» Recenzje » The Sinking City

The Sinking City


wersja do druku

Cthulhu ponownie

Redakcja: Tomasz 'Asthariel' Lisek, Jan 'gower' Popieluch

The Sinking City
The Sinking City to kolejna po Call of Cthulhu pozycja, która pozwala zagłębić się w mroczny i okultystyczny świat inspirowany Przedwiecznymi oraz twórczością H.P. Lovecrafta. Zniszczone powodzią miasteczko, niepokojące wizje i bostoński detektyw stanowią zapowiedź wielogodzinnej przygody rodem ze świata koszmarów... ale czy na pewno?

Oakmont w stanie Massachusetts to miasteczko z lat dwudziestych XX wieku, ociekające intrygą, nadnaturalnymi mocami i niedawną powodzią. Od kiedy tylko pochodzący z Bostonu prywatny detektyw Charles W. Reed przekracza jego granice, nie może odpędzić się od dziwactw, okultystycznych wizji i potworów. Takich oczek puszczanych w stronę miłośników twórczości Lovecrafta z każdą kolejną sprawą jest coraz więcej: im głębiej Reed wnika w sprawy mieszkańców, tym bardziej zdaje sobie sprawę, że coś tu nie gra, a powódź była tylko wstępem do czegoś większego. Co gorsza, część miejscowych również przeżywa podobne niepokojące wizje.

Wchodzą głębiej!

Na każdym rogu i ulicy możemy dostrzec żebraków, bezdomnych, zamożnych ludzi, kultystów czy Insmaufczyków (ryboludzi), którzy próbują wspólnie egzystować. Niektóre dzielnice to istny obraz nędzy i rozpaczy z rozpadającymi się ruderami, a inne – osiedla pełne piętrowych willi. Oakmont jest upiorne, nieprzychylne przejezdnym, a uliczne egzekucje to codzienność. Niemniej to małe miasteczko ma swój niezaprzeczalny i unikalny klimat slumsowatych dzielnic, poprzetykanych spelunami, który po powodzi jeszcze bardziej się uwydatnił. Momentami natkniemy się odrażające i obślizgłe miejsca, od których człowiek chce się znaleźć jak najdalej. Woda zalega na każdym rogu i jedynym środkiem transportu pomiędzy odciętymi regionami są motorówki, z tym, że nieraz podtopione są całej kilometry głównych arterii miasta, a innym razem do pokonania drogą wodną jest raptem kilkanaście metrów. W dodatku zalane dzielnice wypluły na powierzchnię wszystkie swoje brudy. O ile więc wcześniej Oakmont wyglądało niezgorzej, o tyle teraz jest istną ruiną, w której ciężko znaleźć kawałek suchego lądu. 

Reed przyjechał do Oakmont w prywatnej sprawie, ale szybko przekonuje się, że bez angażowania się w życie mieszkańców nie ma co liczyć na pomoc w jej rozwiązaniu. Już samo powitanie w porcie przez eleganckiego Johannesa van der Berga stanowi odpowiedni wstęp dający posmak tego, co będzie dalej. Aby choć zacząć myśleć o wyjściu z przystani, detektyw musi wykazać się przed Robertem Throgmortonem, głową jednego z najważniejszych rodów w mieście, a później naszym głównym zleceniodawcą. W dodatku po przygodzie w porcie, przez długi czas fabuła gry nie nabiera tempa. Kolejne śledztwa wydają się przekazywać jedynie ułamki odpowiedzi odnośnie do dręczącego Reeda problemu, a nasilające się halucynacje, wizje i kolejne nietypowe postacie tylko pogłębiają rodzące się u niego szaleństwo. Klimat, jaki stworzyli twórcy, to z pewnością najmocniejszy element The Sinking City. Z resztą składających się na ten tytuł elementów jest już niestety mniej ciekawie.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Stanowczo zbyt długo Cthulhu rządzi

Zlecenia, jakie otrzymuje Reed, niespecjalnie różnią się między sobą: ciągle tropi kolejnych ludzi i w miarę potrzeb załatwia z nimi odpowiednie sprawy. Niestety każda opiera się na identycznym schemacie działania – podążania od lokacji do lokacji i eksploracji. Za każdym razem główny bohater musi obejść wszystko, zbadać (podnieść przedmioty i obejrzeć), aż gra pozwoli mu z owych przedmiotów przygotować "retrokognicję". Detektyw posiada też nadnaturalną zdolność pozwalającą mu dostrzegać tropy ukryte dla postronnych osób. Objawia się to w postaci zastygłych scen na miejscu zbrodni albo śladów prowadzących do celu. W takim przypadku zadaniem pozostaje jedynie ustalenie kolejności wydarzeń: kto pierwszy pociągnął za broń, kto uciekł czy kto rozkazywał innym. Są to bardzo istotne detale, a znając przebieg i mając dowody, spokojnie może raportować zleceniodawcy swoje wnioski.

