Cyberpunk 2077: Słowo honoru
Krew odzyska swoje prawa
Ostatnia pozycja z tego cyklu recenzowana na łamach Poltergeista, Sny wielkiego miasta, nie wykorzystywała w pełni potencjału tkwiącego w historii opowiadanej na jej łamach, co – przynajmniej po części – wynikało z niewielkiej objętości albumu. Liczyłem, że kolejna część serii, Słowo honoru, grubsza od Snów o niemal 50 stron, będzie wolna od takich problemów.
Opis albumu już na wstępie zaskakuje elementem, którego nie tylko nie spotkaliśmy we wcześniejszych tomach, ale który generalnie nieczęsto pojawia się w cyberpunkowych historiach. Główną bohaterką jest bowiem nie młoda Krawędziara, ale spokojna staruszka pracująca w barze na odludziu, po skończonej zmianie wracająca do skromnego domostwa (a właściwie przyczepy), gdzie mieszka z mężem-emerytem i wychowywaną wnuczką. Kobieta na pierwszy rzut oka nie wyróżniająca się niczym szczególnym, musi jednak porzucić uporządkowane życie i powrócić do znienawidzonego Night City, by rozwikłać tajemnicę śmierci ukochanej córki – i ukarać jej zabójców.
To z kolei motyw doskonale znany z popkultury – bohater który zerwał z dawnym, niebezpiecznym życiem i pragnie tylko cieszyć się zasłużoną emeryturą w otoczeniu bliskich, musi raz jeszcze wrócić do dawnych zwyczajów, wykonać ostatnie zadanie, mając świadomość, że może go nie przeżyć.
Historia, choć posługuje się ogranymi motywami, w przynajmniej kilku miejscach potrafi pozytywnie zaskoczyć. Głównym atutem jest w niej jednak sposób kreacji postaci, ukazujących niespodziewaną głębię i złożoność. Dzięki wiarygodnym motywacjom zarówno protagonistów, jak i drugoplanowej obsady, można faktycznie wsiąknąć w fabułę albumu. Zwroty akcji są niewymuszone, intryga rozwija się w sposób wręcz organiczny. Patrząc na pretekstowość Trauma Team czy sztampowość bohaterów w Gdzie jest Johny, trudno nie życzyć sobie, by kolejne albumy z cyklu były zdecydowanie bliższe Słowu honoru.
Także pod względem graficznym to bardzo udana pozycja. Choć nie spodobała mi się aż tak, jak Twój głos, to tutaj odpowiedzialny za rysunki Jesús Hervás serwuje nam pozbawioną artystycznej umowności, realistyczną kreskę, która pozwala dokładnie oddać rozmaite elementy: sylwetki i mimikę postaci, wyposażenie – od broni i wszechobecnych wszczepów po pojazdy czy nawet meble – nie mówiąc już o samym Night City, które raz jeszcze wyrasta na pełnoprawnego bohatera opowiadanej historii, pozornie pozostającego w cieniu, w łatwym do zignorowania tle, ale odciskającego swe piętno na wszystkich, którzy się z nim zetkną. Z grafikami Hervása bardzo dobrze współgrają kolory położone przez Giulię Brusco – niezależnie od tego, czy jesteśmy na środku pustyni, gdzie mieszka główna bohaterka z rodziną, czy w oświetlonej neonami metropolii, otoczenie bohaterów żyje, nie sprawia wrażenia jedynie dekoracji dla opowiadanej historii, ale dodaje jej wiarygodności i sprawia, że Słowo honoru czyta się (i ogląda!) z niekłamaną przyjemnością.
Podobnie jak w pozostałych tomach cyberpunkowego cyklu, także i tu nie dostajemy specjalnie rozbudowanych materiałów dodatkowych – zaledwie galerię czterech alternatywnych okładek. Nie ukrywam jednak, że zamiast większej ilości premiowej treści, zdecydowanie wolę poświęcenie miejsca na rozbudowanie głównej zawartości albumu, a ta w przypadku Słowa honoru jest wręcz kapitalna.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie albumu do recenzji.
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:



Scenariusz: Bartosz Sztybor
Rysunki: Jesús Hervás
Kolory: Giulia Bruso
Seria: Cyberpunk 2077
Wydawca: Egmont
Data wydania: 26 kwietnia 2023
Kraj wydania: Polska
Autor okładki: Jesús Hervás
Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
Liczba stron: 104
Format: 16.7x25.5cm
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Papier: kredowy
Druk: czarno-biały i kolorowy
ISSN: 9788328154254
Cena: 39,99 PLN
Tytuł oryginalny: Cyberpunk 2077: You Have My Word
Wydawca oryginału: Dark Horse Books
Kraj wydania oryginału: USA