Deadly Class (wyd. zbiorcze) #1: 1987 Reagan Youth

Szkoła skrytobójców bez pazura

Autor: Balint 'balint' Lengyel

Deadly Class (wyd. zbiorcze) #1: 1987 Reagan Youth
Przeciętne dziecko uczęszcza do dobrze znanej szkoły, gdzie poznaje języki, matematykę czy historię. Niektórzy jednak nie należą do szerokiego grona normalnych nastolatków; taka młodzież trafia do elitarnej szkoły przyszłych zabójców. Jedni znaleźli się tam z woli rodziców, inni zwyczajnie nie mieli wyboru, jak na przykład Marcus Lopez Arguello.

Fortuna nigdy nie była sprzymierzeńcem Marcusa: wcześnie stracił rodziców zaś dom dziecka nie stał się przystanią do której zawinął na dłużej. Od tego czasu miejscem pobytu trawionego traumatycznymi wspomnieniami młodzieńca stała się ulica, będąca jednocześnie ścieżką wiodącą donikąd. Jednakże w godzinie najczarniejszej potrzeby los uśmiechnął się do Marcusa i wyciągnął pomocną dłoń, w rezultacie czego chłopak trafił do dziwacznego przybytku, będącego akademią przyszłych zabójców. Szybko jednak okazuje się, że bycie przyszłym egzekutorem nie jest łatwe, a najbliższa przyszłość wcale nie będzie sielanką.

Amerykański scenarzysta, Rick Remender już od wielu lat cieszy się za oceanem wypracowaną przez lata marką. Autor z równym zapałem pisze historie do swoich autorskich serii (Głębia, Deadly Class), jak i popularnych cykli serwowanych przez komiksowych potentatów (X-Men, Punisher, Venom). Można też spodziewać się, że kolejne publikacje Amerykanina doczekają się polskich tłumaczeń, bowiem porftolio zaiste budzi szacunek, zaś samo Deadly Class doczekało się już serialowej adaptacji. I jeszcze tytułem wyjaśnienia: recenzowany album zawiera w sobie zeszyty #1-6, które swoją premierę miały w 2014 roku.

W otwierającym cykl tomie Remender zaserwował odbiorcom thriller sensacyjny poprzecinany mnóstwem interwałów o charakterze bardziej osobisto-emocjonalnym. Okraszony on został kilkoma retrospekcjami odnoszącymi się do "cudownych lat osiemdziesiątych", lecz te ostatnie są ledwie drobnym dodatkiem. Na pierwszy rzut oka bogactwo oraz różnorodność motywów powinno gwarantować świetną rozrywkę, ale niestety rzeczywistość nie jest aż tak różowa, jak mogłoby się wydawać.

Najbardziej widocznym wątkiem jest oczywiście sama koncepcja akademii dla nastoletnich zabójców oraz perypetii Marcusa, który dopiero co do niej trafił i już od pierwszego dnia wpada w tarapaty wiodące do kolejnych problemów. Pękająca od liczby adeptów w szwach szkoła względem liczby uczniów przypomina przeładowane w latach osiemdziesiątych polskie "tysiąclatki" i prawdę pisząc jest to wizja zupełnie nieprzekonująca.

Owszem, można wyjść z założenia, że to przecież jedynie komiks, wytwór rozrywkowy, wykuty w wyobraźni autora. Jest w tym sporo prawdy, problemem jest jednak to, że zamiast budzić emocje lub pieścić wyobraźnie, całokształt funkcjonowania szkoły oraz jej uczniów tonie w morzu groteski: wewnątrzszkolne gangi zostały przerysowane, dialogi są drewniane, a sama wizja funkcjonowania placówki nie potrafi uwolnić wodzy fantazji, podobnie jak i przygody Marcusa.

Znacznie lepiej prezentuje się warstwa psychologiczna, zwłaszcza w przypadku protagonisty, który interesująco został odmalowany jako jednostka targana mnóstwem wątpliwości, pogrążona w melancholii, a przy tym świadoma faktu, że żeby przeżyć w szkole, musi w niej zaistnieć i podporządkować się zaleceniom sprzecznym z jego własnym sumieniem. Główny bohater nie potrafi odciąć się od tragicznych wydarzeń z przeszłości, które wyraźnie odciskają piętno na nim, zaś pobyt w akademii traktuje jako jedyną możliwą alternatywę dla powrotu na ulicę. Kolejne strony niosą ze sobą perypetie, które obnażają słabości Marcusa, tym razem natury fizycznej. Od strony fabularnej kreacja Marcusa stanowi niezwykle jasny punkt na tle generalnie nieciekawej koncepcji szkoły i miałkiego scenariusza.

Drugim bardzo jasnym punktem jest warstwa graficzna autorstwa Wesleya Craiga z kolorami naniesionymi przez Lee Loughridge. Ilustracje są całkiem szczegółowe, Craigowi udało się też odmalować emocje Marcusa oraz jego nastoletnich towarzyszy, zaś sceny także podkreślają scenariusz i bieżące wydarzenia. Jeszcze lepszą pracę wykonał kolorysta, bardzo umiejętnie zestawiając barwy, nie stroniąc tak od ciemnych tonów, jak i od pasteli. W rezultacie od strony artystycznej komiks może przypaść do gustu szerokiemu gronu odbiorców.

W albumie nie brakuje również – jak przystało na publikacje Nonstopcomics – materiałów dodatkowych, w tym przypadku przedmowy, posłowia oraz kilkunastu stron z okładkami poszczególnych epizodów. Można zaryzykować twierdzenie, że czytelnicy zdążyli się już przyzwyczaić do takich suplementów, mimo to jednak warto podkreślić ich dołączenie do komiksu.

Czy pierwszy tom zachęcił do dalszej przygody z Deadly Class? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Prawdą jest, że są tu elementy, które mogą się spodobać: interesująca kreacja głównego bohatera oraz świetna oprawa graficzna. Z drugiej strony koncepcja akademii zabójców oraz wszelkie pomysły związane z jej funkcjonowaniem są... zwyczajnie mało interesujące, a momentami groteskowe. Cóż, wygląda na to, że trzeba będzie sprawdzić co przyniesie kolejna odsłona i jak z poprowadzeniem fabuły poradzi sobie jej autor.

 

Dziękujemy wydawnictwu Non Stop Comics za udostępnienie komiksu do recenzji.