» Recenzje » Bloodshot. Odrodzenie (wyd. zbiorcze) #3: Staroświecki

Bloodshot. Odrodzenie (wyd. zbiorcze) #3: Staroświecki


wersja do druku
Bloodshot. Odrodzenie (wyd. zbiorcze) #3: Staroświecki
Nowy cykl o Bloodshocie osiągnął półmtek. Pierwsze dwa tomy mogły wywoływać skrajnie mieszane odczucia, stąd też najnowsza odsłona mogła wzbudzać uzasadnione obawy, czy aby scenariusz dodatkowo nie straci tempa. Tymczasem… Uprzedzając fakty – jest niespodzianka!

Trzydzieści lat po wydarzeniach z Kolorado świat uległ daleko idącym zmianom. Ziemia zamieniła się w spieczoną słońcem pustynię, a tylko nieliczni znaleźli schronienie w ocalałych miastach. Reszta musiała nauczyć się sztuki przetrwania na opanowanych przez gangi pustkowiach, woda zaś stała się walutą cenniejszą niż dowolny kruszec. W jednej z zapyziałych osad swoją przystań odnalazł Bloodshot, odpłacając się lokalnej społeczności dbaniem o jej bezpieczeństwo. Ta wątpliwej jakości idylla nie mogła jednak trwać wiecznie i wkrótce upragniony spokój został utracony.

Recenzowany, trzeci tom przygód Bloodshota, przyniósł ze sobą rewolucję, będąc połączeniem Mad Maxa z X-menami i nie ma w tym krzty przesady. W postapokalitpyczny świat, z ziemią sprażoną słońcem i udręczoną przemocą Lemire, wplótł grupę bohaterów dysponujących nadnaturalnymi mocami oraz zbuntowaną sztuczną inteligencję. W naturalnym odruchu można by pomyśleć, że połączenie to może być karkołomne, a jednak - eksperyment się sukcesem!

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Zupełnie nowa kompozycja scenariusza dała scenarzyście możliwość przeniesienia akcentów historii na zupełnie inną płaszczyznę. Odejście od fundamentów, na których zostały zbudowane poprzednie tomy: istoty nanitów, ich wpływu na Bloodshota oraz przypadkowe osoby, znakomicie przysłużyło się scenarzyście. Lemire zrzucił kajdany, jakie sobie nałożył, a które chyba mu ciążyły. Nie wymyśla jakichś dziwacznych, pomysłów związanych z nanitami, nie musi na siłę szukać fabularnych uzasadnień dla nielogicznych zachowań bohaterów. Ba! Pozbył się nawet frazesów, co krok wygłaszanych przez przewijające się na kartach postaci.

Oto bowiem powstał komiks stricte przygodowy, z akcją gnającą na złamanie karku, gdzie trup ścieli się gęsto, a krew tryska litrami. Bloodshot w końcu nie spędza czasu biadoląc na swoim losem – a przynajmniej nie zajmuje to tyle objętości komiksu – tylko raczy czytelnika soczystymi frazami, głównie jednak rozdając ciosy na lewo i prawo. Nanity niby odgrywają istotną rolę w zrozumieniu wypadków, jednak nie dominują.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Nie tylko samą bijatyką żyje człowiek. W przerwach pomiędzy dynamicznymi kadrami Lemire serwuje świetnie retrospekcje, łączące epizody z przeszłości z dziejącymi się na bieżąco. Ale nie przesłaniają one bieżących wydarzeń, lecz je uzupełniają, dając chwilkę wytchnienia przed kolejnym dodaniem gazu. Do tego kunsztownie zostały wplecione od strony wizualnej, o czym za chwilę. Nie zabrakło też fabularnego twistu oraz furtki otwierającej cykl na kolejny tom. Muszę przyznać, że o ile poprzednie tomy nużyły i były przegadane do granic wytrzymałości, o tyle tom trzeci połyka się jednym tchem. Później zaś warto go przeczytać ponownie, tak by wyłapać dodatkowe niuanse i smaczki. 

Trzeci tom Bloodshota świetnie broni się nawet jako samodzielny komiks. Owszem, kilka spraw może być w sposób oczywisty niejasnych, wówczas warto zapoznać się z recenzjami lub skrótami z poprzednich epizodów, tylko po to, aby dowiedzieć się, kim jest główny bohater i na czym bazuje koncepcja komiksu. Po prawdzie nić łącząca z poprzednimi tomami jest na tyle wątła, że jej wpływ na bieżące przygody ogranicza się jedynie do znajomości fizjonomii i metabolizmu protagonisty.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

W parze z dynamicznym scenariuszem idzie kapitalna kreska Lewisa LaRosy. Ilustrator nie stroni od epickich, dwustronicowych kadrów, przedstawiających łomotaninę z najróżniejszych perspektyw. Dynamizm ilustracji fenomenalnie współgra ze scenariuszem, nakręcając czytelnika do dalszej lektury. Zresztą od strony technicznej grafikom również niczego nie można zarzucić. LaRosa kapitalnie operuje konturami, odcinając pierwszy plan od tła i tym samym dając złudzenie olbrzymiej głębi ilustracji. Piękno albumu wieńczą szkice, tylko potwierdzające talent ilustratora.

Wiele złego można było napisać o poprzednich tomach: Kolorado oraz Polowaniu. Oba albumy były irytujące, niekonsekwentne, miejscami wręcz odpychające i nudne. Staroświecki jest zupełnie inny. Lemire dał sobie spokój z próbami nadania głównemu bohaterowi jakiejś szczególnej głębi, nie sili się na rozważania o nanitach i ich działaniu. Zamiast tego położył akcenty na aspektach z pozoru trywialnych: akcji i łomotaninie. I zrobił to znakomicie! Gorąco polecam wszystkim osobom, które cenią sobie przyjemną, świetnie zaserwowaną rozrywkę.

 

 

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
8.5
Ocena recenzenta
8.5
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Bloodshot. Odrodzenie #3: Staroświecki
Scenariusz: Jeff Lemire
Rysunki: Lewis LaRosa
Seria: Bloodshot, Odrodzenie, Bloodshot. Odrodzenie
Wydawca: KBOOM
Data wydania: 27 września 2019
Kraj wydania: Polska
Tłumaczenie: Adam Rzatkowski
Liczba stron: 124
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Papier: kredowy
Druk: kolorowy
ISBN: 9788395432309
Wydawca oryginału: Valiant
Kraj wydania oryginału: USA



Czytaj również

Bloodshot USA
Być Bloodshotem, czyli co dalej robić?
- recenzja
Bloodshot. Odrodzenie (wyd. zbiorcze) #4 Wyspa Bloodshotów
Prawdziwego faceta poznaję się wówczas gdy...?
- recenzja
Zagubione psy
Smutek, żal i rozpacz
- recenzja
Podwodny Spawacz
Topiąc smutki
- recenzja
Bloodshot. Odrodzenie (wyd. zbiorcze) #1: Kolorado
Rozdarty człowiek w rozdartym scenariuszu
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.