Avengers #02: Dookoła świata

Czy mogło być gorzej?

Autor: Shadov

Avengers #02: Dookoła świata
Martwi Celestianie spadający z nieba, mroczna atmosfera zagrożenia spowodowana przybyciem ostatniej fali, nowe umiejętności członków świeżo reaktywowanych Avengers i efektowna wojna… Pierwszy tom Avengers w Marvel Fresh był ciekawy. Niestety, drugi nie powtórzy jego sukcesu.

Avengersi uporali się z falą Celestian. Zyskali dzięki temu nową bazę – martwego Celestianina; pierwszego, który przybył na Ziemię. Bohaterom udało się także przypieczętować na dobre nowy skład – przywódcą mianowany został T'Challa, Czarna Pantera, król Wakandy. Niestety, nie wszędzie wskrzeszenie Avengers zostało odebrane pozytywnie: nagle o swoje upomina się król Atlantydy Namor Pierwszy, Amerykanie tworzą własnych superbohaterów, Rosjanie również. Gdyby tego było mało, na horyzoncie majaczy zupełnie nowy konflikt.

Ostatnią falę czytało się nadzwyczaj dobrze, a na tle innych tomów rozpoczynających różne serie Marvel Fresh była jedną z ciekawszych pozycji. Owszem, miała swoje drobne wady: gdzieniegdzie infantylne dialogi, czasem zbyt płaskie podejście do problemów. Niestety, Jason Aaron w drugi tomie zabrał całą nadzieję na to, że ów poziom utrzyma. W Dookoła świata serwuje mdłe, kiepskie i płaskie teksty, słabą charakteryzację bohaterów i rozczarowującą fabułę, w której wykorzystał mocno oklepane motywy. Trudno również przeboleć jego nieporadne wprowadzenia pewnych postaci, chyba tylko po to, aby otworzyły konflikt mający napędzać trzeci tom.

W całej historii pozytywny jest jedynie epizod z Ghost Riderem i jego początki sięgające miliona lat wstecz. Tu Jason Aaron wyszedł od fajnego pomysłu, dał spore pole do interpretacji, a także pozwolił sobie na pozostawienie otwartego wątku. I gdyby przy nim został, zapewne album Dookoła świata byłby znacznie ciekawszy. Niestety, problemy ognistego demona zostały przyćmione przez konflikt z Atlantydą i jej nowym władcą, a także z grupami superbohaterów z innych zakątków globu. Być może wyjściowym założeniem Jasona Aarona miało być (albo jest) stworzenie preludium do jakiejś wojny domowej na Ziemi (tych też już kilka było), ale ostatecznie otrzymujemy miałki początek potencjalnego eventu i nieciekawą intrygę.

Główny problem tkwi w tym, że scenarzysta skupił się na zbyt wielu wątkach, tym samym wprowadzając mnóstwo bohaterów, a dokładniej kilka grup herosów. Owszem, nie jest to nic niezwykłego, bo taką sytuację mieliśmy w evencie Nie poddamy się, Jednak po solowych przygodach Avengers oczekiwałoby się nieco większego skupienia na głównej drużynie. Chociaż i tu jest ciężko, bowiem Iron Man, Thor i Kapitan Ameryka pod ręką Aarona zupełnie tracą w oczach czytelnika. Dla przykładu Thor wypada jeszcze gorzej niż w swojej solowej serii Thor odrodzony, gdzie, pomimo że nie wyróżniał się na tle innych bohaterów, to przynajmniej od czasu do czasu miał konkretne dialogi. Natomiast Iron Man na siłę wciska dowcipy i równie bez składu kreślone są jego relacje z przyjaciółmi. O Kapitanie Ameryce nie ma co wspominać, bo pojawia się tyle, co kot napłakał. Jako nowy lider główną postacią staje się Czarna Pantera, ale został pokazany zbyt zachowawczo. Nie ma charyzmy z jaką kojarzony jest Kapitan Ameryka, ani dowcipu Iron Mana, dlatego chociaż jest przywódcą to zupełnie niknie na tle pozostałych bohaterów.

Niestety, również rysunkowo widać spadek formy. W Dookoła świata za sterami zasiadła nowa grupa rysowników i kolorystów. Zmienił się więc sposób kreślenia bohaterów, walk i dynamika scen. Momentami postacie są bardziej odmłodzone i kreskówkowe (mało szczegółów). Szkoda, ponieważ Ostatnia fala miała mroczny, fajny klimat i naprawdę kilka superdopieszczonych scen walki. W drugim tomie tego nie ma: jest zwyczajnie, niewyróżniająco się. Owszem, nadal mówimy tu o poprawnych rysunkach i kolorach, ale staremu wyjadaczowi komiksowemu trudno znaleźć coś, na czym chce się zawiesić oko.

Nie jest łatwo przewidywać, jak dalej potoczą się losy Avengersów. Na końcu albumu mamy zapowiedź części trzeciej, co już samo w sobie nasuwa kilka pytań. Jason Aaron ma nierówny styl i tak jak czasem stworzy coś dobrego, tak innym razem wyjdzie mu coś co najwyżej zjadliwego.