Bloodshot. Odrodzenie (wyd. zbiorcze) #2: Polowanie

Czas na łowy!

Autor: Balint 'balint' Lengyel

Bloodshot. Odrodzenie (wyd. zbiorcze) #2: Polowanie
Komiskowi superbohaterowie zazwyczaj dzielą się na dwie grupy: tych dobrych, co zazwyczaj ratują świat oraz tych złych, co ten świat pragną sobie podporządkować albo zgoła unicestwić. Nieco rzadziej zdarzają się postacie stworzone do bycia narzędziem siejącym zniszczenie, jednak próbujące walczyć ze swoim przeznaczeniem.

Bloodshot już wie, że nie ucieknie przed swoją przeszłością. Zmieniające zwykłego śmiertelnika w bezmyślną maszynę do zabijania nanity przedostały się przestrzeni publicznej. A to oznacza ofiary, liczne ofiary. Bloodshot zdaje sobie sprawę, że na bok musi odłożyć sentymenty i marzenia o byciu zwykłym człowiekiem i czym prędzej ruszyć w pościg za innymi grasującym na wolności bloodshotami. Tylko eliminacja zarażonych nanitami daje szansę na zapobiegnięcie dalszemu rozlewowi krwi. Nie będzie to jednak proste zadanie bowiem w teren wyruszył inny łowca, świetnie zdający sobie sprawę z potęgi jaką zapewnić mogą mikroskopijne urządzenia.

Pierwszy tom cyklu Bloodshoot Odrodzenie przyniósł ze sobą skrajnie ambiwalentne odczucia, łącząc przepiękną kreskę z interesującą kreacją bohatera i miejscami ponadnormatywnie głupim scenariuszem. To ostatnie było największym zaskoczeniem, w końcu za historię odpowiada doświadczony i zauważony w branży komiksiarz, Jeff Lemire. Cóż, nawet najlepsi autorzy miewają gorsze utwory i łatwo przyszło przypisać potknięcie chwili słabości.

Krzywdzące byłoby napisać, że Polowanie jest dokładnie takie, jakie było Kolorado, ale jednak atuty i wpadki z pierwszego tomu dają znać o sobie w kontynuacji. Największą bolączką nadal jest sam pomysł na wykreowanie Bloodshota oraz jego adwersarzy. Koncepcja miejscami rwie się w dłoniach, tonąc w infantylnych, prostych i niewiarygodnych – nawet patrząc przez pryzmat komiksu superbohaterskiego – rozwiązaniach. Sposób funkcjonowania osób opanowanych przez nanity, rozkład umiejętności, metamorfozy jakim ulegają – to wszystko kluczy dziwnymi ścieżkami, nierzadko wręcz można odnieść wrażenie, że pomysły wzajemnie się wykluczają. W tym aspekcie nadal jest mizernie.

Szczęśliwie akcja nabrała tempa i wydarzenia następują po sobie wartko i w tym elemencie nie można mieć żadnych zastrzeżeń. Co więcej, tempo przynosi ze sobą wyraźnie zarysowany klimat – chociaż to oczywiście również zasługa ilustratora – umiejętnie budowane też jest napięcie, w związku z czym łatwiej przychodzi wybaczyć niespójną koncepcję bloodshot'ów. Sam protagonista dla odmiany nieco się uspokoił, nie jest targany na lewo i prawo zwidami, w związku z czym działa bardziej metodycznie, popychając tym samym akcję do przodu, ale bez wprowadzania niepotrzebnego chaosu.

Olbrzymią zmianą okazało zatrudnienie nowego ilustratora, bowiem Mico Suayana zastąpiony został przez Butcha Guice. Ten jakby stronił od rysowania super ostrych kadrów, ale i tak ilustracje są wyraźne i czytelne, zaś mimika bohaterów świetnie uzupełnia dymki z wypowiedziami. Największym wygranym jest jednak kolorysta, David Baron, dzięki któremu cienie nabierają niebezpiecznej głębi, zaś beże i szarości budują potępieńczy klimat.

Ogólnie rzecz ujmując Polowanie troszkę odsunęło w niepamięć złe pierwsze wrażenie wywarte przez Kolorado. Tym razem jest ciekawiej, szybciej i sprawniej. Co prawda do ideału nadal daleko, ale mimo wszystko czytelnik nie doświadcza uczucia, że ktoś próbuje poniewierać logikę. Pomimo kolejnych potknięć, na pierwszy plan wysunęła się szybka akcja, dobrze napisani bohaterowie i ładwa oprawa graficzna. Podsumowując: trend jest wzrostowy i lektura zapewnia już relaksującą rozrywkę, a to już sporo.