Niedawno na księgarskie półki trafił także trzeci zbiorczy tom prezentujący historie opublikowane pierwotnie nakładem Dark Horse Comics. Ponad rok po ukazaniu się drugiego tomu cyklu (Miasto złodziei) i dwa lata od pierwszego (Narodziny legendy) dostajemy zwieńczenie historii, ukazujące Conana u szczytu kariery, jako władcę najwspanialszego królestwa Ery Hyboryjskiej.
Podobnie jak w poprzednich tomach, także i tu nie znajdziemy jednej spójnej opowieści, ale szereg epizodów różnej długości, spiętych fabularną klamrą, w której młody sułtan poznaje historię barbarzyńskiego władcy dzięki starożytnym zapiskom i pomocy wiernego wezyra. Ta przewijająca się przez cały tom osnowa, spajająca poszczególne wątki, sama w sobie zasługuje na uwagę, a czytelnik łatwo zauważy, że relacje między następcą tronu a jego zausznikiem są dużo bardziej złożone niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka.
Złożona jest także narracja tomu – dostajemy i autonomiczne, niezależne opowiastki o Conanie, i dwie duże, rozbudowane historie (tytułowy Powrót do Cymerii oraz Rękę Nergala opartą na niedokończonym opowiadaniu Howarda), w których pojawiają się dawni znajomi i powracają echa przeszłości. Nie zabrakło osobnych nowelek, w których (przyszły) król Akwilonii występuje w roli drugoplanowej lub zgoła pojawia się tylko epizodycznie – te ostatnie zdecydowanie wypada pochwalić, pokazują bowiem, że świat Ery Hyboryjskiej jest rozległy i bez trudu znajdzie się w nim miejsce dla wielu zróżnicowanych (i zaskakujących) bohaterów, a nawet mali i niepozorni statyści też mają do opowiedzenia własne historie. Innym – zaskakującym – motywem jest ukazanie różnych wersji tych samych wydarzeń: jedną młody następca tronu poznaje dzięki swemu doradcy, drugą odkrywa samodzielnie w antycznych zwojach, co zmusza do zastanowienia się, czy w poprzednich tomach dzieje Conana relacjonowane przez wezyra przyszłemu władcy także nie zostały zmodyfikowane.
Fabularnej różnorodności towarzyszy też bogactwo stylów graficznych: do ilustratorów znanych z poprzednich dwóch tomów zbiorczego wydania (jak choćby Tomás Giorello) dołączyli nowi. Szczególnie wypada zwrócić uwagę na styl Richarda Corbena, którego toporne, kanciaste sylwetki i gruba kreska kontrastują z delikatniejszą i bardziej szczegółową linią, jaką znajdziemy w większości plansz. Ten grafik odpowiada za zilustrowanie historii opowiadających nie o Conanie, a jego dziadku Connachcie, który zaszczepił w młodym potomku pragnienie dalekich wędrówek i poznania krain leżących za horyzontem. Plansze te pokazane zostały w retrospekcjach, co sprawia, że ich wyróżniający się styl pomaga łatwo wyodrębnić je z głównej osi narracji, która dzięki temu stwarza z albumu historię wręcz szkatułkową.
Powrót Conana w rodzinne strony mieliśmy już okazję oglądać w drugim tomie Życia i śmierci, ale w albumie Dark Horse otrzymujemy znacznie bogatszą wersję opowieści o przybyciu przyszłego władcy Akwilonii na mroźne wzgórza Cymerii. To jedna z najlepszych części zbioru, łącząca nadprzyrodzone elementy, krwawą wendettę i głębszą refleksję nad spełnieniem młodzieńczych marzeń i miejscem człowieka w życiu; dziadek Conana, mimo że rozpoczyna żywot w identycznym punkcie, co jego potomek, dokonuje innych wyborów i odmiennie – co nie znaczy, że gorzej – wieńczy swą awanturniczą karierę.
Aż chciałoby się, by do trzech tomów dołączyły następne. Choć możemy spodziewać się dalszych albumów o Conanie sygnowanych logo Marvela, to historie opowiadane przez twórców Dark Horse Comics inaczej prowadzą narrację, mają inną kreskę i kolejne stanowiłyby dla nich znakomitą alternatywę, czy raczej uzupełnienie.
Na razie jednak wszyscy miłośnicy zarówno prozy Roberta E. Howarda, jej komiksowych adaptacji, jak i dobrych opowieści z gatunku sword & sorcery z pewnością powinni poważnie rozważyć sięgnięcie po ten tom.
Na uwagę zasługują też materiały dodatkowe zamykające album – oprócz samych komiksowych historii dostajemy bowiem także okładki poszczególnych zeszytów, eseje otwierające lub wieńczące kolejne odcinki, grafiki koncepcyjne oraz szkice postaci, potworów i całych plansz; tego rodzaju dodatki zawsze warto docenić.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie albumu do recenzji.