We. The Revolution

Osądzając Robespierre'a

Autor: Marcin 'Karriari' Martyniuk

We. The Revolution
Kilka lat temu Paper, Please "symulator" inspektora imigracyjnego – skradło serca rzeszy fanów elektronicznej rozrywki. Lucas Pope przypomniał wszystkim, że nie potrzeba ogromnego budżetu i graficznych fajerwerków, aby wciągnąć graczy na długie godziny i zapewnić angażującą emocjonalnie rozrywkę. Czy We. The Revolution jest w stanie powtórzyć sukces poprzedniej produkcji?

Polskie studio Polyslash znane z Phantaruka postanowiło porzucić statek kosmiczny i tytułową bestię na rzecz rewolucji francuskiej. Krakowscy deweloperzy przenoszą graczy do Francji końca XVIII wieku, kiedy to rewolucja, na czele której stoi Maximilien de Robespierre, zbiera krwawe żniwo. Arystokraci i kontrrewolucjoniści masowo trafiają na szafot. W tym burzliwym czasie gracze wcielają się w Alexisa Fidéle'a – sędziego, alkoholika i hazardzistę. A także męża i ojca, bo i taką rolę przychodzi nam odegrać w We. The Revolution.

Kto osądzi sędziego?

Po rozpoczęciu gry trafiamy na salę rozpraw, gdzie spędzimy większość kilkunastu godzin potrzebnych do ukończenia zabawy. Na dobry początek otrzymujemy akt oskarżenia – z którym warto się sumiennie zapoznać – a następnie przechodzimy do odblokowania pytań do oskarżonego. Aby to uczynić należy rozegrać jedną z licznych mini gier w We. The Revolution. W ich trakcie łączymy różne słowa i wyrażenia, jak na przykład nóż z kategoriami typu dowód zbrodni, motyw, okoliczności łagodzące i tym podobne. Poprawne przypisanie kategorii pozwala zadać pytanie oskarżonemu, ale niektóre połączenia to pułapki uniemożliwiające dostęp do danej kwestii. W większości przypadków znalezienie właściwej kategorii nie nastręcza trudności, ale trzeba z nich umiejętnie korzystać. Zwykle nie warto wypytywać oskarżonego o wszystkie aspekty sprawy i lepiej zdać się na intuicję albo zrezygnować z dociekania prawdy, bo w We. The Revolution przesłuchanie wzbudza żywe reakcje ludu i rewolucjonistów. W zależności od zadanych pytań ocena naszej pracy przez oba obozy może się bardzo różnić, a z czasem dochodzi jeszcze trzecia grupa wywierająca wpływ na nasz osąd, czyli arystokracja. Trzeba zatem zręcznie lawirować, aby nie podpaść którejś frakcji i nie skończyć na dnie Sekwany. Niektóre wyroki powodują, że sporo tracimy także w oczach rodziny. Surowy werdykt w sprawie ulubionego nauczyciela własnego syna nie poprawi naszego wizerunku w oczach potomka.

Praca sędziego to jedno, ale na tym We. The Revolution się nie kończy. Wieczory należy poświęcić rodzinie lub innym formom rozrywki. Za protagonistą ciągnie się w pełni zasłużona reputacja hazardzisty i pijaka, i to decyzje gracza wpływają na wizerunek Alexisa w oczach bliskich. Dlatego jednego dnia możemy spędzić czas na dysputach politycznych z podstarzałym wujem, drugiego posłuchać muzycznych ćwiczeń syna, a trzeciego poświęcić czas żonie albo… wybrać się do knajpy i nie opuścić jej zbyt prędko. Każdego wieczoru stajemy przed wyborem jednej z kilku opcji i choć nie da się zadowolić wszystkich, to możemy się postarać, aby jak najmniej osób uważało nas za fragment chorej tkanki społecznej.

Oprócz wspomnianych już czynności w We. The Revolution trafiają się też swoiste mini gierki, jak partyjka w kości z prominentną osobą czy bitwy rozgrywane w turach. Ostatecznie to jedynie dodatki w nikłym stopniu urozmaicające zabawę, które sztucznie i niepotrzebnie ją wydłużają.

Sprawiedliwość musi być po naszej stronie

We. The Revolution historią stoi. Twórcy zadbali o odpowiednio rozbudowane tło dla spraw, jakie przychodzi nam rozstrzygać. Niejednokrotnie zostajemy postawieni w obliczu ściany tekstu, z jaką warto się zapoznać, jeżeli zależy nam na rzetelnym wykonywaniu obowiązków. W innym razie możemy dbać głównie o własny stołek i wydawać werdykty, dzięki którym zyskamy w oczach konkretnej grupy społecznej. Deweloperom udało się sprawić, by gracz czuł ciężar podejmowanych decyzji i był świadomy, że jednym podpisem posyła człowieka pod ostrze gilotyny. Przed ścięciem możemy też przemówić, ale wówczas trzeba uważać na słowa, aby nie podpaść jakiemuś stronnictwu. Niemniej, owe przemowy to zawsze okazja do umacniania własnej pozycji. Do tego dochodzi sporo ciekawych smaczków i postaci znanych z lekcji historii albo losowych wydarzeń wpływających na nasze poczynania. Wśród tych ostatnich przytrafiają się tak groźne sytuacje, jak ludność szturmująca zbrojownię. Wówczas w gestii gracza leży, czy dzięki swoim wpływom zapanuje nad zapalczywym tłumem.

Cegiełkę do pozytywnego odbioru gry dodaje specyficzny, ale też przyjemny dla oka styl graficzny. Początkowo deweloperzy planowali wykorzystać pixel art, lecz skończyło się na polygonach tworzących właściwie wszystko, od menu, przez przerywniki fabularne, aż po wygląd postaci. Stylistyka bardzo przysłużyła się grze, która po prostu wyróżnia się spośród setek innych tytułów. Przyjemna jest także muzyka i ogólne udźwiękowienie gry, chociaż trzeba też zauważyć, że jedynie animacje fabularne doczekały się głosu lektora. Jest to jednak zrozumiałe, biorąc pod uwagę ilość tekstu w grze. Od strony technicznej jest dobrze, chociaż zdarzało się, że jakiś przycisk stał się chwilowo nieaktywny lub gra wyszła do Windowsa.

Rzadko wykorzystywany w grach okres historyczny i nietypowa stylistyka wyróżniają We. The Revolution na tle całej masy innych produkcji, a jednocześnie to nie one stanowią największą zaletę gry. Pierwsze skrzypce odgrywają dylematy moralne stawiane przed graczem, który musi lawirować pomiędzy zadowoleniem różnych grup społecznych. Krakowskim deweloperom udało się stworzyć niebanalny i wciągający tytuł.
 

Plusy:

Minusy: