Relacja z DMFa w Antwerpii

Autor: Mateusz 'Tuiteraz' Rybarkiewicz

Relacja z DMFa w Antwerpii
Za nami kolejny europejski DMF w Antwerpii, który wygrało trio w składzie Stuart Wright, Jeffrey Verwoerd, oraz Ansii Alkio. Grali oni kolejno: Horde Paladinem z Grand Crusaderem, Horde Magem i Alliance Hunterem z Viewless Wings. Polskie drużyny nie popisały się na tyle dobrze, by wejść do top 8 turnieju.. Miałem szczęście być członkiem jednej z nich, a dokładniej wrocławsko-częstochowskiego sojuszu skłądającego się ze mnie, Wojtka 'kefear' Wójcika i Piotra 'rastamagic' Juraszka, pod dumną nazwą "0-3 drop LOL". Oto moja relacja z przygotowań oraz rozegranych gier.


Wybór talii był trudnym zadaniem. Nie byliśmy do samego końca przekonani kto i czym będzie grać. Pierwszym pomysłem było granie niebieskim, czerwonym i zielonym deckiem, aby zabierać sobie jak najmniej kart. Była również opcja aby porzucić Huntera, a to z tego względu, że był on celem numer jeden dla wielu graczy przygotowujących się do DMFa. Każda talia była konstruowana w taki sposób, aby w starciu z nim mieć jak największe szanse. Ostatecznie ustaliliśmy, że Piotr zagra Joleera, Wojtek monsterowym Death Knightem, mi natomiast przyjdzie grać Hunterem z Viewless Wings i atakować przeciwnika tokenami mastyfów w talii Jarala of the Gilneas.

Dlaczego tak? Chcieliśmy mieć najlepsze i sprawdzone talie, a każda z tych trzech wygrywała większe turnieje, poza Death Knightem, uznaliśmy jednak, że Deathbringer Kor'ush jest w stanie wygrywać z czołowymi deckami. Nie mieliśmy też zbyt wiele czasu na testowanie, w związku z tym nie mogliśmy sobie pozwolić na porządne ogranie się z taliami, które wybraliśmy.


Taki, a nie inny wybór talii narodził problem: kto dostanie Edwin VanCleefy i Vanessa VanCleefy? Wybór pomiędzy Jaralem a Jolerą był naprawdę ciężki, ostatecznie trafiły do mnie, ponieważ stwierdziliśmy, że Hunter jest bardziej agresywnym deckiem i para VanCleefów jest nieodzownym elementem tego typu talii, zwłaszcza Edwin umożliwiający zwycięstwo w piątej turze, jeśli on i jego tokeny będą mógły zaatakować przeciwnika po zagraniu Viewless Wings. Joleera jest z kolei talią aggro-control, która może sobie pozwolić na przeciąganie gry, Edwiny odbierają jej co prawda znaczną część mocy, ale nie tak wiele jak Jaralowi. Dodatkowo, Joleera ma Daedaka, oraz Nadina the Red jako zamienniki na czwartą turę, łatwiej jej jest zastąpić stratę najdroższej karty w formacie.

Z takimi postanowieniami mieliśmy nasze karty podzielone rozdzielone między trzy talie. Nie mieliśmy żadnych unikalnych zmian, poza Nadina the Red u Rogue'a jako zamiennik Edwina. Graliśmy sprawdzonymi taliami i to było naszym zamiarem. Jedyną kwestią było jeszcze rozmieszczenie graczy. W formacie drużynowym gracze są oznaczeni jako gracz A, B i C i grają ze swoimi odpowiednikami z drużyny przeciwnej. Założyliśmy, że gracze A to będą najczęściej Joleery oraz innego rodzaju czołowe talie i że najlepiej da sobie z nimi radę Piotr, ja na miejscu B, gdzie spodziewaliśmy się spotkać najwięcej talii tier 2, takich jak Druid, Death Knight lub zubożone o Edwiny Joleery i Jarale, Wojtek na miejscu C miał za zadanie rywalizować z taliami pokroju rush, których spodziewaliśmy się najwięcej na ostatnim miejscu, gdzie z reguły stawia się najsłabszych graczy (z całym szacunkiem dla Wojtka) pilotujących agresywne talie.


