Deadpool #02: Dobranoc

Oto kolejna porcja popapranego życia Deadpoola

Autor: Shadov

Deadpool #02: Dobranoc
Pierwszy tom Deadpoola, Najemnika śmierć nie tyka, należał do dzieł z grubsza przyzwoitych, ale bez żadnego efektu “wow”, którego moglibyśmy spodziewać się po scenariuszu Scottiego Younga. Jak jest tym razem? Podobnie: wciąż po równi pochyłej, nadal bez szału.

Po ataku celestianina na Ziemię, wyprawie do Dziwnoświata, walce z zombiakami i innym najemnikiem Deadpool nadal nie ma chwili wytchnienia. Jego agencja cieszy się zainteresowaniem coraz ciekawszej klienteli – przy czym Negasonic Teenage Warhead chwilowo jest na urlopie, więc Deadpool swoje zlecenia przyjmuje sam. Jednak czy coś mogło go przygotować na zadanie od dzieci? Dzieci, które chcą zabić Świętego Mikołaja? A że płacą gotówką i to sporą, to Wade Wilson bez gadania bierze ich zlecenie. Oczywiście rozczarowane kilkulatki to jedynie niewielka część tego albumu. Na głównego bohatera czeka jeszcze lunapark ze świnką do zabicia, a także zupełnie nowy najemnik, który ma z Deadpoolem wspólną przeszłość.

Pierwsze dwa zeszyty stanowią zamknięte historie (zlecenie na Świętego Mikołaja, zabicie pewnej postaci z lunaparku), dość oryginalne, a momentami z całkiem porządnie napisanymi dialogami. Skottie Young ma talent do wymyślania ciągów przyczynowo-skutkowych, których nawet wprawy czytelnik się nie domyśli. Dodatkowo jego opowieści nie byłby tak "harde", gdyby nie "przejaskrawiał" wielu rzeczy w sferze osobistej protagonisty, jak niezabawny, sytuacyjny dowcip, machanie mieczami i odcinanie wszystkiego wszystkim, a także wiele głupich zachowań Deadpoola w pozornie śmiertelnych sytuacjach.

Zeszyt #9 jest crossoverem z Jessicą Jones, którą Deadpool prosi o pomoc w celu znalezienia swojego serca – zostało wyrwane i nasz Najemnik z nawijką nie ma pojęcia, kto je zabrał. Utrzymana w bardzo jednolitej warstwie wizualnej jest najlepszą historią spod ręki Scottiego Younga w tym tomie. Fabuła trzyma się kupy, postacie (poza Deadpoolem) są świetnie zarysowane. Poza Jessicą, Wade Wilson zawiązuje sojusz jeszcze z jednym bohaterem, w efekcie cała ekipa przemierza kawałek miasta, wpada do magicznego klubu, aby ostatecznie zderzyć się z prowodyrem całej akcji. I to jest ten moment, gdzie pojawia się zalążek czegoś na wzór skomplikowanej intrygi z głównym “złolem”. 

Największy potencjał ma tu akcja z tajemniczym najemnikiem o ksywce “Dobranoc”, bowiem zaskoczeniem jest to, skąd owy jegomość się wziął, zwłaszcza że jego głównym pragnieniem jest zabicie Deadpoola za szaloną akcję z przeszłości. Scottie Young bezsprzecznie potrafi namieszać, przy czym nie boi się trochę poszaleć z motywami, poszukać fajnych analogii do innych serii, a nawet szyderczo wyśmiać inne postacie z DC.

Wciąż jednak to nie jest seria fenomenalna: fabularnie nie ma w niej praktycznie niczego ciekawego, zbudowana jest właściwie wyłącznie na “niegrzecznych” dialogach. Jak przystało na serię z Deadpoolem znajdziemy tu dużo przeklinania, wyśmiewania zaistniałych sytuacji i po prostu wpychania wszędzie sucharowych odzywek głównego bohatera. Do tego dużo krwi, brutalności i ciągłej walki. Postać Najemnika z zawijką jest dość skomplikowana: wredny charakter, czynnik gojący wprowadzający absurdalne sytuacje, zamiłowanie do brutalności i dwulicowość na każdym kroku. Niemniej Scottie Young do tematu poszedł dość dobrze i wszystkie te cechy wymieszał z nieco absurdalnymi przygodami, często wręcz idiotycznymi. Kto zna Nienawidzę Baśniowa (inna seria scenarzysty) zapewne znajdzie w Deadpoolu wiele porównań i nawiązań – więcej w pierwszym tomie, trochę mniej w drugim.

Wizualnie tom należy do tych samych ilustratorów, co poprzednia część. Za pierwsze zeszyty odpowiada Nic Klein, który świetnie pokazuje dynamikę Deadpoola, szczegółowość miejsc, a także klimat poszczególnych lokacji. Na szczególną uwagę zasługuje tu rozdział #9, który w całości został utrzymany w stonowanej, zimnej tonacji kolorystycznej. Prezentuje się świetnie i tworzy niesamowity klimat historii detektywistycznej. Zeszyty #10-12 należą już do Scotta Hepburna (rysunek) oraz Iana Herringa (kolory) i mają mniej szczegółowy kontur, wciąż jednak dobrą stronę wizualną. Podobnie jak pierwszy tom, całość jest ładna, a pracujący przy omawianym tu tomie artyści bawią się kolorami i tak jak abstrakcyjne są przygody Deadpoola, tak też nieraz wyglądają miejsca walki.

Przy Deadpoolu spod szyldu Marvel Fresh mamy do czynienia z historią, którą ciężko zakwalifikować jako znaczącą dla rozwoju uniwersum. Od początku tego tomu mamy “poszatkowaną fabułę”, która trochę zahacza o wątki z części poprzedniej, wprowadza dużo nowości, a w końcówce nawet zawiązuje bardziej wyraźny konflikt. Niemniej scenarzysta na każdym etapie skupia się prawie wyłącznie na samym Deadpoolu. Dla czytającego znaczy to tyle, że głównego bohatera poznajemy przez doświadczenia w jednoliniowych, niedługich epizodach, czasem jednozeszytowych, a czasem obejmujących dwa do trzech zeszytów.

Dobranoc cierpi niestety na tę sama przypadłość, co poprzedni tom: Skottie Young ma fajne pomysły, ale wydaje się, że w pełni ich nie wykorzystał. Ciężko stwierdzić, dlaczego się hamuje, zwłaszcza że przez wzgląd na charakter Deadpoola mógłby sobie naprawdę na wiele pozwolić. Niemniej po dwóch albumach z serii Marvel Fresh, wciąż mamy do czynienia z typowym akcyjniakiem i fabułą, której się po prostu nie pamięta. Taki trochę jednostrzał do przeczytania i odłożenia na półkę.