» Horror czyli Kulthulhu » Almanachy » Iluzjon

Iluzjon


wersja do druku
Iluzjon
Yojimbo

Sanjuro przechadza się po mieście. Mija psa niosącego w pysku odciętą dłoń. Drzwi jednego z drewnianych domów niespodziewanie otwierają się, przerywając dudniącą w uszach ciszę. Wybiega z nich podstarzały człowiek. Niczym szaleniec krąży wokół samuraja. Proponuje mu zostanie strażnikiem, ochroniarzem.

Sanjuro ignoruje go i idzie dalej. Gdy otwierają się kolejne drzwi, wychodzi z nich kilkunastu uzbrojonych ludzi i otacza go szczelnym kordonem.

Mignięcie. Ciało kobiety na szarej posadce z kafelkami. W jakiejś piwnicy. Jasne zdjęcie z fleszem. Nóż w brzuchu. Rozerwana, biała sukienka w czarne kropki, cała we krwi. Czerwona plama oplata ciało.


Jedna klatka. Dla normalnego człowieka, a nawet dla kamery, to zdjęcie wydawałoby się być prześwietlonym, białym błyskiem, jednym z setek zakłóceń na tak starej taśmie jak ta puszczana w kinie Iluzjon. Ale Marcin nie był normalny. On widział.

Dwadzieścia minut później. Sanjuro dopija kubek sake. Powoli wstaje, przechodzi do drugiego pokoju i dalej, poprzez bambusowe drzwi. Idąc korytarzem mija grupkę ciekawie mu się przyglądających kobiet, stłoczonych w ciasnym przejściu. Siada przy ścianie, podsłuchując rozmowę Seibeia z rodziną.

Błysk. Trup podstarzałego mężczyzny z przebitym policzkiem. Brudne, przepocone włosy przyklejone do czoła. Światło wyraźnie odbija się od jego skóry. Dokładnie widać wnętrze jego czaszki, niemalże czuć smród jego truchła.


Dwie klatki, może trzy.

Chwila wytchnienia. Gra muzyka, na środek pokoju wychodzą gejsze i rzucają samurajowi zalotne spojrzenia. „Wybierz sobie jakąś i zabaw się” – namawia go pani domu.

Zakłócenie. Kilka czarnych klatek.

Ciemne zdjęcie. W rowie leży niezgrabnie ułożone ciało w czarnym uniformie. Lekko przysypane ziemią, nie sposób powiedzieć, czy to kobieta czy mężczyzna.

Sanjuro wychodzi z domu bednarza nocą. Przechodzi przez główną ulicę. Jego sylwetka, oświetlana przez ogniska tlące się przy domach, rzuca długi cień. Podchodzi pod drzwi Ushi-Tory. Porażeni strachem strażnicy zastygają w bezruchu.

Znowu błysk. Martwa, może dziesięcioletnia dziewczynka z oderwanymi kończynami. Twarz zastygła w agonalnym grymasie. Wnętrzności spływające do wiadra.


Nikt tego nie widział. Oprócz Marcina.

Marcin zawsze widział lepiej. Nie więcej, lecz lepiej. Widział to, co każdy człowiek, lecz był w stanie dostrzec najmniejszy szczegół. Dosłownie... wszystko. Tablicę rejestracyjną samochodu jadącego paręset metrów dalej. Mrugnięcie człowieka stojącego w oknie nocą. Mikroskopijnej wielkości robaczka pełzającego w poszyciu lasu. Pojedynczą klatkę filmu w kinie. Lekarze tłumaczyli to nadwzrocznością, lecz Marcin wiedział, że... coś jest z nim nie tak.