Tyle słowem wstępu, czas zobaczyć jak poszło.


Pierwsza runda: Deathbringer Kor'ush

Runda zaczęła się obiecująco, czyli przegraniem rzutu kością. W drugiej turze zagrałem Loriam Argos, by narzucić szybkie tempo od początku gry. Loriam dołączył do będących już w grze dwóch tokenów pochodzących z efektu stash Magni, the Mountain King. Loriam został związany Chains of Ice, rzuconymi w trzeciej turze, a czwartoturowy Withering Decay nie wróżył mi nic dobrego - właśnie zostałem dość mocno rozbrojony, nadzieją był dla mnie Edwin zagrany w czwartej turze i Vanessa, ale tylko jeśli przeciwnik nie zagra Blood Parasite. Ku mojemu zdziwieniu, zagrał on Commander Ulthok. Po chwili namysłu postanowił pozbawić mnie Avatar of the Wild, na szczęście nie miałem żadnego na ręce, a wszystkie karty były schowane głęboko w talii. Efekt Ulthoka nie dotknął mnie ani trochę.

Na mojej ręce miałem Grumdak, Herald of the Hunt, więc szybko pozbyłem się natrętnej ośmiornicy i wraz z Edwinem napierałem w Korusha. Szósta tura przeciwnika cechowała się tym, że przeciwnik zaczął mocno liczyć, widać nie miał dobrych opcji na ręce. Ostatecznie zagrał Frost Fever, Pygmy Pyramid oraz Shalug'doom, the Axe of Unmaking, niszcząc obydwie zarazy i piramidę w celu zabicia Edwina. Po jego śmierci, miejsce zajęła Vanessa, która mogła dobić przeciwnika omijając Protectorka z piramidy za pomocą Stealth. Po tym, jak przeciwnik się poddał w obliczu śmiertelnych obrażeń, powiedział mi, że zagrał va bank, nie miał jak zniszczyć Edwina (Pygmy Pyramid byłaby za wolna). Był zatem zmuszony do zaatakowania Edwina, tym samym narażając się na Vanessę. Obok mnie Wojtek stawił czoła Jaralowi, któremu mało co nie podał ręki, jednak po zagraniu Death Strike w swojego tokena z drugiego Blood Parasite miał na tyle czasu, aby wykręcić się i wygrać partię. Początek był obiecujący. Wygraliśmy pierwszą rundę. Czyżby nazwa naszej drużyny miała być tylko przykrywką?


Runda druga: The Forgotten

Cóż, okazało się, że idziemy na Feature Match, a moim przeciwnikiem jest nie kto inny, jak obecny mistrz świata Hansem Höhem, grający dziwnym monsterowym Paladinem. W poprzedniej grze udało mi się nieco podejrzeć czym gra, co rzuciło mi nieco światła na to, czego się spodziewać (dokładny spis talii znajduje się tutaj).

Przegrany rzut kością oraz mulligan do bardzo złej ręki oznaczały czarne chmury. Na ręce miałem 2x Leader of the Pack, 2xViewless wings, 2x Magni, the Mountain King oraz Fordragon Hold. W tym momencie żałowałem na całego decyzji o odrzuceniu ręki, która zawierała chociażby Jeishal. Miałem nadzieję, że Hansowi również nie poszło, bo też zmienił początkową rękę.

