***
Zamówienie pierwsze. Niejaki Jimmy Banks, wschodnia 24, jedna z tych wielu bezpłciowych ulic dla białych wyrobników. Już zbiera mi się na solidnego rzyga, a jeszcze dobrze nie wjechałem w miasto. Betonowa dżungla, pełna neonów, wystaw, reklam i kurestwa handlującego dupą lub prochami. Pogłaśniam radyjko i wnętrze mojego auta zalewa lekko skrzeczący głos Axla.
Welcome to the jungle
We got fun 'n' games
Za oknem miga mi stare dobre Games’n’funs. Jak byłem gnojem chodziłem tam grywać na automatach. Zawsze były tam fajne gry – Caddilaki, Punisher. Znów łapią mnie wspomnienia. To tam na zapleczu jak dobrze zagadałeś z właścicielem, niejakim Desmondem (straszny skurwiel), jedna z jego córek mogła ci obciągnąć za piątaka. Podobno któraś z nich w końcu wbiła mu nóż w jego pieprzone gardło. Wcześniej jednak obcięła mu fiuta przy samych jajach. I bardzo dobrze. Nie ma litości dla skurwysynów.
We got everything you want
Honey we know the names
Szybki przejazd przez czterdziestą czwartą. Tutaj stary znajdziesz wszystko, co najlepsze w Nowym Jorku. Dziwki, prochy, spluwy lub inne rozrywki. Znałem kiedyś takiego jednego, kazał mówić o sobie Ojciec Chrzestny. Poprany skurwiel, nie powiem, ale jak chciałeś się z kimś skontaktować to szedłeś właśnie do niego. Ten pieprzony Włoch znał chyba połowę mętów z NY. Podobno ktoś mu wpakował dwie kulki przed restauracją jego syna.
We are the people that can find
Whatever you may need
To miasto jest jak pełen neonów magazyn wszelkiego gówna. Nienawidzę go i kocham zarazem. Kurewsko wielkie i zajebiście zgniłe jabłko. Lekarstwo, które zabija powoli.
Cizia, trawa i zabawa. To chyba moja dewiza. Dewiza Normana. Wystarczy znać odpowiednich ludzi i może być tutaj całkiem fajnie. Oczywiście dopiero po robocie. Rozwożenie pizzy zabija szybciej niż seria z automatu.
If you got the money honey
We got your disease
Świetnie to ująłeś Axel bracie.
***
Jimmy Banks okazał się zwykłym, szarym urzędasem zmęczonym swoją robotą. I jak każdy pieprzony urzędas nie dał napiwku, tylko wyliczył drobnymi, co do ostatniego centa. Zasraniec. Smacznego gnoju. Mam nadzieję, że sos czosnkowy Normana przypadnie ci do gustu. W sumie i tak nieźle. Ćpuny stojące przed blokiem nie przyjebały się o drobne. Było ich tam czterech, a ja zostawiłem swojego „pieszczoszka” w aucie. Spieprzyłem sprawę. To mogło oznaczać miesiąc w szpitalu. Już raz tam byłem jak skopało mnie kilku narkusów. Złamane żebra i wstrząs mózgu. Jakiś czas sikałem również na czerwono. Kumpel, niejaki Ted, załatwił mi po tym wypadku gruby kawał przewodu owiniętego w gumową izolację. Zapierdzielił to ustrojstwo z budowy i sam używał do obrony własnej. "Słuchaj Norman, to kurestwo jest lepsze od baseballa", powiedział kiedyś w barze. Na początku nie chciałem uwierzyć. "Lepsze od baseballa? Pieprzony kijaszek jest pięć razy większy!", myślałem sobie, ale kiedy przejechałem po łapach jednego gówniarza z gangu i połamałem mu palce, gdy chciał mnie złapać przez okno wozu, zmieniłem zdanie. Pan Pieszczoch zmieści się do tylnej kieszeni, a baseball nie. Z Panem Pieszczochem możesz łazić wszędzie i nikt nie sra na twój widok w gacie. A kij? Weź w łapę i przejdź się po chodniku. Gwarantuje, że wszyscy będą spieprzali, gdzie pieprz rośnie.
