Time Mysteries: The Final Enigma

Autor: Mirosław 'angel21' Poręba

Time Mysteries: The Final Enigma
Gry z gatunku hidden object to tacy skryci złodzieje wolnego czasu. Mimo iż wybiórczo nie oferują nic unikalnego, to są w stanie pochłonąć na całe godziny. Twórcy z polskiego studia Artifex Mundi zdają sobie chyba z tego sprawę, bowiem mają słabość do tego typu produkcji. Time Mysteries: The Final Enigma to trzecia odsłona serii, która wyszła spod rąk programistów z Zabrza.
____________________________


Bohaterką ponownie jest Esther Ambrose, odległa potomkini samego Merlina. Przygodę zaczynamy, gdy dziewczynę zaczyna nawiedzać w snach wiedźma Viviana, dawny wróg wielkiego czarodzieja. Sprawę komplikuje wizyta kuriera z tajemniczym listem od jej wujka i mroczna sylwetka pojawiająca się za oknem mieszkania. Szybko okazuje się, że te pozornie błahe wydarzenia są zapowiedzią wielkiej tragedii, która ma spotkać świat. Ester musi wyruszyć w przeszłość do momentu starcia Merlina i Viviany.

Ogólnie fabuła nie była w stanie czymkolwiek mnie urzec. Sądzę, że można było w bardziej logiczny sposób rozwiązać natłok wątków, co uatrakcyjniłoby scenariusz, a być może diametralnie wydłużyłoby czas spędzony z grą. A tak? Zakończenie jest właściwie upchnięte na siłę. Dojście do końcowych napisów zajęło mi niespełna trzy godziny. Na szczęście dostajemy jeszcze jedną bonusową historię na kilkadziesiąt minut, która opowiada losy przybysza z przyszłości.


W poszukiwaniu... ale czego?

Poszczególne informacje o celach i ukończonych zadaniach znajdziemy w dzienniku bohaterki. Jest on w miarę przejrzysty i zawarte w nim dane powinny pomóc każdemu, kto się zgubi. Zresztą na samym starcie mamy samouczek, który w jasny sposób wyjaśnia podstawowe prawa rządzące grą.

Rozgrywka jest trywialnie prosta. Nie bez powodu mówi się, że tytuły z tego gatunku są dla tzw. casuali, czyli graczy w każdym przedziale wiekowym, z dowolnym stażem w świecie wirtualnej rozrywki. Głównym założeniem jest wyszukiwanie ukrytych obiektów na ręcznie malowanych tłach. Podana jest lista przedmiotów do odnalezienia, chociaż twórcy serwują również alternatywę. Zamiast wysilać gałki oczne, można sprawdzić się w minigrze polegającej na zbijaniu kul tego samego koloru i – co ważniejsze – specjalnych trybików. To jednak nie koniec atrakcji. W trakcie zabawy przyjdzie nam poszukiwać kluczy, składać puzzle czy inne elementy albo wytwarzać mikstury. Kto zna dzieła zabrzańskiego zespołu pewnie jest przyzwyczajony do takich działań. Zawsze miło witam kolejne problemy logiczne, ale przydałoby się małe urozmaicenie, wprowadzenie czegoś nowego i bardziej wymagającego.


Słyszę, ale nie widzę

Graficy z Artifex Mundi sprawnie poradzili sobie z tłami kolejnych scen. Chociaż te prezentujące przyszłość, do której zawędruje bohaterka, wyglądają trochę mdło, to cała reszta jest jak najbardziej do przyjęcia. Bardzo źle wyglądają natomiast animacje postaci. Narzekałem na to już w recenzji Nightmares from the Deep i od tego czasu nic się nie zmieniło. Gdy podczas konwersacji widzę, jak usta rozmówcy ledwo się poruszają, to aż nóż w kieszeni mi się otwiera.

Zarówno grafika, jak i udźwiękowienie to jedne z ważniejszych aspektów współczesnych gier. Jeżeli twórcy zawiodą na tym polu, to mają jedynie około pięćdziesięciu procent szansy na zaciekawienie gracza rozgrywką. Oprawę muzyczną można zaakceptować, podobnie jak szereg innych odgłosów w poszczególnych etapach.


Czas na zmiany

W życiu zawsze przychodzi taki etap, kiedy trzeba zacisnąć zęby i wprowadzić pewne zmiany. Artifex Mundi powinno zmienić nieco kierunek i może skupić się teraz na grach stricte przygodowych z gatunku point&click. Życzę im jak najlepiej, bo mają potencjał. Time Mysteries: The Final Enigma okazało się zwyczajnym przeciętniakiem – z racji swojego gatunku przykuwa uwagę, ale nic poza tym.

Plusy: Minusy: