» Horror czyli Kulthulhu » Almanachy » Statek

Statek


wersja do druku
Statek
Późne, słoneczne popołudnie. Lekkim krokiem schodzisz z chodnika biegnącego Wałem Miedzeszyńskim, w dół na błotnistą ścieżkę. Światło słoneczne, rozproszone przez liście wysokich drzew nadaje temu miejscu dziwny klimat. Gdyby nie szum samochodów za plecami, mknących jedną z większych arterii tej części miasta, nie uwierzyłbyś, że jesteś w Warszawie. Niecałe 15 minut jazdy samochodem z Centrum. Bujna, nasycona kolorem roślinność przesłania widok na rzekę. Stąpasz ostrożnie między powalonymi konarami drzew i rozbitym szkłem. Widzisz Go. Kończący swój żywot wrak statku. Raptem kilka metrów od ulicy zasłoniętej lasem stoi, jakby cały czas płynął, tyle że po ziemi. Fakt, że jego rufa jest w dość dużym zagłębieniu, sprawia, że główny pokład z tyłu jest prawie dokładnie na poziomie gruntu. Większa cześć burty jest jednak odsłonięta, ukazując dwoje wielkich wrót, jakby drzwi garażowych. Już pierwszy rzut oka dowodzi, że w wodzie byłyby zupełnie nieszczelne, a gdyby konstrukcje zanurzyć, znalazłyby się poniżej linii wody. Dorobiono je później? Wyglądają na tak samo przerdzewiałe, tylko te nowe kłódki na skoblach. Obejmujesz wzrokiem cały kadłub, ma jakieś dwadzieścia pięć metrów długości, kilka szerokości. Płaski, otoczony zardzewiałymi barierkami pokład. Od strony rufy wznosi się nadbudówka ze schodami na górny pokład, tak samo płaski i odsłonięty, który dochodzi gdzieś do połowy długości całej konstrukcji. Na dziobie kilkuschodkowe poniesienie. Z lekką obawą przechodzisz przez barierkę i stajesz na metalowej powierzchni. Dopiero teraz zauważasz szczegóły, które umknęły Ci z daleka. Cały pokład jest podziurawiony przez rdzę. Ostrożnie stawiasz kroki. Dochodzisz do kupki patyków, leżących z pozoru bezładnie i przypadkowo. Delikatnie je odgarniasz. Zostaje tylko jeden, grubszy, ułożony w poprzek wyżartego przez rdzę otworu. Próbujesz go odsunąć i wtedy zauważasz przywiązaną do niego mocną żyłkę ginącą w głębi pod pokładem. Na końcu znajduje się biała, mocna torba-reklamówka. Po napięciu żyłki i kształcie widać, ze na pewno nie jest pusta. Świecąc malutką latarką próbujesz zobaczyć, co kryje się pod pokładem. Nic. Wąski promień gaśnie w mroku, nie ma na czym się zatrzymać. Tylko ta dyndająca paczka. Nagle za sobą słyszysz głuche, metaliczne i dosyć głośne uderzenie. Odwracasz się momentalnie, serce łomocze jak oszalałe. Czujesz lekkie wibracje pod stopami. To tylko ułamana gałąź drzewa spadła na metalową blachę... Próbujesz uspokoić nerwy, ale Twój wzrok przechodzi na drgające konary i liście drzewa wrastającego w prawą burtę – tak jakby ktoś je poruszył. Zrywasz się na równe nogi, rozglądasz. Widzisz nieodłączne graffiti na ścianach nadbudówki, napisy głoszące "pierdolę policję" i tym podobne. Ale nie tylko, pośród innych znajdują się także mniej typowe malunki, na które wcześniej nie zwróciłeś uwagi – jakieś dziwne symbole ginące między abstrakcyjnymi zawijasami. Zaczynasz się im przypatrywać, ale wzrok gubi się w plątaninie linii. Twoja wyobraźnia podpowiada Ci najróżniejsze wizje tego, co może kryć się w torbie. Przypominają Ci się urywki scen z obejrzanych ostatnio kryminałów i thrillerów. Tajemnicze paczki, walizki z pieniędzmi w krzakach itd. Wiesz na pewno, że lepiej nie sprawdzać. Masz dość... Oglądasz tylko mocno trzymające się drzwi prowadzące najprawdopodobniej na dół. Znów te mocne i nowe kłódki. Koniec. Starczy. Zeskakujesz na ziemie. Szybkim krokiem wracasz na ścieżkę prowadzącą do ulicy. Do cywilizacji. Dopiero w odległości kilku kroków zdajesz sobie sprawę, że chodząc po statku nie słyszałeś odgłosów, tak bliskiej przecież jezdni, które słyszysz teraz. A jesteś w mniej więcej takiej samej od niej odległości... Nerwy, tak to musiały być nerwy. Choć jeśli się zastanowisz, prócz rzeki, śpiewu ptaków i szumu lasu do Twoich uszu dochodził jakiś, jednostajny dźwięk...



