Chrononauci

Stąd do przeszłości

Autor: Balint 'balint' Lengyel

Chrononauci
Co łączy rzymski Circus Maximus, Dallas oraz jurę? Wszędzie tam można udać się samochodem! Tak, tak – trzeba jedynie dysponować możliwością przemierzania czasu wzdłuż i wszerz. To wystarczy, by zostać pionierem zwanym Chrononautą.

Bycie pierwszym podróżnikiem w czasie nie jest rzeczą łatwą. Poza oczywistym ryzykiem niepowodzenia misji, skutkującym utknięciem gdzieś w przeszłości lub prozaiczną śmiercią, na śmiałków czekają nie mniejsze wyzwania: oparcie się pokusie nadmiernego korzystania z uciech oraz zmiany przyszłości. Gotowi na jazdę bez trzymanki?

Chrononauci to dzieło brytyjsko-amerykańskiego duetu w składzie Mark Millar i Sean Murphy. Komiks ujrzał światło dzienne w roku 2015, kiedy to do rąk czytelników trafiły cztery jego części. Polska edycja zagościła na półkach księgarń dzięki staraniom Non Stop Comics. Jak łatwo się domyślić, jest to wydanie kompletne, zbierające wszystkie epizody.

Chrononauci przygodą stoją. Autorzy, wyraźnie zainspirowani znakomitą filmową serią Powrót do Przyszłości i nie będąc skrępowanymi przez ograniczenia techniczne właściwe dla dzieł filmowych, ledwie po kilkunastu stronach wprowadzenia rzucają czytelników w wir przygody przez duże P. Trzeba przyznać, że akcja wartko gna naprzód, raz za razem dowodząc nie tylko olbrzymiej wyobraźni autorów komiksu, ale również ich poczucia humoru.

Główni bohaterowie, Corbin Quinn oraz Danny Reilly, na przestrzeni ledwie 120 stron odwiedzają rok 1504 i położoną w środkowej Azji Samarkandę, by już po chwili udać się do Nowego Jorku doby lat trzydziestych ubiegłego wieku, skoczyć do starożytnego Egiptu, Rzymu oraz równie odległych w czasie i przestrzeni Chin, by znowu zawitać do czasów niemalże nam współczesnych,  odwiedzając przy okazji epokę, kiedy Ziemią władały dinozaury. A to nie wszystkie serwowane odbiorcom atrakcje.

W trakcie kolejnych skoków czasoprzestrzennych ważne jest, by nie przywiązywać wagi do fizyki świata i zachowania bohaterów oraz nie tracić koncentracji podczas podziwiania ilustracji. Pierwszy element w zasadzie nie podlega dyskusjom – należy przyjąć z dobrem inwentarza wyobrażenie na temat skoków ku przeszłości. Chrononauci to komiks stricte przygodowy i właśnie brawurowe wyczyny bohaterów biorą w nim górę nad wywodami naukowymi.

Warto też przyglądać się kadrom, tutaj bowiem Sean Murphy serwuje prawdziwą ucztę dla oka. Świetnie uchwycone i bardzo zróżnicowane kadry raz za razem cieszą wzrok niezwykle dynamicznymi ujęciami, zaś momentami przypominająca nieco szkic kreska urzeka mnóstwem detali. A że tematyka otworzyła przed ilustratorem olbrzymie pole do popisu inwencją oraz wyobraźnią? Tym lepiej, że wykorzystał nadarzającą się okazję. Ilustracje to jednak nie wszystko – warto uważnie czytać tekst, w nim też bowiem ukryto mnóstwo rozmaitych nawiązań tak do popkultury, jak i historii oraz polityki. I jeszcze jeden smaczek: na końcu komiksu czytelnicy znajdą dodatkowe okładki opracowane z myślą o poszczególnych częściach. Obejrzyjcie je, bo warto.

W zasadzie tylko jedna rzecz nie daje spokoju w trakcie lektury: irytujący bohaterowie. Jak na reprezentanta grona naukowego, szczycąc się poziomem inteligencji rzędu 240, Corbin Quinn zachowuje się momentami jak skretyniały nastolatek. Z jednej strony wynika to co prawda z przyjętej konwencji i wszelkie przygody zazwyczaj są właśnie wynikiem podjętych przez niego decyzji, zdarzają się również chwile głębokiej refleksji, ale jednak nie kupuję tego typu postaci. Zresztą towarzysz Corbina, Danny Reilly nie wypada wcale bardziej przekonująco. Skłonny wszakże jestem uznać, że takie podejście jest rezultatem przemyślanego i gwarantującego rozrywkę planu.

Jak można podsumować Chrononautów? Przede wszystkim jest to masa dynamicznej rozrywki, świetny przerywnik pomiędzy poważniejszymi tytułami, gwarantujący kilka kwadransów uczciwej i bardzo przyzwoitej zabawy. Komiks nie tylko dla podróżników w czasie.