Gry kontra dzieci

Autor: Artur 'Morus' Sośniak

Gry kontra dzieci
Kiedyś dzieci bawiły się w berka, chowanego czy głuchy telefon - na świeżym powietrzu, na ulicy, u przyjaciół. W dzisiejszym, podporządkowanym komputerom świecie widok dzieciaków bawiących się na podwórzu należy jednak do rzadkości. Nie mam wątpliwości, że komputery usprawniają nam życie, ale z drugiej często stają się niebezpiecznym narzędziem. Chodzi tu oczywiście o gry, które mogą wpaść w ręce osób zbyt młodych. Do tego dochodzi skrajna niewiedza rodziców na ten temat. I w taki sposób otrzymujemy mieszankę wybuchową. Chciałbym w moim artykule poruszyć kilka aspektów dotyczących bezpieczeństwa naszych pociech w Sieci oraz w czasie interaktywnej rozrywki.


PEGI

PEGI – Ogólnoeuropejski System Oceniania Gier Komputerowych (ang. Pan European Game Information) - jest to system, który odpowiednio ocenia gry, dopasowując je pod względem treści w nich zawarte do wieku gracza, dla którego są przeznaczone. Dzięki temu możemy uzyskać informacje o wulgaryzmach czy narkotykach obecnych w fabule gry. Jednak ilu z nas, dorosłych, zwraca na to uwagę? Łamanie tych ograniczeń winno być jednoznaczne z łamaniem prawa. Niestety, polski kodeks karny nie przewiduje żadnych sankcji karnych za nie przestrzeganie oznaczeń PEGI. Zatem o ile nie wolno sprzedawać alkoholu osobom niepełnoletnim, tak można sprzedawać takowym osobom gry z oznaczeniem +18 (zgodnie z literą prawa).


Negatywne skutki gier

Nieprzestrzeganie systemu PEGI oraz brak zainteresowania ze strony rodziców skutkuje poważnymi konsekwencjami. Tak, jak możemy uzależnić się od alkoholu czy nikotyny, tak można uzależnić się od elektronicznej rozrywki. Na początku wygląda to niewinnie. Nasza latorośl nie chcę schodzić na obiad, nie sprząta pokoju czy nie zmywa naczyń wcześniej o to proszona, nie wysypia się. Oczywiście taki zachowanie nie wynikają tylko z uzależnienia od gry. Dlatego dość często są zaniedbywane przez rodziców, którzy myślą, że mają po prostu leniwe dziecko. Jednostka silnie otumaniona interaktywną rozrywką przestaje słuchać kogokolwiek, miewa stany maniakalne, wagaruje, nie spotyka się z przyjaciółmi. Powoli zmierza do stanu aspołecznego fanatyka. Najwięcej przypadków uzależnień stwierdzono przez gry z rodzaju MMORPG. I tak (nie)sławna Tibia, z pozoru niezbyt niebezpieczna gra, potrafi silnie wpłynąć na psychikę młodego gracza. Zobaczmy :




Gry to zło? Nieprawda!

Czy jedynym sposobem na to, by uchronić nasze dziecko przed tym nałogiem jest odłączenie go od świata Internetu czy nawet od komputera? Otóż zdecydowanie nie! Ktoś kiedyś powiedział: „Alkohol jest dla mądrych ludzi” podobnie jest z ”blaszakiem”. Dlatego należy skrupulatnie śledzić to, w co gra dziecko. Starać się rozmawiać i tłumaczyć. Nie stosować kar zakazu zabawy na komputerze, bo to, co zakazane, smakuje najlepiej. Dobrze jest samemu też w coś grywać, aby mieć jakiekolwiek pojęcie na temat świata elektronicznej rozrywki. Niestety, w pełni nie uchronimy naszego dziecka od przemocy zawartej w grach. Wszechobecna przemoc nieustanie pokazywana jest w różnego rodzaju mediach, stąd też jej obecność w szkole czy nawet na ulicach. Dlatego agresja w niektórych produkcjach jest wzięta prosto z życia. Jednak wpajanie podstawowych wartości społecznych naszym milusińskim już od najmłodszych lat na pewno zaowocuje w przyszłości.


To w co grać?