Dziennikarka: Czy zna Pan wrak statku stojący na posesji Wał Miedzeszyński 373?
Józef: Ten duży taki stary, jeszcze z początku XX wieku pewnie? Co nad Wisłą stoi? Pani - pewnie, że znam.
Dz: Chodzą tam panowie zbierać złom? Sporo metalowych części już w nim brakuje.
J: Kiedyś taa, ale już z rok będzie jak przestaliśmy. Teraz nikt się tam nie zapuszcza.
Dz: A dlaczego?
J: No po tym, jak Franek zniknął to ludzie się boją. Wie Pani to takie irracjonalne, przecież to zima była, równie dobrze mógł gdzieś paść w krzaki, zamarznąć. Woda go mogła zabrać. Ale ludzie na statek zrzucają wszystko. Nawet mówić o nim się boją.
Dz: Właśnie, miałam duży problem z dotarciem do jakichkolwiek informacji, Pan pierwszy zgodził się na rozmowę.
J: Co się miałem nie zgadzać, przecież mówiła Pani, że zapłaci...
Dz: Oczywiście, oczywiście. A ten Franek, to pana kolega?
J: Kolega, jak kolega. Widziało się go czasem, ten sam rewir w końcu. Nocował czasem razem.
Dz: On tego dnia, kiedy zaginął był pod wpływem alkoholu? Mówi Pan, że mógł zamarznąć.
J: No jakoś się trzeba w zimę rozgrzewać, nie?
Dz: Mógłby Pan opowiedzieć dokładnie jak to było?
J: Ano poprzedniej zimy to było. Mieszkaliśmy w kilku w dziurze, tam za stadionem. Zimno, kurwa, że strach, a tam przynajmniej grzeje.
Dz: Dziurze? To znaczy?
J: Kanały ciepłownicze. Zimą tam nocujemy. Trochę dużo wilgoci, ale ciepło. W noclegowniach nie pozwalają pić, a jak tu zimę bez wina przetrwać, się pytam?
Dz: Rozumiem, proszę dalej.
J: Taa, na czym ja to... A no i Franek postanowił pójść na statek, pozbierać trochę blachy. Tam już miejscami tak przerdzewiałe jest, że sama prawie odchodzi. W zimę ciężko coś normalnie znaleźć. To poszedł, jakoś tak koło południa wyruszył. Zabrał wózek i poszedł. Nie wrócił. Po paru dniach żeśmy się trochę zaniepokoili. Chłopaki poszli na statek sprawdzić. Jak wrócili to się strasznie dziwnie zachowywali, jakby nie wiadomo co tam zobaczyli. Nic nie chcieli mówić, tylko tyle, że Franka nie znaleźli. Mówiąc wprost – wrócili stamtąd przerażeni. I nigdy więcej już na statek nie poszli. Nie wiem co oni tam znaleźli. Ludzie różne rzeczy widzą. Szczególnie jak się te podróby ze stadionu pije.
Dz: A Pan coś widział?
J: Wtedy? Nie poszedłem.
Dz: Dobrze, ale czy wcześniej w okolicach statku działo się coś dziwnego, coś, co zwróciłoby pańską uwagę?
J: Chłopaki różne historie opowiadali. Że tam jakieś cienie widzieli, jakieś głosy. Że nocą jakby stłumione krzyki.
Dz: A Pan?
J: Ja? Raz tylko, jak tam późnym wieczorem jakiś czarny samochód stał, a na ścieżce ochroniarze jakby. Karki takie. Ale w tym raczej nie ma nic dziwnego. Mało razy widziałem jak interesy w nocy pod mostem Poniatowskiego załatwiają? Jak te wszystkie merce i beemy się zjeżdżają?
Dz: Naprawdę? Mógłby Pan powiedzieć coś więcej? Kogo tam Pan widuje, kiedy?
J: Nie no, jeszcze nie zgłupiałem do reszty. Tego to nawet za tą Pani kasę nie powiem. Jeszcze mi życie miłe. Poproszę pieniądze i koniec rozmowy!

Robocza wersja zapisu wywiadu, jaki przeprowadziła dziennikarka lokalnej gazety z bezdomnym zbieraczem złomu, panem Józefem. (nazwisko do wiadomości redakcji). Wywiad nigdy nie został opublikowany.


Źródło notki: Gazeta Stołeczna (Gazeta Wyborcza)


Wszystkie opisane wyżej osoby i wydarzenia są fikcyjne. Statek istnieje naprawdę.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komentarze


~Borejko

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Miejsce genialne a i art fajny...
01-10-2006 17:28
644

Użytkownik niezarejestrowany
    Ten Józek...
Ocena:
0
... to wykształcony gość, jak na żulika. Irracjonalne (a nie po prostu k..wa dziwne), rewir (a nie mój teren),
01-10-2006 19:16
wóda
    re: Ramel
Ocena:
0
Sluszne spostrzezenie ;). Rozgryzles Jozka.
Moge tylko zapewnic, ze dokladnie tak mialo byc.
Zapraszam do sledzenia strony - niedlugo pojawi sie troche wiecej na temat wlasnie tej postaci.
01-10-2006 19:46
sehl
    .
Ocena:
0
Fajna zahaczka, brakuje mi tylko zdjęcia tych wrót.

EDIT: nie zauważyłem wcześniej Twojego posta, wóda: czyli planujesz pociągnąć ten pomysł? byłoby super...
01-10-2006 20:00
644

Użytkownik niezarejestrowany
    re: wóda
Ocena:
0
Hehe :) to mam no-prize? A na serio - coś mi się wydaje, że pan Józek to jakiś mag lubcoś :) Ostatnio był u mnie taki npc w rippersach, za wiele na razie o nim nie powiem, ale był to uzdolniony "magicznie" żulik :) Było dużo radości... do czasu gdy zjadł go wilkołak.
01-10-2006 20:07
Sting
    Dobry tekst...
Ocena:
0
...wóda pisz częściej. :)
02-10-2006 12:00
Wojewoda
    IMO świetne
Ocena:
0
Swoją drogą, chyba trzeba się tam wybrać na dniach:)
07-10-2006 10:08
~Wiktor K.

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Niestety już go nie ma. Został rozebrany ze 3 tyg temu. Teraz jest tylko puste pole ze świeżą ziemią. Bawiłem sie tam kiedy byłem mały.
01-10-2012 21:01

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.