Na jego Bottled Life odpowiedziałem lokacją Fordragon Hold i ściągnięciem tokena. Druga tura mistrza przyniosła drugą Bottled Life oraz Shalug'doom, the Axe of Unmaking, który po zestashowaniu Polished Breastplate of Valor stał się bardzo groźną bronią. Jedyne, co mogłem zrobić, to stashować Magnich i liczyć, że coś się nawinie z góry talii. Trzecia tura powitała mnie Rock Furrow Bootsami, czyli widmem szybkiej porażki, jeśli nie dobiorę Jeishal. Moim pierwszym zagraniem był Yertle w czwartej turze, aby spowolnić napływ ran. Hans zagrał również Pygmy Pyramid oraz Obisidian Drudge, ja natomiast z braku innych opcji zagrałem Viewless Wings, z nadzieją, że będę mógł go pokonać na raz. Plany niestety pokrzyżowała druga piramida. Nie zdołałem się już podnieść, Hans wygenerował za dużo obrażeń na stole i mogłem się tylko uśmiechnąć i podziękować za grę. Piotr wygrał z Paladinem opartym na Grand Crusaderze, natomiast Wojtek przegrał z Jaral of the Gilneas.

Pierwsza gra przegrana, tak bywa. Po grze dokonałem analizy i wyszło, że gdyby nie drugi Pygmy Pyramid, to mógłbym być w stanie pokonać Hansa w ciągu jednej tury, ponieważ tokeny z Leader of the Pack w szóstej turze byłyby zatrzymane przez Pyramidę i tokena z Pyramidy, oraz wymusiłby ich skrócenie pozostałymi tokenami, natomiast w siódmej turze byłaby druga seria Mastiffów, token z Magniego oraz Avatar Of the Wild, którego chomikowałem. Razem to dałoby sześć tokenów 1/1, z czego 5 z Ferocity, czyli 35 punktów obrażeń. Nawet biorąc pod uwagę pancerz Hansa, nie byłby w stanie nic zrobić. Niestety, takiego zagrania nie byłem w stanie wykonać. Pocieszałem się jednak tym, że w następnej grze się odbiję i uzyskamy wynik 2:1.


Runda trzecia: Joleera

Tutaj zapomniałem prowadzić notatek, a jedyne, co pamiętam, to to, że przeciwnik nie wbił mi ani jednego obrażenia. Grę wygrałem, ale Piotrek i Wojtek niestety przegrali ze swoimi przeciwnikami, z wynikiem 1-2 byliśmy przyparci do ściany, jeśli chcieliśmy mieć szansę na awans do drugiego dnia, musieliśmy wygrać wszystkie pozostałe rundy.


Runda czwarta: Samaku, Hand of the Tempest

Samaku z Devout Aurastone Hammer, w którym wiele zależy od tego, czy Shaman będzie w stanie zagrać w swojej trzeciej turze stwora o koszcie 5 i czy poprze go Mazu'konem. Rzut kością oczywiście przegrałem. Przeciwnik zagrywa Devout Aurastone Hammer w drugiej turze, ja odpowiadam Boomerem i ze zniecierpliwieniem oczekuję jakiego stwora zagra mój przeciwnik. Okazało się, że była to Vanessa VanCleef, zdecydowanie najgorsza na mnie opcja, swym efektem niszczy mi token z Magni, the Mountain King. Skracam ją zagrywając Grumdak, Herald of the Hunt, którego miałem już na ręce i rozpoczynam ofensywę. Przeciwnik odpowiada drugą Vanessą, która tym razem eliminuje mi mojego nietoperza. Moja czwarta tura to Edwin, którego zagrywam mając przygotowaną Vanessę. Piąta tura przeciwnika i zgodnie z oczekiwaniami Vanessa skraca mojego Edwina a na pole wpada General Husam. W tym momencie ja flipuje się do niego, zagrywam Boomera, aby piskiem wykończyć Tolvira i wymuszam na przeciwniku kapitulację. Rywal przyznaje, że skończyły mu się karty do obrony, a widząc jeszcze Far from the Nest w moich zasobach, nie jest w stanie zagrać nic, co mogłoby mu pomóc.

