Amerykański Wampir #7

Szklanka krwi - raz!

Autor: Adrian 'adrturz' Turzański

Amerykański Wampir #7
Okres, kiedy wampiry jeszcze straszyły, najwyraźniej minął. Obecnie w popkulturze dominuje wizerunek krwiopijcy jako wrażliwego kochanka, szukającego drugiej połówki i prowadzącego odwieczną wojnę z wilkołakami… Na szczęście na rynku działają jeszcze tacy twórcy jak Scott Snyder (Przebudzenie, Wieczny Batman) oraz Rafael Albuquerque (Batman – Miasto sów), którzy nie tylko przywracają wampirowi jego dawną mroczną świetność, ale i doskonale rozumieją prawa rządzące horrorem.

Siódmy tom Amerykańskiego Wampira otwiera przed czytelnikiem zupełnie nowy rozdział perypetii Skinnera Sweeta i Pearl Jones, zwany „Drugim cyklem” – z nowym głównym złym serii, nowymi kłopotami i nowymi realiami. I mimo że rozpoczyna się tu niezależna opowieść ze starymi bohaterami, to lepiej mieć za sobą poprzednie tomy, bo wiedza z nich zaczerpnięta może ułatwić zrozumienie prawideł świata przedstawionego, a na pewno wyjaśnić niektóre zachowania i motywacje dawnej plejady komiksu.

Minęła przeszło dekada odkąd dwójka protagonistów spotkała się po raz ostatni i sporo się od tego czasu w ich życiu zmieniło. Jest rok 1965, technologia poszybowała naprzód, na ulicach wykwitły nowe trendy, Amerykanie ścigają się ze Związkiem Radzieckim w podboju kosmosu, a egzystencja w ukryciu z każdym rokiem staje się coraz trudniejsza. Pearl zamieszkała na zacisznej farmie, gdzie stara się pomagać wystraszonym dzieciom-wampirom. Sweet z kolei nie zmienił nawyków żywieniowych, lecz teraz stołuje się przynajmniej na złych gościach. Jednak na arenie pojawił się nowy – niebezpieczny i potężny – gracz. Aby go pokonać, amerykańskie wampiry będą musiały jeszcze raz połączyć siły.

Główna oś fabularna nie jest specjalnie odkrywcza, jednak w przypadku tego komiksu liczy się wykonanie i dopełniające całość wątki poboczne, które nie tylko urozmaicają historię, ale często mają duży wpływ na kierunek narracji. Snyder sprawnie żongluje obrazami grozy i od czasu do czasu stosuje także elementy gore, które w tej historii wyśmienicie się sprawdzają, budując – razem z innymi komponentami – odpowiedni, niespokojny nastrój. Chociaż Amerykański Wampir wykorzystuje klisze nie można powiedzieć, iż jest przewidywalny, wręcz przeciwnie – zwrotów akcji tu nie brakuje i pojawiają się w najmniej spodziewanym momencie, każdy sekret ma zaskakującą odpowiedź, a intryga urywa się w miejscu, w którym ciekawość została najbardziej podsycona. Sprytny zabieg, chociaż na polską odsłonę ósmego tomu przyjdzie jeszcze trochę poczekać – premiera dopiero w 2017 roku.

Nie możemy zapomnieć też o bohaterach, bo już dla nich samych warto sięgnąć po album. Dopracowani, przekonujący i niejednorodni – tak można ich podsumować. Sweet, znany z wcześniejszych odsłon jako nader silny, nienasycony, bezczelny i nie bojący się słońca, został mocno utemperowany przez wydarzenia minionych lat, wymagające najwyższego poświęcenia – teraz wypracował kodeks wartości i stara się go trzymać, co czyni go odrobinę szlachetniejszym, acz wciąż niepozbawionym drapieżności i specyficznej charyzmy. Jones, niegdyś obiecująca aktorka, po przemianie i traumatycznych przeżyciach postanowiła oddać się dobrej sprawie – ukryła na odludziu, gdzie stworzyła azyl dla młodych wampirów, uciekających przez gniewem ludzi oraz innych krwiopijców. Te pocieszne smyki nie odgrywają tu dużej roli, lecz jest w nich coś magnetyzującego, a poza tym to też dzięki nim świat przedstawiony nabiera autentyzmu. Jednak największą zaletą w Amerykańskim Wampirze, jeżeli chodzi o postacie, jest główny antagonista – Szalony Kupiec, istota bardzo tajemnicza i, choć dopiero wprowadzona, od razu budząca ciekawość. O ile w przyszłości autorzy nie zmienią ścieżki rozwoju tej postaci, możemy liczyć na jednego ze znakomitszych adwersarzy w historii horroru.

Niemniej scenariusz to jedno, drugie stanowi warstwa graficzna, czyli wyśmienicie oddające posępną atmosferę, plastyczne i ekspresyjne rysunki Alburquerque’a, subtelnie wspomaganego przez Matiasa Bergara. Obaj panowie wykonali kawał świetnej roboty tworząc żywe, nieprzesadnie szczegółowe, ale z pewnością niepokojące szkice. Dodatkowym atutem oprawy wizualnej jest idealny dobór i balans kolorów, nałożonych przez Dave’a McCaiga. Dzięki tym barwom komiks nabrał jeszcze bardziej mrocznego wyrazu.

Komiksowe horrory często nie są tym, czym powinny być z założenia, ale mimo że siódmy tom Amerykańskiego Wampira czasem powiela motywy z wcześniejszych, to marka wyrobiona przez Snydera oraz Albuquerque’a nie straciła pazura i wciąż utrzymuje poziom godny utworów spod znaku kolekcji Obrazów Grozy. Zaznajomieni z poprzednimi tomami mogą śmiało sięgnąć po kolejny i na pewno się nie zawiodą. Nowi czytelnicy również nie powinni czuć się tu nieswojo, wprawdzie historia najlepiej smakuje, gdy wszystko jest klarowne, ale siódmy tom zawiera informacje oraz konteksty naprowadzające domysły na właściwe tory.