Czym jest e-manga?
W maju 2016 wydawnictwo Waneko wprowadziło na rynek ofertę mang w wersji elektronicznej: w sklepie Google Play można kupić odpowiednio przygotowane mangi do odczytu na pulpicie lub urządzeniach z Androidem. Nie są jednak pierwsi, gdyż w 2015 roku J.P.Fantastica wypuściła elektroniczne wersje Dragon Balla i All You Need Is Kill – jednak ze względu na zapisy umowy licencyjnej dostępne były wyłącznie na urządzenia z systemami iOS i Android, co automatycznie bardzo ograniczyło sprzedaż i dostęp.
E-mang Waneko nie można pobierać w formie pliku na komputer (możemy jedynie przeglądać je online), ale na tablet owszem. Kosztują po 11,99 zł za tomik. Co ważne - nie ma opcji ich odsprzedaży: raz zakupiony tomik przypisany jest do naszego konta w sklepie Google.
Do wyboru na ten moment mamy:
- Ao no Exorcist
- Bakuman
- DOGS
- Gwiazda spadająca za dnia
- Seraph of the End
- Hatsukoi Limited
- Rock na szóstkę
- Kagen no Tsuki
- Ścieżki młodości
- Tokyo Ghoul
- Hiroszima: Bosonogi Gen
Do tego cztery książki Waneko (od 5 zł) oraz darmowy MangaMix Neo. Możecie przejrzeć tytuły tutaj. W sklepie Google powinniście je zobaczyć tu.
Elektroniczne mangi czytamy od prawej do lewej. W wersji PC wyglądają tak (poniżej “podwójna” strona):
Na tablecie – lepiej, zwłaszcza w przypadku DOGS (screeny dzięki uprzejmości mojej koleżanki, Wiedźmy):
Czytelnicy – sceptyczni
Przeprowadziłam mały internetowy wywiad z czytelnikami. Okazuje się, że większość jest sceptyczna jeśli chodzi o taką formę mangi, przy czym część z nich… nie wie, że manga elektroniczna w Polsce w ogóle istnieje.
Podczas zbierania materiału zauważyłam dość wyraźny podział w pewnej kwestii – to starsi czytelnicy (nazwijmy ich umownie “Pokoleniem Kawaii”) byli bardziej przychylni mandze elektronicznej. Podnosili też dość istotne argumenty: ceny mangi (uwzględniając wysoki VAT na publikacje elektroniczne), możliwość bezproblemowego kolekcjonowania długich serii, legalność itp.
Po przejrzeniu różnych komentarzy i profili ich autorów wniosek jest taki: starszy czytelnik chętniej sięga po mangi, ale też komiksy, książki, streamingi online – legalnie. Ergo: jest skłonny płacić za treść, nie tylko za formę.
Z młodszą częścią komentujących jest nieco inaczej. Z komentarzy pod postami Waneko oraz moimi pytaniami wynika, że uważają, że za e-mangi nie warto płacić, bo lepiej… pobrać wersje nielegalne.
Uwaga, tutaj przerywnik tragikomiczny w temacie:
Wygląda generalnie na to, że dużym problemem jest też po prostu cena – manga elektroniczna jest niewiele tańsza niż papierowa, co dla niektórych jest niezrozumiałe. Inni czekają na obniżenie podatku VAT, mając nadzieję, że dzięki temu ceny spadną. Dostępność skanlacji także ma duże znaczenie – wielu czytelników woli za darmo przeczytać coś po angielsku, nawet w kiepskiej jakości, niż zapłacić za dobry produkt po polsku.
Standardowo pojawiła się także frakcja po prostu lubiąca papier. Podnoszone były też inne argumenty, np. przygotowania technicznego mang do publikacji elektronicznej (o tym więcej w dalszej części tekstu), możliwości odsprzedaży tomików w drugim obiegu czy nawet estetyczne – o ozdobach pokoju i ładnie wyglądających na półce grzbietach.
Generalnie większość czytelników jest ostrożnie lub negatywnie nastawiona do pomysłu kupowania e-mang, przy czym duża część z wyrażających ten typ opinii… nie czytała nigdy legalnej wersji elektronicznej.
Co na to Waneko?
Zapytałam o opinię przedstawicielkę wydawnictwa, Aleksandrę Siemiradzką. Przede wszystkim rozwiała moje (i nie tylko moje) wątpliwości co do technicznego przygotowania mang na nośniki elektroniczne. Po zdobyciu osobnej licencji na takie wydanie (tak, jest potrzebna oddzielna licencja!) graficy tworzą nowe pliki specjalnie do tego formatu, podobne do tych wysyłanych do drukarni. Taki plik przekazywany jest do Japonii, do firmy NetComplex współpracującej z Wydawnictwem Shueisha. NetComplex pozbywa się spadów, nakłada zabezpieczenia i konwertuje go do formatu EPUB. Tak przygotowany plik wraca do Waneko, które zamieszcza go w sklepie Google Play.
Okazuje się także, że Shueisha – japońskie wydawnictwo, jedno z największych – aktywnie wspiera pomysł e-wydań mang, również w Polsce, co owocuje korzystnymi warunkami współpracy dla Waneko w tym względzie. Przyznaję – taki rozbudowany proces jest dla mnie (a pewnie i dla innych czytelników) zaskoczeniem.
