DC Black Label. Harleen

Szalona miłość

Autor: Marcin 'Karriari' Martyniuk

DC Black Label. Harleen
Czasami życie płata figle. Przekonuje się o tym Harleen Quinzel, młoda doktor psychiatrii, angażująca się w terapię łotra, kilka dni wcześniej mierzącego do niej z broni.

Pierwsze szkice stojące u fundamentów Harleen Stjepan Sejic poczynił jeszcze w 2015 roku, lecz na dobre prace ruszyły dopiero parę lat później pod szyldem DC Black Label. Linia ta, wedle zapewnień włodarzy komiksowego giganta, ma dać swobodę artystom, kreującym historie nieprzynależące do Nowego DC Comics czy DC Odrodzenie.

Sejic wziął na tapetę narodziny Harley Quinn, antybohaterki wymyślonej przez Paula Diniego i Bruce’a Timma, twórców serialu animowanego Batman. W Harleen autor pokazuje całą drogę, która pchnęła tytułową postać w objęcia (dosłownie) szaleństwa. Obserwujemy zatem wystąpienie młodej doktor psychiatrii nazwiskiem Quinzel, prowadzącej wykład o autorskiej metodzie mającej pomóc przestępcom powrócić na łono społeczeństwa, potem śledzimy także jej kontakty z łotrami w Azylu Arkham, gdzie trafia dzięki dofinansowaniu Wayne’a, a do tego Sejic wplata jeszcze retrospekcje pozwalające na złapanie szerszego obrazu Harleen mającej niechybnie zadurzyć się w Jokerze.

Autor szczególny nacisk położył na emocjonalne rozterki wiodącej niełatwy żywot bohaterki. Dlatego dostajemy całe mnóstwo wewnętrznych monologów, które wyraźnie pokazują kolejne etapy popadania Harleen w szaleństwo i – używając nomenklatury rodem z brazylijskiej telenoweli – szpony miłości. To zresztą główny zarzut wobec Harleen. Sejic stanowczo za dużo podaje czytelnikowi na tacy, zupełnie wprost akcentuje momenty decydujące o przejściu bohaterki na drugą stronę i nie zostawia odbiorcy właściwie żadnego pola do własnej interpretacji. Trudno powiedzieć w jakim stopniu to efekt warsztatu Chorwata, a w jakim wymóg związany z przygotowaniem komiksu dla szerokiego grona klientów. Tak czy inaczej, w wielu momentach dosłowność narracji daje się we znaki, podobnie jak parę nie do końca logicznych zachowań postaci pobocznych. Nieco też szkoda, że po obiecującym początku Sejic rezygnuje z pokazywania życia Harley poza sesjami z Jokerem. Obserwujemy, jak książę błaznów owija terapeutkę wokół swego palca, aczkolwiek brakuje lepszego przedstawienia cech lub wydarzeń z życia młodej doktor, które mogłyby uczynić ją podatną na podobne zagrywki.

Pomijając wyżej wymienione kwestie, Harleen może się podobać. To dobrze napisana geneza antybohaterki będącej na fali popularności po tym, jak w filmowym Legionie samobójców odmalowała ją znakomita w tej roli Margot Robbie. Sejic nie szafuje akcją, skupia się na budowaniu niezdrowej relacji Harleen i Jokera, których łączy coraz silniejsza i dziwniejsza więź. Potrzeba bliskości, ambicja i przekonanie o słuszności własnych działań sprawia, że przy wydatnej pomocy klauna bohaterka wyzbywa się mentalnych blokad. Nieźle wypada także historia poboczna Harveya Denta, będącego swoistym katalizatorem niechcący utwierdzającym młodą doktor w przekonaniu, że jej terapia ma szansę powodzenia. Na drugim planie obserwujemy przemianę prokuratora w Dwie Twarze i trzeba oddać chorwackiemu twórcy, że sprawnie splótł ze sobą oba wątki w finale.

Komiksy wydane w ramach linii DC Black Label mogą się pochwalić atrakcyjną szatą graficzną i Harleen wpisuje się w ten trend, choć nie jest to poziom albumu Batman: Przeklęty. Niektórym może wadzić wizerunek Jokera, przypominającego lowelasa z filmowych romansideł, jednak poza tym ilustracje są mocną stroną albumu. Sejic bardzo dobrze radzi sobie z okazywaniem emocji na twarzach i w mowie ciała swoich bohaterów, co odgrywa szczególnie istotną rolę w komiksie tak silnie zorientowanym na dialogi i relację dwójki postaci. Do tego artysta żongluje różnymi układami kadrów – z rzadka dostajemy szereg miniatur z gadającymi głowami, czasem całostronicowe obrazki, a znalazło się też miejsce dla wizji rodem z koszmarów. Zdarzają się niestaranne rysunki złożone ze znacznie mniejszej liczby kresek, jednak i one wyglądają niezgorzej dzięki chłodnej palecie barw przełamywanych czerwienią.

Sejic skupił się na tym, co inni twórcy na ogół zbywali kilkoma kadrami i przedstawił cały proces przemiany doktor psychiatrii w Harley Quinn – od pierwszego spotkania Harleen i Jokera, przez sesje wywierające olbrzymi wpływ na terapeutkę i chęć pomocy przeradzającą się w uczucie, aż po zatracenie się w uwielbieniu do szalonego klauna. Owszem, przez tak precyzyjne ukazanie relacji obu postaci czasami zabrzmi fałszywa nuta, lecz to nie odziera Harleen z zalet. To zarówno atrakcyjna wizualnie, jak i porządnie napisana geneza Harley Quinn – może miejscami przegadana, ale cóż, tak to już bywa z psychiatrami.