Wsiadłem do wozu. Zapaliłem fajkę i odpaliłem silnik. Jak na razie nieźle. Jeszcze pięć zamówień, ale teraz nie będzie tak kolorowo. Na rozkładzie mam portorykańców, a to wyjątkowo wredne skurwiele.
***
Well I'm so tired of cryin' but I'm out on the road again
I'm on the road again.
Well I'm so tired of cryin' but I'm out on the road again
I'm on the road again.
Ile razy jeszcze będę jechał tymi brudnymi ulicami, obserwując dziwki stojące na skrajach chodników? Ich młode twarze, pokryte warstwami tapety zlewają mi się przed oczami w jedną, zamazaną plamę. Jestem taki zmęczony.
And I'm going to leave the city, got to go away.
I'm going to leave the city, got to go away.
All this fussing and fighting, man I sure can't stay.
Muszę stąd wyjechać, bo zwariuję. Nic już nie pomaga, ani prochy, ani dziwki w motelowych pokojach. Codziennie za kółkiem, codziennie te zmęczone twarze i szare dni. Wszędzie ludzie. Wszędzie to tępe pieprzenie i zapach ich potu.
And my dear mother left me when I was quite young
when I was quite young.
And my dear mother left me when I was quite young
when I was quite young.
She said Lord have mercy on my wicked son.
Tak bardzo chciałbym założyć rodzinę. Znaleźć sobie miłą kobietę, taką, która zrozumiałaby jak bardzo jestem już tym wszystkim zmęczony. Taką, która przytuliłaby mnie po ciężkim dniu pracy i bez słowa obejrzała ze mną wiadomości. Taką, która nie byłaby jak moja matka i nie wyrzuciłaby mnie do sierocińca. Mam nadzieję, że smażysz się w piekle dziwko, bo ja poznałem je właśnie tam, gdzie stwierdziłaś, że będzie mi lepiej.
But I ain't going down that long and lonesome road
all by myself.
But I ain't going down that long and lonesome road
all by myself.
I can't carry you baby, gonna carry somebody
O tak. Wyjadę stąd. Już niedługo rzucę tę pracę i wyjadę. Tylko znajdę ciebie, moja słodka Julio. Zajadę pod jedną z tych syfiastych kamienic i porwę cię wprost ze schodów przeciwpożarowych. A potem będziemy się całować wśród śmietników i grasujących w nich szczurów. Nie zaśpiewam serenady, tylko wsadzę w samochód i spierdolimy razem wprost ku zachodzącemu słońcu, jak Lucky Luke. Będzie to koniec pewnego rozdziału w naszym życiu. Póki co jednak, jestem taki zmęczony. Taki zmęczony…
***
Wiecie jak czuje się białas w dzielnicy portorykańców? Jak gówno nasrane w windzie. Wie, że nie powinno go tutaj być, ale nic nie może na to poradzić. Gówno nie ma nóg, więc nie pójdzie sobie na spacer, a białas ma robotę, z której płaci podatki. Choć obie sytuacje, jego i gówna, są zgoła odmienne to efekt pozostaje identyczny. Obydwaj tkwią w miejscu, choć tak naprawdę woleliby być zupełnie gdzie indziej. To głębokie przemyślenie napadło mnie zaraz po tym jak wszedłem do tej podłej czynszowej kamienicy. Wszędzie śmierdziało moczem, a pod nogami walały mi się puszki po piwie i zużyte prezerwatywy. Przede mną, oparty o poręcz schodów przysypiał pijaczek i ominąłem go szerokim łukiem stawiając stopy na pierwszych kilku stopniach schodów. Po wybrakowanej numeracji widniejącej na starych, odrapanych drzwiach wydedukowałem, że muszę się dostać na trzecie piętro. Pieszczoch tym razem spoczywał bezpiecznie w tylniej kieszeni jeansów, mimo to jednak moje ręce zaczęły się cholernie pocić. Kiedyś od takiego jednego chico dostałem nożem w nogę, bo nie spodobało mu się, że „U Sala” pojebali składniki. Mam tam w sumie całkiem fajną bliznę, ale kilka centymetrów w lewo i mógłbym sobie oprawić kutasa w ramkę i powiesić nad kominkiem. Pieprzone portorykańce. Kto ich tutaj wpuścił? Wyjebać wszystkich do Meksyku, czy skąd tam się wzięli! Płacę podatki, a jakieś kurestwo będące tutaj na czarno ma większe prawa. Tnie mnie nożem, a policja rozkłada ręce w geście bezradności. Oto sprawiedliwość! Amerykański sen! Pierdolę, chce się obudzić.