Dalej jednak informacje nie są tak pozytywne. Mimo sporego wysiłku i entuzjazmu, które pracownicy Waneko wkładają w ten projekt, sprzedaż e-mang nie jest zadowalająca – i ten stan rzeczy utrzymuje się od początku. Tu pani Aleksandra podpowiada, że jednym z powodów może być cena, windowana przez wysoki VAT – aż 23% (mangi papierowe objęte są stawką VAT jak książki: 5%). Podobnie niezbyt konkretny plan wydawniczy (daty wydania są orientacyjne) może odstraszać niektórych czytelników. Dowiedziałam się także, że oferta tytułów e-mang będzie poszerzana dopiero, gdy wyniki sprzedaży wzrosną – jest to logiczne z punktu widzenia tak polskiego, jak i japońskiego wydawcy, pozostaje więc trzymać kciuki.
Ostatnia z informacji jednak mnie lekko zszokowała. Jak wspomniałam w części o czytelnikach, wielu zwłaszcza młodszych odbiorców otwarcie mówi o niechęci do płacenia za treści elektroniczne. I niektórzy informują o tym wydawnictwo wprost:
Feedback był. Niestety, bardzo negatywny. Młodzi czytelnicy nie są gotowi zapłacić 12 zł za wydanie elektroniczne mangi, gdyż – jak nam uświadamiano wielokrotnie, gdy była mowa o e-mangach – mają to samo za darmo w internecie.
Na szczęście, jak mówi pani Aleksandra, przynajmniej polskie strony ze skanlacjami współpracują z wydawnictwem i usuwają ze swoich serwerów mangi zlicencjonowane w Polsce. Nie wszystkie jednak:
Nie dalej niż wczoraj. Ktoś założył stronę internetową z polskimi skanlacjami i ogłosił, że ich pierwszym projektem będzie Strażnik Domu Momochi (jest to nasz tytuł, którego wydaliśmy już 10 tomów).
Jak podkreśla przedstawicielka wydawcy, nie dostali zbyt wiele pozytywnych informacji na temat projektu. Z wypowiedzi przebija pewne zmęczenie i rozczarowanie – trudno się dziwić:
Pozytywnego odzewu nie było wiele, padały komentarze, chwalące nas za podążanie z duchem czasu. Niektórzy czytelnicy uznali, że jest to dobra alternatywa dla osób chcących kolekcjonować mangę, ale nie mających już gdzie pomieścić kolejnych książek, jednak od razu informowali, że nie są w żaden sposób zainteresowani e-mangą. Najsmutniejsze obok informowania nas, że czytelnicy mangi wolą pirackie, darmowe wersje, jest jednak to, że zostaliśmy przez nich po prostu wyśmiani za ten pomysł.
Z punktu widzenia autorki – użytkowniczki entuzjastycznej
Od samego początku kupuję trochę e-mang. Jako fanka e-booków wypróbowałam je kiedyś dzięki Humble Bundle i wydawnictwu Kodansha: w plikach PDF ze znakiem wodnym oraz w komiksowym formacie CBZ. Było to naprawdę wygodne i pozwalało powiększać kadry bez problemu, chociaż nie dało się już szybko “kartkować” mangi w poszukiwaniu konkretnego fragmentu. Dlatego wprowadzenie przez Waneko e-mang ze stosunkowo łatwym dostępem przyjęłam pozytywnie.
Po roku mam już swoją wirtualną półkę mang i widzę tak pewne ich zalety, jak i wady. Z jednej strony e-mangi są tańsze niż tomiki papierowe, więc nie drenują tak kieszeni. Do tego nie zajmują miejsca, mam do nich dostęp wszędzie, gdzie tylko jest Internet, mogę przeczytać darmowe próbki dostępnych tytułów, powiększać kadry (dla krótkowidza to zbawienie), a “wypróbowanie” mangi nie wiąże się ani z większym wydatkiem (11,99 zł to cena kebaba, dwóch paczek ciastek czy bardziej wypasionego długopisu), ani z koniecznością pozbycia się potem niechcianego tomiku. Dzięki temu wypróbowałam Bakumana, który mi nie podpasował, czy skompletowałam DOGS, na które nie mam fizycznie miejsca. No i szybkość: wchodzę na stronę sklepu, kupuję, od razu czytam. Bez czekania.
Co do wad: ze względu na wymogi licencyjne mangi dostępne są wyłącznie w sklepie Google i tylko online, bez możliwości pobrania. Do tego wybór tytułów, chociaż nie tak mały, nie jest pełen. Mimo to, jak widać na załączonym obrazku, chętnie korzystam z tej formy i mam zamiar korzystać nadal. Uważam to za rozwojowy kierunek, a utwierdza mnie w tym przekonaniu chociażby zeszłoroczna premiera specjalnego modelu Kindle Paperwhite przeznaczonego właśnie do czytania mang czy rosnąca popularność serwisów takich jak ComiXology, sprzedających elektroniczne komiksy i mangi. Oba te przypadki to co prawda rynek zachodni albo japoński, ale może i u nas powoli szykuje się na to miejsce.
Dlatego cieszy mnie deklaracja Waneko:
Chcemy, by osoby, choć jest ich niewiele, które postanowiły kolekcjonować e-mangi nadal wierzyły, że ma to sens, tak jak i my. Bardzo cieszymy się z każdego nowego zwolennika e-mang i obiecujemy, że zrobimy wszystko, aby w przyszłości nasza oferta była jeszcze bogatsza.
Cóż, trzymam kciuki i zachęcam do sprawdzenia e-mangi. Może za rok ten rynek będzie nieco bardziej przychylny wydawcom!