Chłopaki dali sobie radę ze swoimi przeciwnikami, 2-2 i jedziemy dalej.


Runda piąta: Joleera

Jak zawsze przegrany rzut kością, a ręka po mulliganie nie wyglądała najgorzej. 2 Edwiny i Vanessa, Loriam Argos, Grumdak, Magni i quest dawały obietnice dobrego tempa. Przeciwnik skrócił Loriama i tokena za pomocą Poison the Well, pierwszego Edwina za pomocą Carnage, drugiego również tą samą kartą. W tym momencie przy Viewless Wings na ręce postanowiłem zaryzykować i zagrałem drugiego Loriama i Grumdaga, z nadzieją, że Wingsy pozwolą mi na wygraną. Następna tura była opatrzona numerem siedem u przeciwnika, który zagrał Mazu'kona, który zgodnie z przewidywaniami skrócił Vanessę. Po tym ruchu przeciwnik zacząć się zastanawiać, ja natomiast obliczyłem, że jestem w stanie go pokonać w następnej turze za pomocą dodatkowego tokena z Magniego. Przeciwnik jakby rozczytał moje myśli i za pomocą Shadowfang Keep zniszczył Mazukona i skrócił Grumdaka. W tym momencie byłem rozdarty nad następną zagrywką: czy zagrać Viewless Wings i liczyć, że przeciwnik nie ma [wow]Dismantle[wow], czy też liczyć, że podejdą stwory i nimi wygenerować tempo. Zdecydowałem się zostawić Wingy na ręce i kontynuować ofensywę małym Loriamem, oddając turę bez akcji (co w ostatecznym rozrachunku okazało się błędem).

Przeciwnik w następnej turze zaatakował mojego herosa i zagrał Jexali, oddalając widmo porażki. Atak Loriamem sprowadził go do 21 obrażeń i mając Grumdaka na ręce nie dobrałem dowolnej karty mogącej wbić brakujące jedno obrażenie (Concussive Barrage, Boomer, Fordragon Hold). W następnej turze przeciwnik zniszczył mnie za pomocą drugiego Mazu'kona. W tym momencie miałem do siebie duże wyrzuty sumienia, gdyż przegrałem grę, którą mogłem wygrać. Mówi się trudno, następnym razem będę lepiej rozważał swoje opcje. Samą partię przegraliśmy 1-2, morale mocno spadło, ale cóż, przyjechaliśmy grać i nie zamierzaliśmy rezygnować z dalszych potyczek.


Runda szósta: Joleera

Oczywiście przegrany rzut kością. Szczęście w tym dniu wyraźnie mi nie sprzyjało. Ręka po mulligaie nie zachwycała i niestety jedyne notatki jakie mam, to takie, że Piotrek dostał Game Loss za granie nielegalną talią. W ostatniej grze, przeciwnik zabrał mu Shadowfang Keep i wtasował do własnej talii, a że obaj mieli czarne koszulki to nie zauważyli zmiany. Jako, że przeciwnik dostał Deck Checka i wyszło, że gra na 61 kartach, sędziowie postanowili przeszukać jego przeciwników z poprzednich rund w poszukiwaniu właściciela zaginionej karty. Po drobnych protestach Piotrek przyjął przegraną i jako że ja również przegrałem, podpisaliśmy się pod wygraną przeciwników. Nasz wynik w tym momencie wyniósł 2:4.

Ta sytuacja uczy jednego: jeśli masz czas i pieniądze, by tułać się po świecie i przewracać kartoniki o znacznej wartości, twoim obowiązkiem jest dbanie o to, aby przedstawić przeciwnikowi legalną talię. Nie możesz sobie pozwolić, aby lenistwo czy znużenie sprawiło, aby po meczu lub przed meczem nie rozłożysz talii, bo dzięki temu masz pewność, że nie znajdziesz się w podobnej sytuacji, oraz porządnie roztasujesz karty, co powiększy twoje szansę na wygraną.


