzmów, zwykła opowieść o dwóch zbieraczach rupieci. Sporo wymian myśli na linii gość spotkania-publiczność dotyczyło komiksu Tequila. I tyle

91 minuta: Komiks hiszpański

To było chyba dziwne spotkanie, które zamiast komiksu hiszpańskiego dotyczyło działalności naukowej Any Merino. La Furia Roja zaprezentowała się zupełnie nie z takiej strony, z jakiej każdy kibic ją zna. Ale i tak było ciekawie i niech za dowód tego posłuży kilka interesujących linków, które po spotkaniu można było sobie wygooglować:

Dogrywka: Panel wydawców

Na boisko wbiegli rezerwowi, którzy jednak okazali się bardzo zmęczeni. Centrala, Taurus Media, Ongrys, Egmont, Kultura Gniewu, Timof i cisi wspólnicy nie zaskoczyli w sumie niczym, czego by w zakamarkach internetu i plotkarskich "piwek" nie można było się dowiedzieć. Najbardziej bezbarwny był Egmont ("tyle tego wydaliśmy i tyle mamy wydać, że za długo by o tym gadać").

Pomeczowa konferencja prasowa

Na Stadionie Narodowym w tym roku bramki nie padły. Na spotkaniach nie dopisali kibice, którzy ze strefy targowej musieli pokonywać dwa piętra i długie korytarze, żeby popatrzeć na swoich ulubieńców przy piłce. Rozmieszczenie spotkań względem części towarzysko-handlowej zadecydowało o indolencji strzeleckiej naszej drużyny. W zeszłym roku do sali spotkań było bliżej i ludzi dotarło więcej. Przesadzono również z klimatyzacją w salach spotkaniowych i zapewne niejeden kibic FKW ma teraz na pamiątkę lekki katarek. Niepojęte jest również to, że w salach nowoczesnego stadionu nie działa podłączenie komputer-projektor...

Udało się za to w tym roku namalować Tytusa na płycie Stadionu oraz wyeksponować ponownie dla szerszej publiczności kilku autorów, którzy zasiedli na kanapie literackiej. Udało się przeprowadzić sporo rozmów transferowych i w miłej atmosferze spędzić czas. Udało się jak zwykle ostatnie dziesięć złotych w portfelu wydać na komiksik, bo ich czytanie i zbieranie to pasja, a grać trzeba zawsze z radością. Bezbramkowy remis na Narodowym okazał się remisem na wagę utrzymania się w tej samej klasie rozgrywkowej, choć o mały włos, a dokonałby się bolesny spadek. Tego kibice by pewnie swojej drużynie nie wybaczyli!