Wszystko sprowadza się do ciągłego poruszania po mieście, a dokładniej najzwyklejszego krążenia uliczkami. Do dyspozycji gracza oddano otwarty, dość duży świat. Owszem, nie do każdego budynku można wejść, ale jest gdzie zabłądzić. Niektórzy powiedzą, że na tym polega rola detektywa, jednak przy piątej misji bieganie po mieście zdecydowanie daje w kość, zwłaszcza że gra mocno prowadzi za rękę, nie dając za wiele możliwości samowoli. Nie uświadczymy również żadnego transportu lądowego, pozostają więc niezawodne nogi, a podtopione ulice nieraz zmuszą do okrężnej drogi. Niemniej Reed cechuje się nadludzką kondycją i bieg nawet na drugi koniec Oakmont nie sprawia mu problemów. Czego nie można powiedzieć o psychice, bo ta wyjątkowo szybko potrafi znaleźć się na granicy wytrzymałości.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Przez całą grę jesteśmy świadkami kilku tylko naprawdę udanych i ciekawych scen, które dałoby się określić mianem intrygujących. Prawdziwe dziwactwa pojawiają się w zasadzie jedynie w końcowych sprawach. W pozostałych przypadkach, pomimo że Reed dokonuje wyborów i ma wpływ na przebieg kolejnych dialogów i konfrontacji (wydać winnego czy może go ukryć?), to nie zawsze przekłada się to na rozgrywkę. W większości przypadków, aby zakończyć sprawę i tak musimy odkryć prawie wszystkie tropy: jeśli na przykład w archiwach szpitala nie znajdziemy danych potrzebnej nam osoby, nie możemy z nią porozmawiać. Nie ma znaczenia, że wiemy jak się nazywa, oraz że cały szpital w każdej chwili można zwiedzać. Podobnych barier jest więcej. Szybko więc traci się zapał do głębszego zbadania każdej misji, bowiem celem staje się odfajkowanie kolejnych etapów śledztwa.

Niemniej początkowe sprawy są dość zajmujące i zapewniają kilka ładnych godzin dobrej i nieprzymuszonej zabawy. Jedynie niezbyt pomocny samouczek sprawia, że nie trudno o frustrację nad pewnymi elementami rozgrywki. Niestety powtarzalność powoduje, że pomimo pierwszego zachłyśnięcia nie wszyscy dotrą do końca podróży bostońskiego detektywa.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Ból głowy to za mało?

The Sinking City stosuje kilka pomysłów odnośnie mających pomóc graczowi uporządkować posiadane informacje. Należą do nich Pałac Umysłu i Teczka, będące podstawowymi narzędziami pracy Reeda. W pierwszym przypadku dostajemy coś na kształt tablicy interaktywnej, na której gra sama dodaje najważniejsze wnioski, jakie odkryjemy, w postaci losowych notatek. W naszej gestii będzie jedynie połączenie kilka pasujących śladów. W miarę odkrywania kolejnych poszlak powstanie sieć powiązań, która doprowadzi detektywa do ostatecznego wniosku (albo kilku), równocześnie pozwalając zakończyć mu sprawę. Niemniej sama obsługa tego mechanizmu nie jest zbyt intuicyjna i przy pierwszej misji łatwo o frustrację.

Teczka działa lepiej, bo bardziej pozwala porządkować zdobyte informacje i pilnować ich. Pojawiają się w niej wszystkie odkryte tropy, w tym ważne dowody, zdjęcia czy dokumenty. To one – głównie przez zawarte w nich skrawki informacji, lokalizacje czy nazwiska – wyznaczają kolejne cele. Przy czym lokalizacje nie będą w żaden sposób zaznaczane na mapie. Sami będziemy musieli znaleźć ulicę, a następnie budynek. W niektórych momentach, aby pchnąć fabułę do przodu, Reed będzie musiał poszperać w archiwach ratusza, biblioteki czy redakcji gazety miejskiej. Do sprawdzenia włamań w danej okolicy użyjemy akt policyjnych; podobnie aby znaleźć miejsce zamieszkania podejrzanego, najłatwiej zapuścić się do Ratusza. Jednak przeglądanie owych archiwów wydaje się mocno sztuczne. Wszystko sprowadza się do odpowiedniej kombinacji zapytań, dzięki której wyskoczy nam jedna, konkretna informacja powiązana ze sprawą: w pozostałych przypadkach próby te zakończą się niepowodzeniem.