Kino

Iluzjon Filmoteki Narodowej jest nieco zapomnianym kinem Warszawy, mimo, że w stał się częścią kulturalnego kolorytu stolicy już pod koniec lat 50'. Był on faktyczną realizacją programu Filmoteki. W swojej trwającej ponad pięćdziesiąt lat misji propagowania klasyki kina zmieniał swą siedzibę sześciokrotnie - znajdował się bowiem w Alei Szucha, dwukrotnie w kinie „Polonia”, w sali „Pod kopułą”, w kinie „Śląsk”, aby w końcu, w 1997 roku, trafić do byłego kina „Stolica”. W ponurych czasach bez multipleksów i Internetu odgrywał ważną rolę w życiu kulturalnym Warszawy, goszcząc zarówno twórców awangardowych, jak i sławy światowego formatu.

Dziś, za wyjątkiem okolicznych, podstarzałych mieszkańców pragnących w nostalgii odświeżyć sobie pozycje czasów ich młodości i nielicznych miłośników klasycznej kinematografii rozsianych po całym mieście, mało kto tu zagląda. Bez dotacji kino dawno by upadło.

Faktycznie bowiem, przeciętnego widza odstrasza tu wszystko - począwszy od kompletnie niefunkcjonalnego, rotundo-podobnego budynku przytwierdzonego do sali projekcyjnej, poprzez nierówno podświetlony baner reklamowy, pomazane szczeniackimi napisami mury, czarne nacieki spływające z dachu, podłogę pełną dziur, niewygodne, twarde krzesełka, przy których nie ma miejsca na nogi, a skończywszy na kiepskiej jakości obrazu i dźwięku. Nie ma Dolby Surround, nie ma klimatyzacji, nie ma reklam kosmetyków przed seansem, nie ma popcornu i serowych nachos. Zresztą, kto w dobie efektów specjalnych ogląda filmy, w których drzewo czy kwiatek nie są wygenerowane komputerowo?

Jednak te socjalistyczne mury kryją w sobie coś więcej niż setki szpul z klasyką światowego kina.

Postacie

Tomasz Działkowski

Tomasz Działkowski zajmuje się obsługą projektora w kinie Iluzjon. Ubiera się staroświecko, nosi zawsze nienagannie wyprasowany frak lub smoking. Ma 67 lat, siwe, poprzetykane łysizną włosy, brązowe oczy, szpakowatą twarz i smukłą budowę. Jego żona zmarła młodo, a dzieci dawno się usamodzielniły. Był reporterem Magazynu Filmowego, czasopisma wydawanego w czasach PRL-u i ma niezłą emeryturę, ale zdecydował się przyjąć tą marnie opłacaną posadę. Palenie papierosów od czasów późnej podstawówki kiepsko wypłynęło na jego zdrowie, dlatego woli wykorzystać uciekający czas na pracę, zamiast siedzieć w domu i powoli umierać. Papieros odrywa od ust tylko i wyłącznie gdy kaszle. A kaszle potwornie.

Nie będę kłamać ani przedłużać - ten sympatycznie wyglądający pan jest seryjnym mordercą. Z jego ręki zginęło w sumie pięć osób. Miejsca zbrodni dokładnie obfotografował, rejestrował na dyktafonie krzyki ofiar. Jego morderstwa nie wynikały z długotrwałych problemów psychologicznych - raczej z frustracji po śmierci żony, napędzanej ciągłym stresem w pracy. Nie mający nic do stracenia Działkowski zaczął mordować, a zbrodnie postrzegał jako formę obscenicznej zabawy. Był kilkakrotnie przesłuchiwany, jednak wysoka pozycja w partii nie zachęcała milicjantów do nadgorliwości. W końcu dwa morderstwa pozostały niewyjaśnione, a o trzy pozostałe oskarżono kogoś innego.

