XCOM: Enemy Within

Stary nowy wróg

Autor: Łukasz 'Qrchac' Kowalski

XCOM: Enemy Within
XCOM: Enemy Unknown okazał się tytułem, który po takich niewypałach jak Duke Nukem Forever wlał otuchę w serca graczy. Pokazał, że można wskrzeszać legendarne marki, nie zabijając ich. W końcu otrzymaliśmy grę, która miała nie tylko pozwolić na odcinanie kuponów, ale dać radość starym wyjadaczom i przyciągnąć nowych fanów. Nie dziwi więc, że pierwszy dodatek wzbudził duże zainteresowanie.

Korporacyjne zło

Enemy Within nie jest nową kampanią, więc nie można spodziewać się czegoś rewolucyjnego. Uruchamiając dodatek, otrzymujemy tę samą grę, którą poznaliśmy rok wcześniej – ponownie rozpoczynamy nasze zmagania w Niemczech, budujemy od podstaw bazę i staramy się poznać nieznanego wroga. Za co więc płacimy? Za kilka mniej lub bardziej subtelnych zmian, które mają jednak niemałe znaczenie podczas rozgrywki.

Pierwsza to przede wszystkim wprowadzenie nowego, ludzkiego wroga, który sprzymierza się z obcymi. Jak łatwo się domyślić, są to potężne korporacje, które pragną tego co zawsze – być jeszcze potężniejsze. Tak powstał zły brat bliźniak XCOM-u przeprowadzający nieetyczne eksperymenty, piorący mózgi swoim pracownikom i sabotujący naszą pracę na każdym kroku. Dzięki temu zyskujemy nowe misje fabularne wydłużające czas zabawy i dodające doń trochę pikanterii. Dorzucenie tego wątku naprawdę wyszło historii na dobre.

Dodano także nowe lokacje. Dzięki temu otrzymaliśmy w końcu całkiem spory wachlarz map, zarówno miejskich, jak i leśnych, na których generowane są misje. Mija dużo więcej czasu, zanim trafimy na wcześniej odwiedzane lokacje. Dzięki temu wrażenie, że oddział rzeczywiście podróżuje w różne rejony świata, utrzymuje się odrobinę dłużej niż poprzednio.

Walka o zasoby

Kolejnym bardzo ważnym elementem, determinującym dalsze zmiany, jest dodanie nowego zasobu, zwanego MELD-em. Jest to substancja umożliwiająca zastosowanie zaawansowanej nanotechnologii, dzięki której nauczyliśmy się modyfikować kod genetyczny żołnierzy lub łączyć żywą tkankę z metalem. Pozyskać go można tylko w trakcie misji, zabezpieczając wypełnione nim kontenery. Problem polega na tym, że po pewnej liczbie rund pojemniki ulegają samozniszczeniu, dlatego należy zdobyć je jak najszybciej lub wyeliminować wszystkich przeciwników zanim kontenery eksplodują.

Jeśli zależy nam na jak największej ilości MELD-u, a tak zapewne będzie, musimy zapomnieć o powolnym i ostrożnym przeszukiwaniu lokacji. Kanistry, których szukamy, często znajdują się po przeciwległych stronach planszy, co stawia nas przed dylematem: iść szybko i nieostrożnie, czy może podzielić drużynę na dwie części, zmniejszając jej siłę bojową. Dzięki temu rozgrywka zyskuje na dynamice, czasami wręcz aż za bardzo.

Zmieniło się również znaczenie sekcji zwłok obcych. Teraz każda pozwala na stworzenie dodatkowych przedmiotów oraz odblokowanie nowych modyfikacji genetycznych żołnierzy. Główna różnica w uzbrojeniu, pomijając ciężką broń dla cyborgów, to duży arsenał granatów, które robią naprawdę sporą różnicę na wyższych poziomach trudności.

Oczywiście dodatkowe możliwości wydawania pieniędzy nie oznaczają, że będziemy mieć ich więcej do dyspozycji. Jeśli ktoś uważał, że miał problemy z nadaniem odpowiednich priorytetów wydatkom w Enemy Unknown, to dopiero Enemy Within nauczy go pokory. Dylemat, czy zmniejszyć panikę, czy zdobyć dodatkowy personel, czy wydać pieniądze na badania i wyposażenie, jeszcze nigdy nie był tak wielki.

Uniwersalny żołnierz

Jednak największym plusem kampanii są możliwości, jakie otrzymujemy przy rozwijaniu umiejętności naszych żołnierzy. MELD pozwala stworzyć oddział prawdziwych twardzieli, którym niestraszne są żadne wyzwania. Istne maszyny do eksterminacji wrogów.

Podstawowymi narzędziami, jakie będziemy wykorzystywać, są modyfikacje genetyczne. Przede wszystkim kupimy je relatywnie tanio, a żołnierze poddani takim zabiegom szybko wracają do aktywnej służby. Wachlarz dostępnych ulepszeń jest dość szeroki – od mutacji poprawiającej celność po szybkie regenerowanie zdrowia. Szczególnie to drugie jest przydatne i tworzy prawie niezniszczalnych operatorów, którzy nie dość, że potrzebują dwu- lub trzykrotnie mniej czasu na leczenie, to odzyskują zdrowie już na polu bitwy. Dzięki temu na akcje ciągle może wychodzić optymalny zespół.

Trochę gorzej wygląda to w przypadku zmieniania żołnierzy w cyborgów. Takie działanie jest dużo droższe i początkowo nie należy do efektywnych. Przez większość czasu głównym zadaniem pozostałych wojaków jest dodatkowe ochranianie blaszanych kolegów, którzy przyciągają obcych jak magnes. Dopiero na późniejszym etapie, gdy wykupimy już odpowiedni poziom ekwipunku, ich wartość bojowa wzrasta do poziomu nieosiągalnego przez pozostałych członków drużyny i potrafi decydować o powodzeniu całości misji. Mimo wszystko ich przydatność jest raczej wątpliwa.

Konflikt na tle cenowym

Wszystko to tworzy całkiem niezłą mieszankę, która pozwala ponownie zasiąść do XCOM-a bez poczucia wtórności. Przynajmniej za pierwszym razem. Niestety im dalej w las, tym bardziej wtórne czy raczej powtarzalne stają się nasze czynności. W sumie cały czas robimy to samo co wcześniej, tylko zostało to delikatnie przypudrowane i przemalowane. Chyba najlepszym określeniem na ten dodatek jest "mod", bo w gruncie rzeczy tym właśnie jest, niczym więcej i niczym mniej. Czy warto zatem wydać około 90 złotych? Jest to co najmniej dyskusyjne.

Przy XCOM: Enemy Within bawiłem się naprawdę dobrze, mimo że spodziewałem się czegoś więcej. Nadal jest to jednak naprawdę solidna, potrafiąca dać wiele satysfakcji gra, jakich mało na naszym rynku. A możliwość zabawy w kogoś na kształt szalonego naukowca tworzącego nadludzi jest wręcz genialna. Na pewno każdy fan serii powinien zabrać się za ten tytuł, choć warto poczekać na jakąś promocję.

Plusy:

Minusy: