Clifton (wyd. zbiorcze) #5

Wciąż taki sam Clifton

Autor: Marcin 'Karriari' Martyniuk

Clifton (wyd. zbiorcze) #5
Ponoć agenci specjalni nigdy nie przechodzą w stan spoczynku. Nie inaczej ma się ta kwestia w przypadku Harolda Wilberforce'a Cliftona, dżentelmena o blond czuprynie i pokaźnym wąsie, którego energiczność zawstydziłaby niejednego młodzieniaszka.

Piąty tom wydania zbiorczego przygód Cliftona, tak jak i wcześniejsze, składa się z czterech osobnych historyjek, lecz tym razem napisanych przez Boba de Groota, który zastąpił na fotelu scenarzysty serii Grega, wówczas już redaktora naczelnego czasopisma Tintin. Z kolei schedę po rysowniku Jo-Elu Azarze przejął Turk. Nowi twórcy rozpoczęli zupełnie przyzwoicie, bo od Chichoczącego złodzieja. Gang rabusiów dokonuje kolejnych kradzieży, zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami. Podają do informacji publicznej godzinę i miejsce kradzieży, potem zaś bezceremonialnie dokonują dzieła, wieńcząc popisy charakterystycznym chichotem watażki. Jaki jest powód uprzedzania sił porządkowych i londyńskiej społeczności przed kolejnym atakiem? Odkrycie odpowiedzi na to pytanie okazuje się kluczem do przyskrzynienia przestępców i choć intryga jest prosta jak drut, to Bob de Groot odnalazł balans pomiędzy żartami a popychaniem fabuły naprzód, częstokroć łącząc jedno z drugim, dzięki czemu otrzymaliśmy charakterystyczne dla przygód Cliftona śledztwo ozdobione humorem z nutą absurdu.

W Pseudonimie Lorda X czytelników czeka nie lada niespodzianka, gdyż protagonista staje po stronie łotrów i nawet pomaga w ucieczce z więzienia jednemu z nich. W tej części humoru jest jakby mniej, przynajmniej z początku, jednak sam zamysł i końcówka wynagradzają przesunięcie akcentów. Późniejszy Sir Jason to już wyraźny spadek formy, choć początkowe gagi, zbudowane na relacji starego wyjadacza z młodym i tchórzliwym agentem są jeszcze udane, lecz rozwój historyjki, przewidywalność i mniejsza dawka dowcipów niż w pozostałych rozdziałach, plasują tę część najniżej ze zgromadzonych w albumie. Finałowy Ten drogi Wilkinson opiera się na psychokinetycznych sztuczkach paru postaci, które poprzez szczególne umiejętności świadomie lub nieświadomie potrafią napytać sobie biedy. Warto zwrócić na tę część uwagę nie tyle ze względu na przewodni motyw, lecz wydatniejszą rolę Miss Partridge, gospodyni Cliftona i jednocześnie jedną z niewielu postaci, które skutecznie mu się odgryzają, co prowadzi do wielu zabawnych sytuacji. Zwłaszcza jak te w omawianej historyjce, gdzie dla niektórych osób to nie były pułkownik MI5 jest gwiazdą wartą poznania, a właśnie skromna gospodyni Partridge.

Jak na pierwszy kontakt ze znaną już czytelnikom postacią, Bob de Groot poradził sobie więcej niż dobrze. Zachował wszelkie cechy charakterystyczne Cliftona, podkreślając wszechobecne brytyjskie zadęcie i przywiązanie do ceremoniałów – niech was nie zdziwi widok strażników przestających gonić uciekającego więźnia ze względu na rozbrzmiewający hymn narodowy – oraz żywiołową osobowość bohatera.