Nie jest to jednak wszystko, na co stać Reeda. Gra, czerpiąc nieco z RPG-ów, pozwala mu ulepszać swoje umiejętności w trzech kategoriach. Drzewko wykupujemy dzięki punktom doświadczenia, a te otrzymujemy za zabite potwory i rozwiązane sprawy. Wydłużymy w ten sposób paski zdrowia poczytalności, zwiększymy pojemność magazynków, albo zmniejszymy liczbę materiałów potrzebnych do tworzenia apteczek, lekarstw, pułapek, czy nabojów.

Nie wszystko złoto, co się świeci

The Sinking City korzysta ze znanych rozwiązań, takich jak szybka podróż w postaci budek telefonicznych, ale świat nie uniknął też głupot, takich jak sztuczne i sprawiające wrażenie wprowadzonych na siłę strefy z tajemniczymi potworami. Bo jak to tak, kilka skrzyń powstrzyma stada krwiożerczych obcych istot przed opanowaniem miasta? W dodatku w centrum znajduje się wielka skała, ewidentnie nie będąca elementem krajobrazu naturalnego, ale mieszkańcy zdają się nie zwracać na nią uwagi. Nie trudno więc dojść do wniosku, że Cthulhu ma tu swoje macki i nie trzeba do tego śledztwa, aby stwierdzić tak oczywisty fakt. W ten sposób od samego początku omija nas element zaskoczenia.

Podobnie przeciętnie wypada oprawa dźwiękowa. Jest bardzo uboga i zdecydowanie nie spełnia swojej roli jako komponentu horroru. Podczas gry jest niemalże niezauważalna, podobnie jak emocje bohaterów. W dodatku nietrudno zauważyć recykling twarzy, zdarzają się też oczywiście źle ładujące się tekstury, nienaturalne ruchy postaci czy przedmioty fruwające w powietrzu.

The Sinking City spokojnie można ulokować w strefie interesujących średniaków, dla miłośników Cthulhu i wszystkich tych, którzy chcą spróbować czegoś innego. Najbardziej zyskuje dzięki klimatowi. A miasto, chociaż niepozbawione wad, samym wyglądem i charakterem dostarcza dreszczyku emocji. Każdym kto choćby postawi nogę w takim miejscu, od razu poczuje chęć ucieczki od niego jak najdalej. Podobnie postać zmęczonego wizjami detektywa pozwala wczuć się w nadnaturalny klimat Oakmont. Niemniej mechanika nie do końca się sprawdziła: na początku jest ciekawie, ale później gra zwyczajnie nudzi. Wszyscy poza fanami Cthulhu mogą mieć problem z dokończeniem historii Reeda. Nie dotyczy to oczywiście wyznawców Przedwiecznych, bowiem ci z pewnością zabawią przy grze na długo.

Plusy:

  • fantastyczny klimat
  • wciągające początkowe etapy

Minusy:

  • po pewnym czasie boli powtarzalność
  • słaby samouczek
  • podobny przebieg kolejnych śledztw
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
6.5
Ocena recenzenta
6.5
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie grają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Tytuł: The Sinking City
Producent: Frogwares
Wydawca: BigBen Interactive
Dystrybutor polski: CDP
Data premiery (świat): 27 czerwca 2019
Data premiery (Polska): 27 czerwca 2019
Wymagania sprzętowe: Intel Core i3 3 GHz / AMD Phenom X6 3 GHz; 6 GB RAM; NVIDIA GeForce 760 GTX 2048 MB / ATI R9 380X 2048 MB; DirectX 11; Windows 7/8/10 64-bit; 35 GB wolnego miejsca na dysku twardym
Nośnik: Kod Epic Games Store
Strona WWW: www.thesinkingcity.com
Platformy: PC, PlayStation4, Xbox One
Sugerowana cena wydawcy: 189,90 zł



Czytaj również

We. The Revolution
Osądzając Robespierre'a
- recenzja
Kingdom Come: Deliverance
Kowal wyrusza w świat
- recenzja
Sherlock Holmes: The Devil's Daughter
Wewnętrzne życie detektywa
- recenzja
Sherlock Holmes: Zbrodnia i kara
Sześć prac Sherlocka
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.