Deadly Class #7: 1988 Miłość jak krew

Emocji ciąg dalszy

Autor: Balint 'balint' Lengyel

Deadly Class #7: 1988 Miłość jak krew
Opuszczając Stany Zjednoczone Marcus sądził, że zostawił za sobą wątpliwe dziedzictwo King's Dominion. Nie wiedział tylko, że o ile można wyciągnąć człowieka ze szkoły zabójców, o tyle samej szkoły z człowieka już się nie usunie.

Siódmy tom Deadly Class podejmuje wątek dokładnie w miejscu, w którym został ucięty na ostatnich stronach poprzedniego epizodu. Dla przypomnienia: grupa imprezowiczów ze szkoły zabójców postanawia zrobić sobie relaksacyjny wypad do Meksyku, gdzie przypadkiem natrafiają na Marcusa i Marię próbujących odciąć się od niechcianej przeszłości. Nie wiedzą jednak, że ich tropem podążają Viktor oraz Brandy, dążący do osobistej zemsty na imprezowiczach. Jednak zagrożenie ze strony napakowanego Viktora to niewielki problem w obliczu najazdu hordy yakuzy, nasłanej przez brata Say i poszukującej Marcusa. Wkrótce wszyscy uczniowie King's Dominion będą musieli wspiąć się na wyżyny swoich umiejętności, by ocalić skórę.

Jeśliby pokusić się o najbardziej ogólne rozróżnienie poszczególnych tomów Deadly Class, to można by przyjąć umowny podział na albumy, które dokonują istotnych przełomów w opowieści, inicjując przełomowe wydarzenie oraz wprowadzając na karty powieści nowe postaci oraz albumy kontynuujące wcześniejsze wątki, raczej prowadząc do ewolucji aniżeli rewolucji. Miłość jak krew zdecydowanie należy do drugiego rodzaju, chociaż scenarzysta – w tej roli nieodmiennie występuje Rick Remender – zadbał o pewną niespodziankę. Na czym ona polega, napisać nie mogę.

Miłość jak krew to w zasadzie jedna wielka nawalanka, w trakcie której nie bierze się jeńców. Yakuza nie patyczkuje się w trakcie łowów, otrzymując po drodze wsparcie lokalnych, domniemanych stróżów prawa, zaś młodzież raz za razem dowodzi swojego ponadprzeciętnego wyszkolenia odebranego w King's Dominion. Czasami historia wkracza wręcz w obszary właściwe dla komiksu superbohaterskiego, bohaterowie bowiem notorycznie wykazują się ponadprzeciętną wytrzymałością organizmu i odpornością na obrażenia wewnętrzne. Być może jednak jest to czepialstwo i paradoksalnie niezwykle łatwo jest przymknąć oko na podobne zagrywki.

Pewną niesprawiedliwością byłoby napisać, że scenarzysta nie wprowadził żadnych nowych elementów do historii i nie położył podwalin pod dalsze rozszerzanie opowieści, niemniej jednak Miłość jak krew to po prostu perfekcyjnie napisana i wciągająca nawalanka. Czytelnik z wypiekami na twarzy śledzi perypetie Marcusa, kibicując bohaterom w nierównej walce z napastnikami, zaś czas spędzony na lekturze mija błyskawicznie. O warstwie graficznej wystarczy napisać, że trzyma poziom poprzednich tomów i fani cyklu będą w pełni ukontentowani. Tradycyjnie też w wydaniu nie zabrakło galerii okładek.

Kolejny tom Deadly Class  oferuje mnóstwo emocji oraz świetnej rozrywki, co chyba jest najważniejszym podsumowaniem opowieści. Niezależnie od sympatii i antypatii względem poszczególnych postaci, każdy czytelnik pozna dalsze perypetie swojego ulubieńca oraz doświadczy uczucia polowania na własnej skórze. Co najważniejsze, Remender jasno daje znać, że głowę nadal ma pełną pomysłów, a to jest jak najlepszy prognostyk na następne tomy.