Corto Maltese #14: Ekwatoria

Corto jakiego znamy

Autor: Marcin 'Karriari' Martyniuk

Corto Maltese #14: Ekwatoria
Kiedy  za sterami serii pierwotnego twórcę zastępują nowi autorzy, pojawia się uzasadniona obawa o zachowanie wypracowanego ducha wcześniejszych dzieł. W przypadku Corto Maltese zmiana na fotelu scenarzysty nastąpiła po dwunastu tomach na skutek decyzji o kontynuacji serii po śmierci Hugo Pratta, lecz nazwiska artystów – szczególnie scenarzysty – wchodzących w buty zmarłego klasyka pozwalały wierzyć, że miłośnicy przygody nadal będą kontent.

Mowa w końcu o Juanie Diazie Canalesie, scenarzyście cieszącego się dużą popularnością Blacksada, oraz Rubenie Pellejero, laureacie nagrody dla komiksu zagranicznego na Festiwalu Komiksu w Angoulême w 1997 roku. Duet twórców pchnął Corto Maltese ku poszukiwaniom zwierciadła księdza Jana, legendarnego króla, którego królestwo miało się znajdować gdzieś na krańcu świata. W celu odnalezienia bezcennego artefaktu żeglarz odwiedza Wenecję, Zanzibar, a nawet wplącze się w niepodległościowe walki prowadzone na terenie Egiptu. I oczywiście napotka na swej drodze niejedną uroczą niewiastę. I stawi czoła kilku mniej uroczym niebezpieczeństwom.

Do rąk czytelników trafia opowieść o tym Corto Maltese, którego zdążyli polubić – romantycznego awanturnika o ciętym języku, skorego do śmiałych i niejednokrotnie szlachetnych czynów, choć wiele z pozytywnych przymiotów ukrywającego za fasadą łobuzerskiego uśmiechu. W naturalny sposób uzyskującego przychylność płci pięknej, lecz mimo to skazanego na prowadzenie samotnego żywota. Nie samym protagonistą jednak Ekwatoria stoi, bo prócz niego na kartach komiksu pojawia się jeszcze parę budzących sympatię lub zaciekawienie postaci. Do tego dochodzą częste zmiany scenerii – ze statku pasażerskiego na klasztorną bibliotekę, a później między innymi dżunglę – przez co pomimo 80 stron nie ma miejsca na nudę, ponieważ Canales wyraźnie kondensuje wydarzenia. Należy bowiem pamiętać, że wojaże Corto nigdy nie ograniczały się do wertowania starych ksiąg, za to wielokrotnie kończyły się nadstawianiem karku przez żeglarza-włóczęgę i poetyckimi wtrętami. Również od strony graficznej jest bardzo dobrze, ponieważ Ruben Pellejero starał się zbliżyć do stylu Hugo Pratta i udało mu się to wcale nieźle. Przedstawianie bohaterów na tle malowniczych krajobrazów, kadrowanie i rysy postaci – wszystko służy jak najwierniejszemu oddaniu atmosfery romantycznej przygody, jaka charakteryzowała prattowskie opowieści. 

Problemy dotyczą pobudek do odwiedzania różnorakich miejsc. W trakcie lektury łatwo odnieść wrażenie, że zwierciadło nie ma większego znaczenia, a po zakończeniu przekonanie jedynie zamienia się w pewność. Canales traktuje ów artefakt jako pretekst do posyłania Maltańczyka w coraz to nowe regiony, przez co ważniejsze stają się wątki poboczne i epizody rozgrywające się w różnych krajach, niż same poszukiwania zwierciadła, które odbywają się nieco mimochodem. Takie podejście nie każdego usatysfakcjonuje.

Pomimo utyskiwania na niespecjalnie angażującą oś fabularną czternasty tom Corto Maltese pokazuje, że pewne formuły, nawet jeśli silnie już wyeksploatowane, wciąż mogą być pożywką dla twórców i przynosić radość czytelnika. Canales trzyma się charakterystycznych cech komiksów Pratta i ubiera je w szaty przygody rozgrywającej się wprawdzie w innym miejscu globu, lecz wciąż przyjemnej i romantycznej.