Fairy Tail #19-21
Problemy z Animą
Midnight walczy z samą Erzą Scarlet – wojowniczka będzie musiała włożyć wiele wysiłku w to, by go pokonać i znaleźć słabe punkty przeciwnika. W momencie, gdy wydawało się, że zjednoczone siły Sprzymierzonych Gildii wygrały, na arenie pojawia się kolejny przeciwnik, jeszcze silniejszy i bardziej destruktywny. Na dodatek ostateczne zniszczenie Nirwany wymaga skoordynowanej akcji sześciu magów, czynności niezwykle precyzyjnej, a przecież ich siły są przerzedzone. Inaczej Cait Shelter zostanie zniszczone raz na zawsze.
Ostatecznie protagoniści wielkim wysiłkiem wygrywają to starcie; Wendy zaś dołącza do Fairy Tail. Niestety, to nie koniec ich perypetii – magiczna burza pochłania prawie całą gildię i przenosi ją do powoli tracącego magię świata, Edolas. Jeśli Natsu i Wendy nic nie zrobią, wszyscy ich przyjaciele zostaną przerobieni na energię magiczną dla totalitarnego imperium!
W recenzowanych tu tomach jedna przygoda się kończy, a kolejna – zaczyna. Poznamy tu historię Happy’ego i Carli, magicznej kotki Wendy. Bohaterowie będą również musieli się mierzyć z wyzwaniami w nowym świecie – choćby tym, że ich magia nie działa, a ta natywna funkcjonuje tylko jako magiczne przedmioty. W Edolas spotkamy również alternatywne wersje wszystkich magów znanych z Fairy Tail, będące w pewnym sensie odbiciami w krzywym zwierciadle – na przykład tutejsza Lucy to ostra babka niebojąca się ubrudzić rąk, Natsu kieruje pojazdami (i wewnątrz nich jest znacznie bardziej buńczuczny niż poza nimi). Jeśli jest coś, nad czym boleję, to nad tym, że w tym nowym świecie czarodziejka znana jako Lisanna jest żywa, i choć stanowi ważną część fabuły, ale niestety, mangaka tego wątku na razie w ogóle nie rozwinął. Nie wiemy ani kim jest, ani jaką ma osobowość (trudno ją porównać do tej, którą znamy z Earth Land), ani co ją łączy z Natsu i całą resztą postaci.
Recenzowane tu tomiki trzymają wysoki poziom poprzednich części, co już dawno przestało mnie zaskakiwać. Oczywiście, Fairy Tail to akcyjniak, mamy więc tutaj różne potyczki, całkiem dobrze oddane wizualnie i przemyślane, jednakże w tych częściach najważniejsze były inne kwestie – choćby wolna wola czy też „kształt serc”, które kochają i są kochane. Interesująco przedstawia się również historia rasy Happy’ego i Carli: skąd się wzięli i dlaczego Carla odnosiła się do Happy’ego niezwykle wręcz ozięble.
Pod względem czysto wizualnym także jest dobrze. Zwłaszcza obydwie wersje Natsu dostało parę ładnie narysowanych, zapierających dech w piersiach scen. Hiro Mashima niewątpliwie potrafi oddać zarówno pojedynki, jak i powolniejsze, bardziej melancholijne sceny, które skłaniają do zadumy i chwili refleksji.
Tom 21 kończy się pełną napięcia sceną, która każe na poważnie zastanowić się nad przyszłością bohaterów. Nie mam wątpliwości, że Mashima znajdzie ciekawy sposób na ich ocalenie i doprowadzenie do szczęśliwego zakończenia, a tymczasem pozostaje nam obgryzać paznokcie. Niewątpliwie to wielka zachęta do tego, by chwycić po następne tomiki mangi.
Jak oceniam recenzowane tomy? Są bardzo dobre. Autorowi udało się znaleźć dobrą równowagę między scenami pełnymi akcji, jak i tymi, które budują narrację i psychologię postaci. Dowiadujemy się trochę więcej o świecie (a właściwie to światach) przedstawionym, całkiem sporo o magicznych, latających kotkach, a przy okazji wyruszamy w niesamowitą podróż, jak zawsze – by kogoś ratować. Czy można chcieć czegoś więcej?
Recenzja dotyczy wydania angielskiego mangi, opublikowanego w USA przez Kodansha Comics.