Runda numer siedem: Master Sniper McKey

Przy rzucie kostką nic się zmieniło, znowu przegrałem. Po herosie obstawiałem, że gram z agresywnym Hunterem, prawdopodobnie grającym na Aspect of the Wild. Utwierdził mnie w tym przekonaniu jego pierwszy resource, jakim był The Mighty U'cha. Na zagranie Boomera odpowiedziałem Concussive Barrage i atakiem herosem wzmocnionym lokacją Fordragon Hold, nastęnie wystawiłem Faenis the Tranquil, by kupić sobie więcej czasu. Ostatecznie, w trakcie wymian przeciwnik zagrał mi 3 Boomery i 2 Grumdaki, na szczęście nie dobrał Aspectu. W pewnym momencie zaczęliśmy wojnę na to, kto lepiej dobierze z wierzchu talii, którą wygrałem, wstawiając Viewless Wings, a następnie co turę nowego ally'a. Chłopaki wygrali, mieliśmy więc małe pocieszenie w postaci zwycięstwa na 3:4.


Runda ósma: Joleera

Gra ogólnie bardzo cienka z mojej strony, brak stworka na drugą turę sprawił, że Jexali w 3 i 4 turze dociągnęły przeciwnikowi karty, ja zagrałem natomiast dwa Grumdaki aby je skrócić, lecz zostały zniszczone przez Poison Bomb. Na mojego Edwina przeciwnik zagrał Mazu'kona, nie było już tokenów do obrony i w tym momencie mogłem już pakować karty do pudełka, zwłaszcza, że przeciwnik pokazał mi Dismantle i drugiego Mazu'kona. Na szczęście nie liczyliśmy już na nic poza zabawą. 3:5


Runda dziewiąta i ostatnia: Rohashu, Zealot of the Sun

Na koniec trafiłem na relaksującą partię. Tradycji stało się zadość i przegrałem rzut kością. Przeciwnik natomiast zaczął z kopyta i Onnekra Bloodfang wbiła mi pierwsze obrażenia. Tę kartę zniszczyłem poprzez atak bohaterem wzmocnionym Fordragonholdem. Druga tura przyniosła Trade Prince Gallywix i Rosalyne von Erantor. Miałem tylko Concussive Barrage do obrony przed przyjściem Grand Crusadera w trzeciej. Pozostałego stworka skróciłem Grumdakiem i miałem relatywnie spokojny stół, czysty od wrażych stworów. Czwarta tura to Faceless Sapper, który wpadł w herosa za 6, odpowiedziałem Faenis the Tranquil, tokenem z Magniego i skróceniem Sappera Grumdakiem wzmocnionym Lokacją. Dagax the Butcher w piątej turze sprawił, że zacząłem dopuszczać możliwość porażki, ale na szczęście miałem Yertle[wow] i drugiego [wow]Concussive Barrage do obrony przed atakiem szalonego goblina. W tym momencie przeszedłem do ofensywy, mając żółwia jako protectora i Faenis the Tranquil jako leczenie. Gra zakończyła się naszym zwycięstwem chwilę później. 4:5


Ostatecznie, z wynikiem 4-5, jedyne co dało się powiedzieć, to to, że mogliśmy dać z siebie więcej, chociażby w kategorii ogrania innych talii. Death Knight okazał się być średnio trafionym pomysłem, wydaje mi się, że lepszym wyjściem byłby czerwony Grand Crusader. Co do swojego występu, żałuję na pewno piątej gry, którą mogłem prawdopodobnie wygrać, gdybym zagrał Viewless Wings. Z Hansem było blisko, w tym przypadku nie mam sobie nic do zarzucenia, pozostałe gry przegrałem z Joleerą, czyli talią nastawioną na tępienie Huntera z Viewless Wings. Niewiele mogłem na to poradzić.