Początkowo Działkowski traktował wklejanie klatek ze swoimi zbrodniami w taśmę filmową i ciche puszczanie nagranych krzyków jako grę. Ciach, taśma klejąca, włączamy film i osoba widzi dowód jego winy, lecz dostrzega go w formie milisekundowego, jasnego lub ciemnego mignięcia, zwykłego zakłócenia, jakich pełno w zniszczonych kliszach Iluzjonu Filmoteki Narodowej. Podłączamy dyktafon do komputera obsługującego głośniki, ściszamy i widz słyszy krzyk, lecz zgaszony, rozmyty w szumie wiekowej aparatury kina. Potem zauważył, że po takich projekcjach ludzie dziwnie się zachowują. Po kilku miesiącach przeprowadził test. W starą kopię „Casablanki” wkleił kilkadziesiąt klatek ze zdjęciami swoich zbrodni. Nazajutrz mieszkająca nieopodal kobieta, miła, usłużna, niezwykle porządna starsza pani, którą Działkowski znał osobiście, zamordowała swoją sąsiadkę.

Zabójca odkrył, że błyski i dźwięki generują coś w rodzaju podprogowego przekazu wpływającego na widza, szczególnie na osoby uległe, o słabej woli. Silni psychicznie wychodzili z seansów naładowani pozytywną agresją na kilka dni, nie wywoływało to u nich żadnych skłonności do destrukcyjnych zachowań. Ale ze słabymi było... inaczej.

Działkowski nie jest już tak sprawny jak kiedyś. Rak płuc uniemożliwia mu normalne funkcjonowanie i popełnianie kolejnych zbrodni. Jednak... zmieniając taśmę filmową, świadomy konsekwencji tego, co robi, czuje ten sam impuls, to samo cudowne uczucie rozluźnienia, którego niegdyś dostarczały mu morderstwa.

Marcin Szarzyński

Człowiek, który widzi wszystko. Marcin nie cierpi na nadwzroczność, ani na żadną inną wadę wzroku. Po prostu urodził się z nadnaturalną zdolnością postrzegania wszystkiego. Zawsze był umysłem ścisłym, maturę z polskiego zdał przepisując ją od koleżanki, która siedziała kilka ławek dalej. Wydaje się to niemożliwe, ale on widział. Teraz jest studentem czwartego roku informatyki i rzadko wychodzi z domu. Jego niezwykła zdolność jest zarówno darem, jak i przekleństwem.

Hubert Kubeć

Łysa, wypucowana na błysk czaszka. Trzy-paskowy dres. Sportowe buty. Gęba kryminalisty. Odór podrabianych perfum. Co taki człowiek robi w takim miejscu? Hubert zawitał do kina, bo chciał poderwać seksowną znajomą, będącą wielbicielką starego filmu. Naturalnie nigdy wcześniej tu nie był, spodziewał się multipleksu z popcornem i chrzczoną colą. Film był straszny, Hubert nic z niego nie zrozumiał, ale... spodobało mu się. Przez dwie godziny gapił się jak zaczarowany w ekran, czując przypływy adrenaliny i dreszcze agresji przechodzące po całym ciele. Jakby oglądał mecz Legii, ale lepiej. Mimo, że stawiał to sobie za punkt honoru, to nawet nie złapał swojej randki za tyłek. Od tej pory przychodzi tu przynajmniej kilka razy w tygodniu. Od seansów w Iluzjonie jest zwyczajnie uzależniony.

Pomysły do rozwinięcia

#1

BG jest policjantem, a Działkowski miał zły, bardzo zły dzień. Pulmonolog zajmująca się jego płucami znów go nie przyjęła. Roznosząc wokół siebie woń papierosów powiedział jej, że przez ostatni miesiąc, tak jak obiecał, nie miał peta w ustach. Wywaliła go na zbity pysk. Pociął taśmę z dzisiejszym nagraniem na kawałki. „Tramwaj zwany pożądaniem”. Starannie powkładał własne ujęcia i dokładnie pozaklejał. Dużo ujęć. Długich. Takiej dawki jeszcze nie aplikował. Tej nocy dochodzi do serii brutalnych zbrodni - mordów, gwałtów, grabieży. Inspektor prowadzący śledztwa co prawda zauważa, że wszyscy podejrzani tego samego wieczora byli w kinie Iluzjon, lecz stwierdza, że umówili się oni tam specjalnie. Nie dostrzega jednak jednej rzeczy - że wszyscy byli ludźmi słabymi, podporządkowanymi, posłusznymi do granic możliwości. Ludźmi o parszywie wręcz słabej woli. Ludźmi, którzy sami z siebie nigdy nie dopuściliby się do tego typu czynów.