Wielu z was może zadawać sobie takie pytanie. Pomimo tego, że rynek elektronicznej rozrywki owocuje w różnego rodzaju gry nieodpowiednie dla młodszych, może zaprezentować nam wiele ciekawych pozycji dla najmłodszych.. Należy też pamiętać o tym, że niektóre rodzaje gier, nawet bez oznaczeń, nie nadają się dla malucha. Produkcje z rodzaju RPG mogą być wyśmienitą zabawą nie tylko dla naszego milusińskiego, ale i dla jego znajomych, rodzeństwa czy rodziców. Oczywiście podanie Neverwinter Nights ośmiolatkowi nie jest najlepszym pomysłem. Tak samo jak zaserwowanie mu FPS-a takiego jak Left 4 Dead.Z kolei strategie raczej bardziej nadają się dla starszych graczy. Należy również zadać sobie pytanie, kiedy dziecko jest gotowe na kontakt z grami? Już od najmłodszych lat można kupować pozycje, które przez zabawę uczą, jednak moim zdaniem optymalny wiek to 8–10 lat. W tedy to nasz podopieczny zaczyna rozumieć coraz więcej i odnosi prawdziwą przyjemność z gry.


A morał z tego taki…

Wszystko jest dla ludzi, ale nawet najlepsze lekarstwo w nadmiarze szkodzi. I tymi słowami w pełni mogę podsumować mój wywód. Pamiętajmy, że młode umysły o wiele lepiej chłoną wiedzę. Zarówno tę dobrą, jak i tę złą. To od nas, „starszych”, zależy w jaki sposób będą postrzegali gry oraz jak będą ustosunkowani do relacji między tym, co widzą na ekranie, a tym, co jest realne.


Okiem Czarnego:
Mój przedmówca uderzył w wysokie tony, pisząc, że dzieci są zagrożone przez gry dla nich nieodpowiednie, a my powinniśmy je chronić. Po części zgadzam się z nim - włosy zjeżyły mi się na głowie, jak zobaczyłem jedenastoletnią siostrę znajomego, grającą w Left 4 Dead – jednak osąd Morusa jest dla mnie nieco przesadzony.

Przede wszystkim, każda gra (no, może poza logicznymi, typu tetris, mahjong itd.) zawiera w sobie przemoc. Różnica polega na tym, że w jednej wyrywamy głowy razem z kręgosłupem (AvP), a w innych zabijamy przeciwników, skacząc na nich (Mario jak i cała masa starszych platformówek).

Jako dziecko zagrywałem się w DOSowego Prince of Persia, gdzie krew jak najbardziej była. Do dziś uwielbiam serię Heroes, w której eksterminujemy całe armie. W podstawówce każdą informatykę poświęcałem Liero (krwawiące robaki!). Każda z tych gier przyniosła mi masę radości, część nawet odcisnęła piętno na moich zainteresowaniach („Hirołsy” zaciekawiły fantastyką). Nie uważam natomiast, by którakolwiek z nich, mimo obecności przemocy (chociaż w różnej formie) miała na mnie zły wpływ.

Moi rodzice długo starali się mnie uchronić od „strzelanek” – nie było mi więc dane w dzieciństwie pograć w Dooma, Quake itd. (nadrobiłem w liceum). Powodem była właśnie duża ilość przemocy zawartych w tych grach. Gdy jednak miałem już lat –naście i odpaliłem bardzo brutalnego Return to Castle Wolfenstein – z jednej strony byłem trochę zniesmaczony, a z drugiej – bawiłem się doskonale. Zniesmaczony, bo czułem, że „robię coś złego” (w końcu rodzice przekonywali mnie o tym przez lata), a zachwycony, bo gra była po prostu fajna. Na szczęście byłem już w takim wieku, że akurat ta produkcja nie odbiła się negatywnie na mojej psychice (przynajmniej mam taką nadzieję – a nuż zacznę biegać z energetycznym działkiem po Luboniu?).

Myślę więc, że rodzicielska selekcja produkcji, w które gra ich dziecko, jest sensowna – ale rodzic powinien kierować się zdrowym rozsądkiem. Dobrze, by po prostu zajrzał do Internetu, przeczytał jakąś recenzję gry i wtedy postanowił czy ta nadaje się dla jego dziecka. Co prawda, nie ma na ogół takiej możliwości w samym sklepie, ale – co za problem – wrócić do domu, sprawdzić, a potem kupić?