Biały Lama (wyd. zbiorcze)

Rozwój duchowy według Jodorowsky'ego

Autor: Marcin 'Karriari' Martyniuk

Biały Lama (wyd. zbiorcze)
O tym, że fascynacja mistycyzmem przebija się w opowieściach Alejandro Jodorowsky'ego, nie trzeba przekonywać nikogo, kto miał okazję poznać chociażby kilka pozycji z dorobku Chilijczyka, jak Rycerze Heliopolis czy Castaka. Nie inaczej ma się rzecz w przypadku Białego Lamy.

Na blisko 300-stronicowe wydanie zbiorcze składają się materiały z sześciu tomów cyklu o Gabrielu Marpie. Jednocześnie to trzechsetny album wydawnictwa Scream Comics, które poniekąd uczciło jubileusz eleganckim wydaniem – duży format, twarda oprawa i ciekawa grafika zdobiąca okładkę cieszą oko nabywcy. Fani mogą sięgnąć również po Legendę Białego Lamy i oba tomiszcza zamknąć w slipcase oferowany przez oficynę.

Biały Lama rozpoczyna się, gdy tybetański mistrz Mipam dzieli się z pozostałymi mnichami wizją, w której ujrzał najeźdźców wkraczających do Tybetu. Chwilę potem zostawia współbraci z obietnicą reinkarnacji w nowym ciele oraz mapą z zaznaczoną wioską, w której wróci w kolejnym wcieleniu. Po wielu latach do wskazanej osady dociera niewielka grupa białych podróżników, wśród których znajduje się ciężarna kobieta. Niebawem na świat przychodzi Gabriel Marpa, inkarnacja czcigodnego Mipama. Pod jego nieobecność pieczę nad klasztorem sprawuje Migmar, człowiek pochłonięty żądzą władzy. Tak rozpoczyna się epopeja o białym chłopcu niosącym na swoich barkach brzemię przeznaczenia.

Opowieść to nietuzinkowa i – do czego Jodorowsky zdążył nas przyzwyczaić – głęboko zakorzeniona w mistycyzmie. Duchowy rozwój człowieka mający na celu doprowadzenie go do stanu oświecenia to motyw dominujący. Wiele dzieje się na płaszczyźnie mentalnej, ale to także utwór zaangażowany politycznie, w którym Jodorowsky gani imperialistyczne zakusy Anglii i Chin, chcących zaanektować tybetańskie tereny. Mnogość poruszanych tematów to mocna strona komiksu, u którego fundamentów leżą tybetański folklor i kultura, jakich kosztujemy właściwie na każdej stronie. 

Nieco odbijając od kwestii duchowości, Jodorowsky opowiada o niestrudzonej jednostce, mimo przeszkód poddającej się własnemu przeznaczeniu. Owszem, można by się przyczepić, że dzieje konfrontacji Gabriela i uzurpatora są trochę przewidywalne, lecz w żadnym stopniu nie umniejsza to satysfakcji czerpanej z lektury Białego Lamy. Dostajemy historię pełną ludzkich dramatów i emocji, mieszających się z żądzą władzy oraz uduchowionym, pełnym wyrzeczeń żywotem. Mało tego, scenarzysta dobrze poradził sobie z kreacją bohaterów, a na szczególną pochwałę zasługuje kilka postaci drugoplanowych, które nadają opowieści posmaku realizmu. 

Mimo wielu zalet Biały Lama miewa też dotkliwe problemy. Trudno nie odnieść wrażenia, że Jodorowsky bardzo krytycznie ustosunkowuje się do katolicyzmu, jednocześnie idealizując buddyzm. Nie byłoby w tym może nic złego, gdyby komiks zachęcał czy też prowokował do dyskusji na temat obu wyznań. Chilijski autor jednoznacznie ukazuje buddyzm jako klucz do uzyskania najwyższego stanu duchowego, a w opozycji do tego przedstawia katolików – w dziele Jodorowsky'ego liczą się właściwie tylko dwaj: są nimi ślepo zapatrzony w swoje pryncypia i cywilizację europejską ksiądz William, niekryjący się z pogardą wobec Tybetańczyków, oraz chłopiec niepełnosprawny umysłowo o imieniu Jezusek. Sięgając po Białego Lamę, trzeba być gotowym na podobne manifestacje przekonań autora.

Mam świadomość, że powyższy zarzut w innym stopniu może dotyczyć różnych czytelników – zależnie od indywidualnych poglądów. Są też jednak wady drażniące bez względu na życiową filozofię. Jako najdotkliwszą wskażę tendencję scenarzysty do przerywania logicznych, przyczynowo-skutkowych ciągów wydarzeń. Chwilami narracja przeskakuje tak gwałtownie, że jako czytelnik czułem się zmęczony prowadzeniem fabuły. Tyczy się to w szczególności długiego (patrząc na liczbę lat, jakie upłynęły w życiu protagonisty) i zarazem krótkiego (na kartach komiksu) okresu zacieśnienia więzów pomiędzy Gabrielem i Williamem. Szarpana narracja byłaby łatwiejsza do wybaczenia, gdyby nie kilka fragmentów, gdzie właściwie niewiele się dzieje i atmosfera zaczyna robić się senna. To jednak wciąż nie koniec, Jodorowsky stawia przed głównym bohaterem wyzwania, którym musi sprostać, aby stać się w oczach ludu kimś więcej, niż zwykłym mnichem. W niektórych sytuacjach pokonuje przeszkody, korzystając z niesamowitych mocy wynikających ze stanu głębokiego uduchowienia. W skali całego komiksu scenarzysta gra tą kartą co najmniej kilka razy, lecz poza jednym wyjątkiem ten zabieg nie powoduje większych emocji. Co więcej, odniosłem wrażenie, że autor nie miał pomysłu na sensowniejsze rozwiązania.

Przed Georgesem Bessem stało nie lada wyzwanie odmalowania historii Jodorowsky'ego, pokazania Tybetu i jednocześnie niezatracenie duchowego charakteru komiksu. Z tego zadania francuski artysta wywiązał się świetnie. Może na pierwszy rzut oka realistyczne ilustracje wydają się tylko solidnie wykonaną, rzemieślniczą pracą, lecz odkrywane równolegle z fabułą nabierają na znaczeniu. Bess przywiązuje dużą wagę zarówno do scenografii, jak i ekspresji postaci, do tego nakłada żywe i ciepłe barwy, tak bardzo kontrastujące z odczuwalnym chłodem tybetańskich gór. Jedynie w ostatnich rozdziałach trafiają się kadry z wyraźnie słabiej zagospodarowanym tłem, ale to tylko drobny minus.

Bezkrytyczne przedstawienie buddyjskiej wiary oraz filozofii chwilami irytuje i sprawia wrażenie obcowania ze swego rodzaju – niekiedy patetycznym – manifestem ideologicznym, aczkolwiek nie sposób odmówić fabule wielu zalet wynikających z ukazania duchowej ścieżki tytułowego lamy, na czele z poruszającą historią człowieka wyrzekającego się dosłownie wszystkiego w imię rozkwitu sfery duchowej i uzyskania oświecenia. Jodorowsky snuje opowieść głęboko zakorzenioną w wierzeniach i obyczajach tybetańskich, w konsekwencji czego – nawet jeśli nie po drodze nam z obrazem skrajnie odmiennie przedstawionych religii – z łatwością można się zanurzyć w kulturze ukazanego regionu. To komiks niecodzienny, wymagający, momentami wzbudzający senność albo przynoszący frustrację, ale mimo wielu niedociągnięć wciąż warty poznania.