#2

Do graczy przychodzi Marcin i opowiada im o tym, co widział. BG zapewne idą na seans i... nic nie dostrzegają, podczas gdy Szarzyński rzuca się krzycząc jak obłąkany. Po wyjściu z kina gracz o najsłabszej sile woli zachowuje się znacznie agresywniej. Czy to Marcin jest szalony, czy może kino Iluzjon rzeczywiście skrywa jakąś tajemnicę?

#3

„Przeminęło z wiatrem”. Film doskonały. Dwieście dwadzieścia dwie minuty wizualnej ekstazy. Perła wśród klasyki. I jeden z ulubionych obrazów Działkowskiego.

Akcja filmu zacznie się, jak zawsze zresztą, na plantacji rodziny O’Harów w Georgii, tuż przed wybuchem wojny secesyjnej. Scarlett O’Hara, będzie adorowana i kokietowana przez wszystkich mężczyzn z okolicy, aż spotka Rhetta Butlera, defetystę ganionego wśród mężczyzn za pesymizm w stosunku do ewentualnego powodzenia Południa w starciu z Północą.

Poczęstunek połączony z zaręczynami zostanie przerwany przez wieść o wybuchu wojny. Wkrótce Scarlett wyjdzie za mąż za Charlesa Hamiltona, który niedługo potem umrze na zapalenie płuc. Prawdopodobnie tutaj Działkowski wklei pierwszą porcję zdjęć.

Matka pięknej O’Hary wyśle ją do Atlanty, aby ta ułożyła sobie życie na nowo i odpoczęła. Scarlett i Melanie, jej kuzynka, pójdą tam na bal dobroczynny, gdzie niespodziewanie (dla ludzi, którzy widzą ten film po raz pierwszy) spotkają Rhetta. Okaże się, że zawadiaka z Charlestone pracuje teraz jako przemytnik dla Konfederacji. Bez skrupułów poprosi Scarlett do tańca, zaś ta przyjmie propozycję, mimo, że wciąż jest w żałobie. Podczas tańca Rhett powie O’Harze, że zamierza ją zdobyć, zaś ta zarzeknie się, że nigdy do tego nie dojdzie.

Pozycja Konfederacji gwałtownie osłabnie. Atlanta zostanie oblężona przez wojska Unii. Rhett wybawi Scarlett z niemałych tarapatów, zabierając ją z miasta i przewożąc w pobliże rodzinnej farmy. Zostawi ją na drodze prowadzącej na plantację, całując na pożegnanie. Potem zniknie, pojedzie walczyć dla konfederatów. Kiedy Scarlett będzie wracać do domu, zobaczy spaloną farmę Wilkes’ów.

Tutaj Działkowski wklei kolejne zdjęcia. Nie wie bowiem, że w tym miejscu, dokładnie tutaj, kiedy Scarlett patrzy na opuszczone Twelve Oakes, na błonie filmowej jest niewielka deformacja, zadzior, który utknie w starym projektorze i zatrzyma taśmę...
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komentarze


Charleene
   
Ocena:
0
Bardzo, bardzo fajny pomysł. Uwielbiam artykuły z Kultu, bo, chociaż nic nie wiem o systemie, zawsze są inspirujące. I - chociaż nie prowadzę przygód "gotowych" - tę poprowadzę :)
Osobna pochwała należy się za wykorzystanie "Przeminęło z wiatrem" - po pierwsze uwielbiam ten film a po drugie chwyt z "puszczeniem" znanego obrazu graczom jest świetny.
30-10-2007 22:14
Jeremiah Covenant
   
Ocena:
0
Tekst naprawdę znakomity, gratulacje dla autora. Wszystkie trzy pomysły na scenariusze wyglądają zachęcająco... i nie wypada mi rzec nic innego niż "chcę więcej takich tekstów" ;)

