Domena Królów

Wojna Królów dopiero się zacznie

Autor: Shadov

Domena Królów
Chociaż Wojna Królów przyniosła rozwiązanie konfliktu dwóch potężnych międzygalaktycznych Imperiów, pozostawiła też zalążek nowego niebezpieczeństwa. Wszechświat jest zagrożony, nowy wróg nadciąga. A osłabione wojną Shi’ar, Kree i Inhumas nie mają sił, aby mu się przeciwstawić.

W Wojnie Królów zakończył się wojenny konflikt pomiędzy Imperium Shi’ar pod wodzą Cesarza Gabriela “Wulkano” Summersa z Black Boltem reprezentującym połączone siły Kree i Inhumans. Nie obeszło się jednak bez ofiar, a także poważnych strat. Obie strony dotkliwie odczuły przedłużające się walki i ich kulminację. Rozgrywka pomiędzy Wulkano a Black Boltem doprowadziła do zdetonowania bomby tak potężnej, że zabiła obydwu, a w miejscu wybuchu rozdała wszechświat. Teraz kosmiczne potęgi, pozbawione swoich przywódców, od nowa próbują zbudować relacje pokojowe, równocześnie starając się zbadać wyrwę we wszechświecie.

Fabuła Domeny Królów nie skupia się jednak wyłącznie na powojennych aspektach politycznych, a także mniejszych wewnętrznych wojnach domowych, pomimo że jest ich bardzo dużo. Stosunki tak w Imperium Shi’ar, u Inhumanns, jak i u Kree są napięte. Śmierć przywódców zachwiała równowagą, a nowi władający (Meduza, żona zmarłego Black Bolta i Gladiator, były już członek słynnej Straży Imperialnej Shi'ar) nie zdążyli umocnić swoich pozycji. Podziały i spekulacje ciągle narastają, rwąc cienką nić równowagi, jaką zapewnił koniec wojny. I kiedy obie kosmiczne potęgi próbują wpłynąć na swoje decyzje, badania nad szczeliną przynoszą niespodziewane informacje. Po drugiej stronie jest świat i skrywa mroczną oraz przerażającą tajemnicę. Wróg nadchodzi, niosąc ze sobą niewyobrażalne cierpienie.

Jeśli ktoś w Domenie Królów oczekuje konfliktu na miarę wcześniejszej serii, to będzie musiał uzbroić się w cierpliwość. Ten komiks należy do “preludiów”, które ponownie otwierają wiele wątków i kładą fundament pod rodzące się konflikty, cierpi więc na to samo, co Wojny Królów: Preludium: jest nieco za spokojnie, zbyt politycznie i długo. Nim dojdziemy do punktu kulminacyjnego, zdążymy przebić się przez ściany dialogów i polityczno-cesarskich układów, które dla kogoś, kto nie "siedzi" aktualnie w kosmicznym Marvelu, będzie ciężkim orzechem do zgryzienia. Album jest przez to rozczarowujący – historia nie jest atrakcyjna, za to mocno obciąża informacjami, z czego w większości niezbyt istotnymi.

Domena Królów cierp niestety przez dłużyzny. Bez problemu można pomijać część dialogów, a nawet całe strony, nie tracąc za wiele z głównej akcji. Czytając bez przerwy, pod koniec albumu mało pamięta się z wcześniejszych zeszytów. Tak więc w jeden wieczór ciężko z jednostajną uwagą przebrnąć przez cały komiks.

Pomijając jednak niezbyt udaną fabułę, brawa należą się artystom, którzy zajęli się stroną graficzną tego prawie 400-stronicowego albumu. Mówimy co prawda o komputerowej stylistyce (żywe kolory, ładne przejścia, poprawne rysunki), ale wypadającej nie gorzej niż w Wojnie Królów.

Widać, że Dan Abnett i Andy Lanning, którzy pracują przy tym evencie Marvela, z jednej strony zapewnili łączność historii z poprzednimi tomami, ale  z drugiej w tak zwanym międzyczasie przypomnieli o panujących relacjach między poszczególnymi bohaterami. Zabieg być może potrzebny osobom, które sięgnęły po albumy dla tego konkretnego wydarzenia – Wojny Królów. Jednak dla znającego poprzednie części jest to męcząca “zabawa”. Aspekty polityczne nie są tu aż tak istotne, podobnie jak drobne wyrzuty względem swoich pobratymców. Gdyby twórcy bardziej skupili się na konflikcie i ograniczyli jedynie do pogłębiania relacji kilku postaci, Domena Królów by zyskała, a tak można się jedynie zniechęcić do całej kosmicznej wojny między cesarstwem Shi'ar a Kree-Inhumans – co z kolei jest krzywdzące, bowiem sama Wojny Królów zasługuje na zainteresowanie czytelnika.