30 dni nocy. Tom 2

Ostatnia wycieczka do Barrow

Autor: Balint 'balint' Lengyel

30 dni nocy. Tom 2
Podobno wampiry żyją wiecznie. Podobno – osobiście nie miałem okazji sprawdzać tej teorii. Nieprzemijającym zainteresowaniem cieszą się jednak opowieści o krwiopijcach, a wyobraźnia twórców na coraz to kolejne opowieści o dzieciach nocy zdaje się nie mieć końca.

Spośród mrowia historii o wampirach jedna szczególnie mogła zapaść w pamięć. W roku 2003 niewielka oficyna – mowa o Mandragorze – wydała 30 dni nocy, komiks autorstwa wówczas zupełnie nieznanych w Polsce Steve'a Nilesa oraz Bena Templesmitha. Historię wyróżniał oryginalny pomysł opowiadający o najeździe wampirów na osadę położoną za kołem podbiegunowym (oczywiście w trakcie trwania nocy polarnej). Drugim elementem, dzięki któremu opowieść odniosła sukces była mroczna, wręcz demoniczna warstwa artystyczna, dzięki której upiorni agresorzy autentycznie przerażali.

Potencjał historii dostrzegli najpierw filmowcy, zaś autorzy postanowili skonsumować sukces, dzięki czemu do rąk fanów trafiły kolejne opowieści mniej lub bardziej nawiązujące do pierwowzoru. Ciężko więc było mówić o niespodziance, kiedy to polski potentat - Egmont postanowił zbiorczo wydać zarówno główną historię, jak i wszystkie opowiadania. Pierwszy tom liczył sobie „ledwie" 368 stron, recenzowany zaś to aż 568 stron zamkniętych w twardej okładce. Co tu kryć, czuć wagę wydania!

W skład potężnego tomu weszło sześć opowiadań. I jak to bywa w tego typu publikacjach, jakość tekstów jest niezwykle zróżnicowana, tak w pod względem fabuły, jak i graficznym, aczkolwiek nie można odmówić utworom tematycznego zróżnicowania oraz kilku stylów artystycznych, za które odpowiadają Kody Chamberlain, Justin Randall, Bill Sienkiewicz, Piotr Kowalski oraz współtwórca pierwowzoru, Ben Templesmith.

Otwierający album Umarł Billy, umarł jest mocnym punktem programu. Na przestrzeni 90 stron czytelnicy mogą śledzić stopniową przemianę mężczyzny ugryzionego przez wampira, który świadom jest nieodwracalności procesu. Proces próbuje spowolnić jego partnerka, jednak trudy spełzają na niczym w chwili, gdy na scenę wkracza szalony naukowiec, który sam pragnie dostąpić metamorfozy w wampira. Akcja gna tutaj na złamanie karku, warto też podkreślić duszy klimat.

Juarez jest dla odmiany najsłabszą z opowieści. Wyprawę do Meksyku, gdzie seryjnie znikają dziewczęta, można podsumować tak: ktoś za dużo naoglądał się filmów Quentina Tarantino, jednakże zabrakło talentu tego reżysera. Poza tym grafiki są paskudne i aż dziw bierze, że wyszły spod ręki Templesmitha.

Eben i Stella to w pewnym sensie kontynuacja pierwowzoru i to nie byle jaka. Całość rozgrywa się w ludzko-wampirzym trójkącie, gdzie na wierzchołkach występują dwie zwalczające się grupy wampirów oraz ludzcy łowcy. Z takiego układu wyniknąć może tylko potężna awantura. Na utwór należy zwrócić uwagę z jeszcze jednego powodu: graficznie jest to majstersztyk! Dzięki pracy Justina Randalla czuć demoniczny, mroczny klimat, troszkę jakby z Blade'a, co w tym przypadku jest zaletą

Całkiem pomysłowy jest Czerwony śnieg, którego akcja toczy się na podczas II wojny światowej. Podczas mroźnej zimy, gdzieś na odludziu dochodzi do niebywałego sojuszu, kiedy to hitlerowcy najeźdźcy muszą stanąć ramię w ramie z czerwonoarmistami w walce z nieumarłymi. Oryginalny koncept bardzo sprawnie został przelany na papier, jest też kilka twistów, zaś oprawa graficzna podkreśla charakter zdarzeń.

Poza Barrow daje możliwość ponownych odwiedzin miasteczkach, co chronologicznie ma miejsce już po atakach wampirów. Małżeństwo snobistycznych bogaczy pragnie poznać miejsca wydarzeń, jednak szybko natyka się na siły starsze nawet od krwiopijców. Historia jest jednak niespodziewanie... błaha  i przewidywalna. Niewyraźne grafiki tylko pogarszają percepcję u odbiorcy.

I na deser coś zaskakującego: ponownie opowiedziane 30 dni nocy! Wydawać by się mogło, że to zwykłe odcinanie kuponów. Po części oczywiście tak jest, jednak powrót do tragicznych wydarzeń okazał się tak samo fascynującą lekturą jak onegdaj. Warto zauważyć, iż grafiki opracował nasz rodak – Piotr Kowalski. Jego ilustracje co prawda wpisują się w niezły, chociaż opatrzony standard: kadry są zatrzymane, tuszu zaś nie szczędzono, jednak oddają atmosferę oblężenia małej miejscowości na Alasce przez istoty, których niemal nie można pokonać.

Uważnego czytelnika irytować będą potknięcia autorów będące dowodem ich niechlujstwa podczas pisania scenariuszy oraz opracowywania kadrów. A to w roku 1941 niemiecka ofensywa w ZSRR trwa już od roku, zaś Niemcy zameldowali się pod Stalingradem, a to w kole podbiegunowym – obszarze zwyczajnie pozbawionym drzew – bohaterowie biegają po lesie. Po prawdzie są to rzeczy, tym boleśniejsze skoro takie informacje można znaleźć gdziekolwiek w Internecie. Niby mowa o błahostkach,  ale doskwierających jednak niczym nadepnięcie na klocek Lego. 

Potężne wydanie oraz znakomite wspomnienia dotyczące pierwowzoru sprawiły, że omawiany album był dla mnie pozycją obowiązkową. Czy spełnił pokładane oczekiwania? Tylko połowicznie. Historie, co wskazywałem we wcześniejszych akapitach, są mocno nierówne, podobnie zresztą jak oprawa graficzna. Miejscami komiks przykuwa uwagę odbiorcy, innym razem nudzi. Podobnie mieszane odczucia budzi oprawa artystyczna, raz znakomita, kiedy indziej zaś zwyczajnie brzydka i odpychająca.

Przede wszystkim drugi tom 30 dni nocy wyczerpuje temat, któremu oddech życia podarował duet Niles-Templesmith. Wspólnymi mianownikiem wszystkich opowiadań jest to, że pierwowzór jest zwyczajnie najlepszy, tu zaś zabrakło iskry geniuszu, która porwałaby czytelnika. To z kolei spycha album to roli pozycji obowiązkowej, ale tylko dla zagorzałych fanów wampirów, co na wyżerkę udały się na daleką północ.