Anihilacja Tom 1

Galaktyka na skraju zagłady po raz enty

Autor: Marcin 'Karriari' Martyniuk

Anihilacja Tom 1
Dom Pomysłów mieści wielu bohaterów. O ile rozpoznanie Thora czy Kapitana Ameryki nikomu nie powinno przysporzyć trudności, to już postacie Draxa Niszczyciela i Annihilusa dla wielu czytelników mogą się okazać bardziej enigmatyczne. A to właśnie o nich opowiada pierwszy tom Anihilacji.

Najpierw dane nam będzie zapoznać się z łączącą cztery oryginalne zeszyty historią Draxa. Poznajemy go na pokładzie statku przewożącego najgorszych łotrów do specjalnego więzienia Kyln. W przeciwieństwie do współwięźniów Drax przesiaduje na uboczu, nie zważając na toczące się wokół rozmowy czy rzucane w jego stronę obelgi. Okręt rozbija się na Alasce, a uwolnieni recydywiści chcą uciec z planety nim o ich obecności dowiedzą się grupy pokroju Avengers.

Historia Draxa to tak naprawdę prolog, którego najmocniejszym punktem jest postać krnąbrnej nastolatki Cammi, świetnie odnajdującej się w towarzystwie Niszczyciela. Ten z kolei na przekór swojemu pseudonimowi bynajmniej nie sieje spustoszenia w każdym miejscu, w jakim się pojawia. Poza ich zażyłością trudno znaleźć jakieś pozytywy w warstwie fabularnej. Inne postacie niczym się nie wyróżniają, a rozwój zdarzeń nietrudno przewidzieć i pod tym względem Keith Giffen (Thanos, Lobo) kompletnie zawiódł. Całkiem niezłe są za to wyraziste ilustracje Mitcha Breitweisera (Marvel Zombies) i wykorzystane przez Briana Rebera kolory, na czele z dużą ilością ciemnozielonych odcieni.

Po pokaźnym wstępie poświęconym Draxowi dane nam będzie poznać historię zatytułowaną Anihilacja: Prolog i obserwować potęgę owadopodobnego Annihilusa, który na czele armii podobnych mu istot postanawia zniszczyć wszelkie życie we wszechświecie. Powód? Pragnie odnaleźć sposób na nieśmiertelność i obawia się żywych istot, które mogą mu przeszkodzić w zrealizowaniu planów.

Z racji zbliżającej się zagłady ta część została nacechowana patetyzmem, ale podniosłą atmosferę należy w tym przypadku uznać za zaletę. Ponadto dzieje się sporo, armie ścierają się ze sobą, dowódcy próbują odpierać najeźdźcę, cywile ratować własną skórę – czuć, że oto rozpoczęła się wojna. Szkoda tylko, że Giffen przesadził z ilością i długością dialogów, które wytrącają z rytmu i bywają diabelsko nudne. Na pochwałę zasługują plansze Scotta Kolinsa oraz Ariela Olivettiego (obaj pracowali m.in. przy komiksach ze świata Gwiezdnych Wojen), przede wszystkim za zobrazowanie wojennego chaosu i drobiazgowość rysunków, przy których trzeba się zatrzymać, by w pełni dostrzec wszystko, co rozgrywa się na batalistycznych obrazkach. A dzieje się mnóstwo – wybuchy, strzały, heroiczne czyny i setki walczących istot. Na pierwszy rzut oka rysunki mogą zdawać się chaotyczne, ale to uczucie szybko mija, o ile tylko poświęcimy im dłuższą chwilę.

Album wieńczy Anihilacja: Nova, opowieść o ocalałym członku elitarnego Korpusu Nova. Richard Rider, bo o nim mowa, od niedawna dysponuje mocą i wiedzą Xandarskiego Wszechumysłu. Czy nauczy się go kontrolować nim ten doprowadzi go do obłędu? W tym wypadku zamiast Giffena scenariusz sporządził duet złożony z Dana Abnetta i Andy’ego Lanninga (Strażnicy Galaktyki, Punisher) i panowie poradzili sobie przyzwoicie. Wewnętrzne rozterki Ridera spowodowane przez Wszechumysł dają przedsmak tego, co może osiągnąć, gdy go sobie podporządkuje. Reszta nie zaskakuje – scenarzyści na poły z Kevem Walkerem (Marvel Zombies) epatują efektownością i dynamiką wydarzeń, po to by w innym miejscu dać bohaterom chwilę odpoczynku, konieczną do przeprowadzenia kilku dialogów. Fabularnie to najbardziej rozbudowana i niestety za nadto rozciągnięta część albumu. Graficznie robi wrażenie tylko pojedynczymi kadrami, podczas gdy resztę cechuje przeciętne wykonanie.

Pierwszy tom Anihilacji budzi mieszane uczucia, głównie przez wzgląd na jego nierówny poziom. Początek poświęcony Draxowi rozczarowuje fabularnie i jest zwyczajnie nudny, bo też rozciągnięto go na zbyt dużą liczbę plansz. Po jego lekturze trudno poczuć się zachęconym do poznania reszty komiksu. Historia Ridera, podobnie jak ta Draxa, zyskałaby dzięki jej skróceniu, ponieważ niektóre przestoje w akcji nie przekładają się na pogłębienie charakterystyk bohaterów czy fabuły. Z kolei prolog wojny przykuwa uwagę, ale to najkrótsza opowieść zawarta w albumie i szkoda, że akurat jej nie poświęcono więcej miejsca.

Warto podkreślić jakość wydania oraz znajdujące się wewnątrz szkice kilku kadrów zestawionych z ich finalnym wyglądem. Świetna sprawa i smaczek dla każdego czytelnika. To samo tyczy się całych stron poświęconych informacjom pochodzącym z bazy danych Wszechumysłu. Natrafimy więc na istną kartotekę kilku postaci, między innymi Draxa, oraz zaczerpniemy wiedzy o otaczającej ich rzeczywistości.

Oczekiwania wobec Anihilacji były spore, lecz niestety nie można opiewać tylko jej zalet, bo choć to przyjemna lektura, to lista jej wad do krótkich nie należy. Z jednej strony album nieco hamuje entuzjazm wobec eventu, z drugiej czuć potencjał kosmicznego Marvela. Sięgając po Anihiliację trzeba być więc gotowym na sinusoidę – dobre fragmenty przeplatają się z nużącymi.