Batman #06: Cmentarna szychta

Autor: Marcin 'Karriari' Martyniuk

Batman #06: Cmentarna szychta
Wiele osób śledzących wydawaną w ramach Nowe DC Comics! serię Batman z pewnością zaciera ręce na oczekiwany album poświęcony pojedynkowi Batmana i Jokera. Nim jednak trafił on na półki, Egmont zaserwował nam zbiór kilku opowiastek.

Cmentarna szychta łączy w sobie kilka opowieści z tworzonej przez niezwykle płodnego scenarzystę Scotta Snydera i rysownika serii Grega Capullo. Zaznajomieni z historiami z Roku zerowego czy Wiecznego Batmana odnajdą tu z pewnością kilka nawiązań do tychże utworów. Pierwsza opowiastka o dumnej nazwie Nowa świetlana przyszłość, traktuje o Brucie Waynie walczącym z przestępcami jeszcze przed powołaniem do życia Batmana. Wayne'a spotykamy, gdy próbuje przeszkodzić gangowi Red Hooda, co, delikatnie mówiąc, idzie mu tak sobie. Nie stał się jeszcze zamaskowanym postrachem złoczyńców, ale jego akcje już zwróciły uwagę pewnych osób, z Jamesem Gordonem na czele. Ciekawy pomysł został całkiem przyzwoicie zrealizowany, ale tylko do pewnego momentu, bo wynika to ze specyfiki wyjściowego założenia. Cała historia stanowi dopełnienie tej zamieszczonej w Tajemniczym mieście i w konsekwencji tego urywa się, pozostawiając mnóstwo pytań.

Z kolei Podołaj skupia się wokół znajomości Batmana i młodej Harper pragnącej pomagać Nietoperzowi w walce z przestępczością Gotham. W tym wypadku najciekawszy jest rys psychologiczny dojrzałej pomimo młodego wieku dziewczyny. Jej relacja z ojcem spędzającym większość czasu za kratkami potrafi wzbudzić refleksję. Nie inaczej wypadają sceny z Batmanem przelewającym swą rozpacz w ciosy, którymi hojnie obdarowuje przestępców w trakcie kolejnych nieprzespanych nocy. Niestety poza tym nie znajdziemy tutaj zbyt wielu interesujących rzeczy, bo reszta jest już bardzo przewidywalna.

Miano najmocniejszego punktu zbioru należy się Człowiekowi znikąd, traktującemu o potyczce Batmana z jednym z bardziej wymagających antagonistów, lecz paradoksalnie o sile tej części nie świadczy ich starcie. Ustępuje ono cierpieniu Bruce’a po stracie syna, widocznym wprawdzie w zaledwie kilkunastu kadrach, za to pełnych melancholii i smutku. Ten element pojawia się także w innych zeszytach wchodzących w skład albumu, ale to właśnie tutaj Snyder najdobitniej ukazał targające Waynem uczucia.

Od pozostałych opowiadań najbardziej odstają Błędne ogniki, lecz nie dzieje się tak przez skrajną jakość historii, a raczej poruszoną przez nań tematykę. W Gotham pojawia się Superman i oczywiście pomaga Batmanowi w drobnym śledztwie. Dwójka najsłynniejszych bohaterów DC mierzy się z kwestiami paranormalnymi i ich przygoda jest całkiem niezła, tyle że finał to właściwie krótka scenka, podczas której ulatuje zbudowana wcześniej atmosfera.

Z intrygującym wstępem mamy do czynienia w Wiekach, przy tworzeniu których Snydera w dużej mierze wyręczyła Marguerite Bennett. Raczej rzadko widujemy Batmana pukającego do bram Azylu Arkham z prośbą o zamknięcie go w celi. Dalej fabuła ma już lepsze i gorsze momenty, ale przede wszystkim zawiera kilka ciekawych pomysłów, m.in. dzięki ukazaniu niektórych wydarzeń z punktu widzenia świeżo zatrudnionego w Azylu idealisty. Ponadto, po raz kolejny daje o sobie znać żałoba Batmana, która tym razem próbuje zostać obrócona przeciwko niemu. Ostatecznie dostajemy nieco nietypową, ale też dzięki temu niezłą opowiastkę.

W Cichym pokazano, że Gacek mierzy się nie tylko z łotrami pokroju Bane’a czy Riddlera, lecz również "zwykłymi" przestępcami, o ile można tak mówić o psychopatycznym mordercy. To niestety przeciętna historia z interesującymi elementami, ale niezbyt wyróżniająca się jako całość. W międzyczasie przeczytamy także Jutro, gdzie po raz kolejny, tym razem w ośmiostronicowej wersji, przekonamy się o mocy policyjnego reflektora, wlewającego w serca mieszkańców nadzieję na spokojniejsze jutro. Prawdę powiedziawszy, o wiele lepiej ten fragment sprawdziłby się dodany do większej opowieści. W tej wersji jest tylko mało znaczącym dodatkiem, o którym łatwo zapomnieć.

Na Cmentarną szychtę składa się parę przygód, lecz poza Człowiekiem znikąd brakuje tu czegoś wciągającego od pierwszej do ostatniej strony, bez nudnawych przestojów lub zbędnych dialogów. Naszą uwagę najbardziej pochłaniają nostalgiczne sceny, mniej jest tych dynamicznych, choć i one zostały poprawnie ukazane. Nawet jeżeli nie natkniemy się na fabularne fajerwerki, to i tak czyta się dobrze, w czym spora zasługa postaci drugoplanowych – wspomnianego idealisty z Azylu, Harper i oczywiście Alfreda, którzy to wyraźnie wzmacniają przekaz smutnych opowieści. Z drugiej strony paru z nich rozczarowuje, na czele z totalnie bezpłciowym Supermanem.

O ile w przypadku scenariusza poza samym Snyderem swój udział zaznaczyła tylko trójka innych twórców, to już w przypadku oprawy możemy mówić o aż kilkunastu rysownikach. Tylu przynajmniej mamy wspomnianych po otwarciu albumu, ale warto zaznaczyć, że część z nich przysłużyła się np. tylko poprzez zilustrowanie okładki. Poszczególne rozdziały posiadają spójne style graficzne, a w ich ramach trafiają się grafiki więcej niż udane, zwłaszcza te wieńczące niektóre historie, oraz parę kiepskich, głównie poprzez mierną liczbę detali lub dziwaczne proporcje ciała czy twarzy. Całokształtowi prac graficznych należy się miano solidnego i nic ponad to.

Określenie "przeciętny" mogłoby zresztą firmować cały zbiór, który czyta się całkiem przyjemnie, ale czuć, że mamy do czynienia z odgrzewanym kotletem. Trafiają się dobre sceny, kiedy to dają o sobie znać emocje bohaterów wywołujące żywsze bicie serca także u odbiorcy, lecz dominują te banalne. Z tej racji nie mogę polecić albumu innym osobom, niż tym najbardziej zainteresowanym losami Gacka. Pozostali zwyczajnie się tu zanudzą, a emocjonalne sceny nie zrobią na nich odpowiedniego wrażenia.