Kutas próbował mi zatrzasnąć drzwi przed nosem, zanim zapłacił za pizze. Zły pomysł. Wyjebałem je z buta (te kurewskie zasuwki z Grand Malla można sobie wsadzić w dupę) i zabrałem, co mi się prawnie należało. Oczywiście musiałem chłopakowi wytłumaczyć pieszczochem pewne priorytety, w sumie powinien się cieszyć, że połamałem mu tylko prawą rękę. No i ta jego tępa portorykańska dziwka. Rzuciła się na mnie z pazurami. Błąd. Poważny błąd. Żadna dziwka nie rzuca się z pazurami na Normana! Przyłożyłem jej pięścią w brzuch. Zrobiła zabawne „poh”, wypuściła powietrze i wytrzeszczyła gały. Wyglądało to tak komicznie, że zrezygnowałem z przyładowania jej pieszczochem, a zamiast tego wyjebałem ze starej, dobrej barbarki. Nakryła się kopytami, a ja pozbierałem resztę drobnych i wyszedłem życząc smacznego. Mam nadzieję, że zjedzą. W sierocińcu nauczyłem się, że nie można marnować jedzenia.
Drugi portorykaniec okazał się całkiem przyjemnym facetem. Chwilę pogadaliśmy o koszykówce i jeszcze sypnął mi dwa dolce napiwku. To rozumiem. Aż się czuje, że ktoś docenia twoją robotę. Jak widać zdarzają się jeszcze w tym kraju porządni cudzoziemcy.
***
I wonder, just how sympatic you'll be?
You've come to take me under,
And I forgot all about me.
A gdy już odnajdę moja słodka Julio mam nadzieję, że zrozumiesz mnie bez słów. Pojedziemy do Meksyku i weźmiemy ślub w jakimś małym kościółku pośrodku niczego. Miesiąc miodowy spędzimy wygrzewając się w słońcu i popijając sobie Tequile. I będziemy się kochać. Tak mocno jak nigdy dotąd.
Fucking up my whole life,
So I'm on my way,
I leave today,
If I get away,
It'll be okay.
It'll be okay.
Ta praca mnie zabija. Rozpieprza mi całe życie na kawałki. Czasami przypalam się papierosem żeby przekonać się czy jeszcze coś czuję. Bywają dni, że jestem pusty. Siedzę i nie myślę o niczym, tylko ugniatam to pieprzone ciasto ubabrany po łokcie w mące. Albo siedzę za kółkiem i oglądam nocną panoramę swojego miasta. Wtedy dopiero chce mi się płakać. Kiedy byłem młodszy było tutaj tak przyjemnie. Zielone parki, wesołe miasteczka, wata cukrowa i lody na każdym rogu. A teraz? Ćpuny, kurwy i dilerzy. Wszystko się spierdoliło. Coś poszło źle. Gdzie podział się mój cały świat?
I'm looking out a window,
Into a world that's taking you from me.
And I'm feeling so disgusted,
How pathetic can I possibly be ?
Ten świat. Ta brudna rzeczywistość, pełna przemocy. To ona oddziela mnie od ciebie Julio. Jesteś dla mnie ideałem. Ideałem, którego jeszcze nie spotkałem, ale co wieczór łudzę się iż kiedyś to nastąpi. Jesteś jak kwiat, które wyrośnie pośród betonowej dżungli. Póki co jednak, jestem już zbyt zmęczony żeby o tym myśleć.
