Blacksad #6: Upadek

Wielki powrót detektywa

Autor: Balint 'balint' Lengyel

Blacksad #6: Upadek
Aż osiem lat przyszło czekać na nowy album cyklu Blacksad. Osiem! Koniec końców, najnowszy epizod, Upadek, trafił na półki księgarskie i od razu podkreślę, że warto po niego sięgnąć.

Modernizacja i rozwój to ważne elementy funkcjonowania dużych miast i oba te czynniki są niczym złym. Ba, są koniecznością! Problemy zaczynają się wówczas, gdy postęp staje się środkiem do walki z opozycją, służy rugowaniu kultury, a za kierunek progresji odpowiada osoba bez najmniejszych skrupułów, realizująca przy tym prywatne ambicje. Nic więc dziwnego, że niepozorny spektakl pod chmurką stanie się dla Johna Blacksada powodem nowego śledztwa, które zaprowadzi go ku najbardziej mrocznym zaułkom miasta.

Tak się zaczynają perypetie czarnej pantery parającej się działalnością detektywistyczną. Pomysłodawcami cyklu, jak i autorami wszystkich kolejnych odsłon, są hiszpański duet: scenarzysta Juan Díaz Canales oraz ilustrator Juanjo Guarnido. I o ile ten drugi epizodycznie współpracował z Marvelem oraz Disneyem, o tyle dla Canalesa przygoda z pisaniem komiksowych scenariuszy to głównie Blacksad. Ponadto miał swój udział w reanimacji przygód Corto Maltese w latach 2015-2019, co niewątpliwie wpłynęło na harmonogram wydawniczy Blacksada.

Z drugiej strony Canales miał mnóstwo czasu, by szczegółowo zaplanować intrygę, w którą wrzuci nieco mrukliwego, lecz niezwykle przy tym charyzmatycznego kocura. Żeby nie przeciągać wywodów zanadto, już teraz zaznaczę, że czas ten spożytkowany został skrupulatnie, a najnowsza odsłona zagwarantuje wysokojakościową rozrywkę.

W trakcie lektury, kilkukrotnie przyszła mi do głowy myśl, że Upadek wcale niekoniecznie musiał powstać w formie komiksu i – po oczywistym rozbudowaniu treści – świetnie poradziłby sobie jako powieść kryminalna. Scenariusz został szczegółowo przemyślany; żadna postać nie pojawia się tutaj przypadkiem, dla każdej Canales przewidział rolę do odegrania. Podobnie rzecz wygląda z wydarzeniami: nawet najdrobniejszy gest, czy z pozoru zaskakująca reakcja, ma swoje źródło w przeszłości i najprawdopodobniej znajdzie to przełożenie w późniejszych decyzjach. Pietyzm, z jakim nakreślono intrygę sprawia, że lektura pochłania bez reszty.

W przyjemności obcowania z lekturą nie przeszkadza nawet oczywistość kreacji poszczególnych postaci. Burmistrz rządzący miastem traktuje władzę jako sposób na życie, zaś reelekcja jest celem uświęcającym wszelkie środki. Główny architekt to na pierwszy rzut oka orędownik modernizacji metropolii, błyskawicznie jednak wychodzą na światło dzienne machlojki i skłonność do zbrodni w imię realizacji powziętych zamysłów. Na drugim biegunie znalazło się oczywiście miejsce dla związków zawodowych, w zderzeniu z aparatem miasta oraz mafią, bezsilną, skazaną na pożarcie organizacją. Znalazło się również miejsce dla kobiet; zarówno o silnym charakterze, jak i będących w opresji. Może i żadna z tych postaci nie trąci oryginalnością, każda jednak znakomicie wywiązuje się z powierzonej roli.

Całość uformowała kapitalną intrygę, którą pochłania się jednym tchem, od deski do deski. Czytelnik brnie coraz głębiej w paszczę intrygi, obserwując jak ta pożera kolejne ofiary. Z jednej strony dobrze się stało, że scenarzysta dał sobie więcej, niż jeden tom na opowiedzenie wymyślonej przez siebie historii, dzięki czemu mógł ją pogłębić. Z drugiej strony troszkę się martwię częstotliwością publikacji kolejnych epizodów. Mam nadzieję, że tym razem nie trzeba będzie czekać 8 lat na rozwikłanie intrygi.

Siłę przekazu wzmacnia oprawa graficzna, będąca bardzo mocnym punktem programu już od premiery pierwszego tomu przygód Blacksada. Antropomorfizacja postaci to jedno, mogłaby zostać wykonana lepiej lub gorzej, w przypadku tego cyklu, wypada jednak obłędnie. Tajnikiem sukcesu w równym stopniu jest pełna detali kreska Garnido oraz dobór zwierząt do powierzonych im ról. I podobnie jak ze scenariuszem, niczego tutaj nie pozostawiono przypadkowi. Łasicom powierzono role przebiegłego gangu, drobny nietoperz stoi na czele stopniowo eliminowanego związku zawodowego, potężny dog obsadzony został w roli ochroniarza, zaś lama o powłóczystym wspomnieniu przedstawia artystkę.

Komiks stoi nie tylko znakomitymi wizualizacjami bohaterów. Miasto z przełomu lat 50. i 60. ubiegłego roku idealnie buduje klimat właściwy gatunku noir z charakterystycznymi dla niego elementami: skąpanymi w mroku zaułkami, czy innymi podejrzanie wyglądającymi lokacjami, zza których spoglądają szemrane typy. Warto też zejść na poziom detali: każdy nit stalowego mostu, liść na drzewie czy nawet zwykły śmieć narysowane zostały z dbałością o najdrobniejszy szczegół. Obcowanie z cyklem Blacksad od zawsze było przyjemnością samą w sobie i nic tu się nie zmieniło

Na ten moment możemy tylko zgadywać, w jakim kierunku potoczy się intryga i kto straci życie, a kto okaże się wygranym. Póki co Upadek to pełne zwycięstwo: świetnego scenariusza i rewelacyjnej oprawy graficznej. Lektura albumu hiszpańskiego duetu zadowoli każdego fana komiksu, niezależnie od tego czy wcześniej miał styczność z kocurem, czy to dopiero pierwszy z nim  kontakt.