Batman. Detective Comics #1000

To już 1000 numerów Detective Comics!

Autor: Shadov

Batman. Detective Comics #1000
Wydanie 1000 numeru danej serii zawsze wzbudza dużo emocji, zwłaszcza jeśli dotyczy to ikony, takiej jak Batman. Po jubileuszowym albumie czytelnik oczekuje swego rodzaju kopnięcia i Detective Comics #1000, w mniej lub bardziej przekonujący sposób je dostarcza.

Batman. Detective Comics #1000 współtworzyli między innymi Scott Snyder, Geoff Johns, Tom King, Denny O’Neil, czy Warren Ellis. Wszyscy z wymienionych mają wiele udanych serii, które bez problemów znajdziemy na polskim rynku (Wieczny Batman, Początek, Kryzys Bohaterów, Narodziny Demona, Z martwych). Tym bardziej więc lektura najnowszego Detective Comics to ciekawy smaczek dla miłośników Gacka.

Przede wszystkim tym, co rzuca się najbardziej w oczy to różnorodność, objawiającą się stylami dla poszczególnych twórców. Scott Snyder (Najdłuższa sprawa Batmana) potrafi stworzyć historię, w której nic się nie dzieje, a jest szalenie ciekawa. Podobnie jak Denny O’Neil ze swoim Powrót do Crime Alley, którego klimat nawiązuje do kryminałów noir. Idąc dalej, znajdziemy opowieść nieco bardziej przyziemną, jak Wiem Briana Michaela Bendisa, koncentrującą się z kolei na dalekiej przyszłości Bruce’a Wayne’a. Oczywiście nie zabrakło też rodzinnych spraw, jak w Największej sprawie Batmana Toma Kinga czy Precedensie Jamesa Tyniona IV. Ale i to raptem część większej całości. Perełką w tym tomie miało być Średniowiecze, ale nie do końca spełniło swoją rolę. Niemniej charakteryzuje się świetnymi wielostronicowymi kadrami, co przywołuje na myśl takie historie jak w TM-Semic. Superman #57 (8/1995): Doomsday! autorstwa Dana Jurgensa.

Wszystkie łączy postać Batman, choć pojawia się on w różnych czasach, spotyka całą plejadę ludzi i mając za przeciwników masę sztandarowych łotrów z Gotham, jak Dwie Twarze bądź Pingwin. Każda kolejna opowieść w inny sposób prezentuje tytułowego bohatera, Denny O’Neila obsadza Batmana w roli antagonisty; w Średniowieczu podobnie, ale już z kolei w Wiem sytuacja wydaje się odwrotna. Niemniej większość opowieści krąży wokół cienkiej granicy, po jakiej stąpa Batman, rozdzielającej bohaterstwo od mściciela.

Wiele zawartych tu opowieści stawia też kilka istotnych pytań odnośnie idei powołania stróża wyjętego spod prawa. Scenarzyści analizują, czy aby Mroczny Mściciel przyciągał spragnionych sławy nowych łotrów; interesuje ich również budowanie przez Bruce'a Wayne'a rodziny ze swoich kompanów: Robinów, Catwoman i innych współpracujących z nim superbohaterów. A wszystko to w tle niezliczonych śledztw i zagadek, doprawione nielicznymi nowymi złoczyńcami.

Nie trzeba nawet specjalnie czytać, aby rozpoznać sztandarowe prace Toma Kinga, czy rysunki Stephana Eptinga i Elizabeth Breitweiser. Niemniej pełnią szczęścia byłoby, gdyby album został wydany w twardej oprawie. Mamy świetną i obszerną galerię, plansze zarówno na końcu komiksu, jak i całostronicowe kadry wewnątrz albumu, a całość uzupełniają zdobienia na skrzydełkach oraz okładce. I jedynie zabrakło nieco notki informacyjnej, komentarza albo posłowia, które przybliżyłyby genezę 1000 numeru Batmana. Detective Comics.

Warto za to wspomnieć, że Mroczny Mściciel niedawno obchodził swoje 80-lecie, z okazji którego Egmont wydał elegancką, limitowaną serię Batman Noir. Pięć czarno-białych tomów, na kredowym papierze i w niemożliwe dużym formacie, bo 22,5 na 34,4 centymetrów, prezentuje się lepiej niż dobrze. A co ważne, gigant kontynuuje serię i w planach są kolejne części. Oczywiście 1000 numer Detective Comics to w skali uniwersum nieco mniejszy kaliber, niemniej nadal zasługujący na swoją cegiełkę oraz pięć minut sławy. Zabrakło jednak większego wyeksponowania dla samego wydania.

Zbiór zawartych historii w Detective Comics #1000, to niesamowity przekrój, stylów i emocji. Od zwykłych akcji, po ciężkie chwile dla Bruce’a Wayne’a. Owszem nie wszystkie czyta się z jednakowym uwielbieniem, niemniej jak wspominałam, mamy tu tylu sztandarowych i znanych artystów, że ciężko nie uśmiechnąć się do ich pomysłów oraz ilustracji. O ile zna się nieco rynek komiksowych, a także ciut więcej gatunków niż superhero, to bez problemu, każda opowieść, nawet ta słabsza, nabiera swojego unikalnego klimatu.