So I'm on my way,
I leave today,
If I get away,
It'll be okay.
It'll be okay.
A później już tylko cisza wylewająca się z głośników i bolące od niej uszy…
***
Ostatnie mieszkanie było najgorsze. Drzwi otworzyła mi mała, smutna dziewczynka i powiedziała, że mama poszła spać. W rękach ściskała kilka drobnych i patrzyła się na mnie swoimi dużymi, brązowymi oczętami, a jedno z nich niknęło w fioletowej opuchliźnie. Gdzieś tam w środku zaczęło mnie zatykać. Spytała się, czy te kilka dolarów wystarczy, bo jest bardzo głodna, a mama nie zostawiła jej więcej. Cholera, było tego może trzy z centami. Pogłaskałem ja po głowie i powiedziałem, że dzisiaj mamy promocję. Poprosiłem żeby chwilkę poczekała i zbiegłem po schodach do samochodu. Zawszę wożę ze sobą jedną pizze bez mojego specjalnego sosu. Tak na wypadek gdybym zgłodniał.
Dziewczynka wpuściła mnie do domu. Nazywała się Julia. Jej matka leżała pijana na tapczanie i wyglądała okropnie. Zniszczona życiem alkoholiczka i narkomanka. Przypomniał mi się tekst z jakiegoś filmu "Matka jest imieniem Boga w sercu i na ustach każdego dziecka". Znowu ściskało mnie w gardle, a łzy napłynęły mi do oczu. Chciało mi się płakać. Nad sobą. Nad Julią. Nad jej matką. Nad światem… Zapytałem się dziewczynki czy już oglądała dobranockę. Odpowiedziała, że nie, więc siedliśmy przed telewizorem i jedząc pizzę przenieśliśmy się na chwilę do lepszego świata. Do świata, w którym jej matka nie piła i nie brała, a na ulicach codziennie nie dochodziło do morderstw. Świata, w którym powinniśmy żyć wszyscy. Świata, który dał nam Bóg, a my oddaliśmy go Szatanowi za darmo. I gdy Kaczor Donald wygłupiał się na ekranie ja wciąż myślałem, cóż takiego, my dorośli, uczyniliśmy?
Po dobranocce poczytałem Julii nim usnęła i wyszedłem na chłodny, październikowy wieczór. Chwilę stałem, obserwując parę wydobywającą się z moich ust, później zaś siadłem na krawężniku i zapłakałem. I łkając tak jak smarkacz pytałem sam siebie raz po raz, czy nie ma już nadziei dla ludzkości. Jak nisko możemy się jeszcze stoczyć?
***
Someone take these dreams away
that point me to another day
A duel of personalities
That stretch all true reality
Wróciłem do pizzerii po kolejną porcję gówna. Kolejne pięć pudełek wlepiało we mnie wzrok gdy w świetle mętnej żarówki wchodziłem na stołek żeby dołożyć do nich trochę sosu, specjalności Normana. W myślach zaś miałem tych wszystkich dobrych ludzi zajadających się nim każdego wieczoru.
They keep calling me
Keep on calling me
They keep calling me
Keep on calling me
Rozpiąłem rozporek i zacząłem ruszać ręką, aż pierwsze krople ambrozji zaczęły skapywać na smaczniutkie pizze Sala. Przed oczami zaś miałem te wszystkie rozanielony gęby wcinające ich ulubiony junk food. Orgazm, który ogarniał mnie w takiej chwili nie mógł równać się z niczym innym. Żaden seks nie był tak dobry jak świadomość, że co wieczór dymam nowojorczyków. Z uśmiechem na ustach skończyłem swoją robotę i zapiąłem rozporek. Teraz mogłem rozwozić dalej.
Calling me, calling me
I jak zawsze gdy się z nimi żegnałem, życzyć smacznego.
W opowiadaniu zostały wykorzystane fragmenty następujących utworów:
Guns’n’roses “Welcome to the jungle”
Katie Melua “On the Road again”
Limp Bizkit “It’ll be ok”
Nine Inch Nails “Dead souls”