Bakuman #08

Nie samymi mangami mangaka żyje

Autor: Marcin 'Karriari' Martyniuk

Bakuman #08
Czy życie dobrze nam znanych mangaków toczy się jedynie wokół tworzenia nowych historii i uporczywej walki o względy czytelników? Otóż nie, dla wielu z nich równie istotne są sprawy damsko-męskie.

Saikou i Shuujin za radą redaktora kontynuują prace nad komedią o zwariowanych wynalazkach. Nie to jednak będzie im w największym stopniu spędzać sen z powiek. Otóż na scenę powraca ich szkolna koleżanka, Iwase, która postanawia za wszelką cenę konkurować z Shuujinem. Wokół scenarzysty zaczyna kręcić się coraz więcej pięknych kobiet. Oczywiście jego dziewczyna nie pozostaje obojętna na ten fakt.

Tsugumi Ohba w Bakumanie niejednokrotnie udowodniał, że potrafi wpleść w historię o tworzeniu mang również wątki osobiste bohaterów. Mimo to do tej pory stanowiły one drugi plan, uwiarygadniając główną linię fabularną serii i będąc przyjemnymi odskoczniami od kolejnych rozpraw o procesach wydawniczych oraz dopasowywaniu twórczości do czytelniczych gustów. Ósmy tomik prezentuje inne podejście – to właśnie relacje miłosne bohaterów są najważniejsze i mowa tu nie tylko o Shuujinie, ale również pozostałych postaciach, jak Saikou czy Nakai. Efekt trzeba określić jako przyzwoity, choć przez sporą część tomik przypomina radosną i bezmyślną komedię pomyłek. Powodów do śmiechu nie braknie, jednak czasem jest to śmiech przez łzy, ponieważ idiotyczny i nielogiczny upór bohaterów prowadzi jedynie do przeciągania się konfliktów i nieporozumień.

Mimo to w wielu miejscach można się uśmiechnąć, zwłaszcza widząc kolejne dziwaczne i niekiedy niezwykle śmiałe działania bohaterów. Ponownie większą rolę odgrywa Fukuda, co akurat jest dużym plusem, bo to najbardziej energiczny i bezpośredni bohater, mający w dodatku spory wpływ na innych. Łatwo go polubić, natomiast by zachować dla niego równowagę, czytelnicy otrzymują również większą rolę Nakaia i powracający temat nieodwzajemnionego uczucia do panny Aoki. W tym wypadku łatwo z kolei o rozdrażnienie, ponieważ tym razem szczęście odwraca się plecami od blisko 40-letniego mangaki na jego własne życzenie. Niemniej należy docenić liczbę poruszonych problemów dotyczących relacji między postaciami. Właściwie dla każdego znalazło się miejsce, wszyscy w mniejszym lub większym stopniu przeżywają rozterki związane z bliskimi im osobami. Jest to tym bardziej interesujące, że znakomita część bohaterów Bakumana to mangacy, którzy przecież na co dzień ze sobą konkurują.

Jedynymi aspektami, które dają jeszcze pewne pole do popisu, aby fabuła nie zakorzeniła się pomiędzy tworzeniem mang a życiem prywatnym mangaków, jest rozszerzenie sfery osobistej redaktorów magazynów oraz pełniejsze nakreślenie studenckiego życia przewodniego duetu. Oba te elementy są ograniczone do absolutnego minimum i jest to w dużej mierze zrozumiałe, ponieważ Bakuman to manga o tworzeniu mang. Tyle że widać już oznaki zmęczenia materiału i przemycenie do opowieści innych aspektów egzystencji bohaterów z pewnością byłoby ożywcze dla serii, która zaczyna być już nużąca. Podobne uczucie towarzyszyło początkowym tomom, kiedy to zainteresowanie wszelkimi niuansami publikowania w magazynie wyraźnie opadało i sytuację uratowało wprowadzenie kilku innych, zróżnicowanych charakterologicznie mangaków.

Ósmy tomik Bakumana ogniskuje akcję wokół spraw sercowych, lecz nietrudno spostrzec, że mnogość zawirowań nie ma wielkiego wpływu na ich finalny kształt. Historyjka zapewnia trochę humoru, ale robi to w paru miejscach wywołując narastające znudzenie. Oby w kolejnym tomie proporcje były lepiej wyważone, zaś scenariusz pozbawiono zapychaczy.