Antares #1

Nowy (niezbyt) wspaniały świat

Autor: Dawid 'Fenris' Wiktorski

Antares #1
Kolonizacja innych planet to zadanie niełatwe. Na początek niezbędne jest znalezienie globu z odpowiednimi warunkami naturalnymi: atmosfera zdatna do oddychania i brak procesów mogących uniemożliwić osiedlenie się osadników, najlepiej z fauną i florą pasującą do ziemskiej biologii. Potem zaś przychodzi pora na pierwsze próby założenia stałej placówki. I właśnie o tych staraniach opowiada kontynuacja cyklów Aldebaran i Betelgeza zatytułowana Antares, autorstwa brazylijskiego scenarzysty i rysownika Luiza Eduardo De Oliveiry, podpisującego swoje komiksy jako Léo.

Dla osób zaznajomionych z dwoma poprzednimi cyklami sytuacja głównej bohaterki, Kim Keller, nie powinna być niczym szokującym. Kobieta po nieudanej misji na Betelgezie, którą także starano się zasiedlić, co jednak okazało się niemożliwe ze względu na kontakt z obcą rozwiniętą cywilizacją, powróciła na Ziemię, gdzie próbuje na nowo ułożyć sobie życie. Nie zmienia to jednak faktu, że bogate korporacje nadal chcą znaleźć światy przyjazne potencjalnym kolonizatorom i nową kolebkę naszej cywilizacji. W komiksowym świecie Antaresa zmiany klimatyczne i zanieczyszczenie środowiska na Ziemi są coraz bardziej dotkliwe. Trudno jednak być przygotowanym na wszystkie niespodzianki, jakie niesie ze sobą dla przybyszów styczność z obcą fauną i florą.

W komiksach science fiction wizja kolonizacji obcych planet i kontaktu z nieznanymi gatunkami jest chyba jednym z najczęściej wykorzystywanych motywów. Prawdopodobnie te elementy dają autorom możliwość tworzenia iście abstrakcyjnych obrazów, a także zamiany ról i zrobienia z bohaterów opowieści zwierzyny. W końcu to oni nie wiedzą, z czym zetkną się w obcym świecie, a nawet czy ich medykamenty będą w stanie pomóc w razie potencjalnych zatruć lub zranień. I tak jest zresztą w pierwszej części Antaresa. Léo przygotował dla czytelników naprawdę intrygujący ekosystem, w którym członkom ekspedycji kolonizacyjnej przyjdzie się mierzyć ze wszelkimi ograniczeniami technologicznymi i problemami wynikłymi z różnych priorytetów dowództwa i samych specjalistów. Najważniejsze jednak w tym wszystkim nie jest odwrócenie ról w schemacie łowca - ofiara, lecz ideologia stojąca za koncepcją kolonizacji obcej planety. W tej sferze miłośnicy powieści Żołnierze kosmosu czy Wieczna wojna poczują się niczym w domu.

W Antaresie obyczajowość społeczeństwa diametralnie różni się od tego, co mamy okazję widzieć obecnie na ulicach – szczególnie w małym, ciasnym statku kosmicznym widać to jak na dłoni. Niemal bezpłciowe kobiety w workowatych kombinezonach są oburzone jakimkolwiek podkreśleniem atrybutów swojej płci (jedna z awantur w mesie wybucha, gdy dwie członkinie religijnej sekty zauważają kobiety w najzwyklejszych ubraniach, a nie w czymś, co przypomina nadmuchane worki na ziemniaki), a filozofia prowadzi swoich wyznawców do czegoś na kształt krucjaty przeciwko obcym formom życia. Trudno stwierdzić, czy Léo trafnie przewidział kierunek zmian cywilizacyjnych. Na pewno jednak trzeba mu przyznać, że podkreślenie roli religii w każdym aspekcie życia jest - być może niestety - wizjonerstwem i czarnowidztwem zarazem. Co więcej, w kolejnych tomach Antaresa jest wielce prawdopodobnym, że religia i członkowie sekty obecni w misji kolonizacyjnej sprawią jeszcze więcej problemów. Myli się jednak ten, kto uważa, że fanatycy i obca fauna to najpoważniejsze zagrożenia na obcej planecie. Bo największą słabością pozostają… ludzkie emocje i relacje. A bohaterka komiksu nie będzie miała łatwej przeprawy ze swoimi uczuciami.

Antares to nad wyraz udana kontynuacja dwóch cyklów graficznych Léo, a jednocześnie opowieść na tyle hermetyczna, by potencjalny czytelnik mógł się z nią zapoznać bez znajomości wcześniejszych epizodów. Rzucenie członków wyprawy kolonizacyjnej w nieznany świat, gdzie zmuszeni są walczyć o życie z krwiożerczymi istotami, a także z trudem tolerować siebie nawzajem, w piękny i brutalny zarazem sposób pokazuje, że w podobnej sytuacji to nie obcy nam świat będzie największym zagrożeniem. Bo to ludzie dążą do samozagłady. Mniej lub bardziej świadomie.