Jedynym mankamentem, na który zwróciłem uwagę, jest "szafowanie morderstwami". Mam na myśli to, iż Dzikowski dokonał pięciu zabójstw i nie spotkały go za to żadne konsekwencje. Może nieźle to brzmi, wzmacnia siłę wyrazu, ale wydaje mi się, że jest to element nierealistyczny - mimo wszystko, ktoś w końcu zacząłby zadawać pytania.
31-10-2007 00:05
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
"mimo wszystko, ktoś w końcu zacząłby zadawać pytania"

Myślę, że od tego właśnie są gracze.
A co do zadawania pytań - byli i tacy w *historii* zbrodni, którym permanentnie podwinęła się noga dopiero w okolicach 50-tej ofiary. W dodatku całkiem niedawno i wyjątkowo blisko. I to nawet mimo iż wcześniej ich podejrzewano, zatrzymywano a nawet na krótko aresztowano w sprawie zabójstw.

Pozdrawiam.

Naczelny kryminolog fandomu.
31-10-2007 00:19
Ysabell
   
Ocena:
0
Dobry tekst. Przyjemnie się go czyta i daje sporo pomysłów, nie tylko do Kultu.

Trochę nie pasuje mi zdanie "siwe, poprzetykane łysizną włosy".

Jedno mnie również zastanawia. Jak człowiek, który "papieros odrywa od ust tylko i wyłącznie gdy kaszle" może pracować w kinie, w którym jest wszędzie mnóstwo (piekielnie łatwopalnej) taśmy filmowej? Przecież spędza sporo czasu na sklejaniu klatek, naprawianiu filmów, przekładaniu i przewijaniu szpul, nawet bez swojej "dodatkowej" działalności. Warto zwrócić na to uwagę, bo jeśli którykolwiek z graczy będzie wiedział, jak bardzo łatwopalne były stare taśmy filmowe, to zabije nas-MG śmiechem... ;-)

I jeszcze jedna uwaga: to bardzo ciekawa koncepcja, ale bardzo wiele pracy trzeba by wykonać, żeby wprowadzić ją na sesji. Artykuł daje bardzo mało informacji na temat dawnych spraw, śledztwa i ofiar - wszystko to trzeba wymyślić samodzielnie. W kolejnej części cyklu chętnie widziałabym trochę więcej faktów.
01-11-2007 17:52
Rastif
   
Ocena:
0
dziękuję za pochwały i krytykę (za to drugie szczególnie)

Przyznam szczerze, że mimo, iż wiem, jak łatwopalny jest celuloid, to wizja szaleńca, z petem w ustach spiskującego nad taśmą filmową nieco zaćmiła mi realny obraz. Nie pomyślałem o tym pisząc artykuł, więc dziękuję za tę uwagę, choć śpieszę z wyjaśnieniami, skąd te nieszczęsne papierosy.

7-8 lat temu, jak jeszcze do Iluzjonu zabierał mnie mój szanowny ojciec, pragnąc zapoznać podrostka ze światową klasyką, pracował tam (nie mam zielonego pojęcia, na jakim stanowisku) dziwny podstarzały mężczyzna, ubierający się właśnie w smoking lub frak (nie pomnę, co to było dokładnie, w tamtym wieku nie zwracałem na to specjalnej uwagi, zapamiętałem jedynie skalę oryginalności i oficjalności stroju), od którego zawsze niezwykle intensywnie śmierdziało papierosami. Sprawiał wrażenie Miłego Starszego Pana z Sąsiedztwa, a tacy zawsze wzbudzają pewne podejrzenia. Wbił mi się ów fakt w pamięć i postanowiłem go wykorzystać. Ot, taka ciekawostka.

A brak rozwinięcia... Cóż, w założeniu miał być to opis lokacji i tzw. 'mięso'. Na gotowe scenariusze również przyjdzie czas.
01-11-2007 19:56

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.