Stellaris

Space opera w trzech aktach

Autor: Tomasz 'Asthariel' Lisek

Stellaris
Paradox Interactive słynie z wydawania ultraskomplikowanych gier strategicznych osadzonych w różnych epokach – Crusader Kings II, seria Europa Universalis czy też Hearts of Iron. Teraz przyszła pora na coś zupełnie nowego, czyli przestrzeń kosmiczną i stuprocentowe science fiction.

Cechą wspólną poprzednich tytułów od Paradoksu był bardzo wysoki próg wejścia: początkujący gracze spędzali przy nich pierwsze godziny w kompletnym zagubieniu, na co wpływ miały tak ogrom dostępnych opcji, jak i pozostawiające wiele do życzenia samouczki. Zwykłych graczy, pozbawionych nadmiaru wolnego czasu i możliwości zagłębienia się w dostępne w sieci poradniki, z pewnością ucieszy fakt, iż Stellaris stara się zerwać z tym trendem. I to ze sporym powodzeniem – mamy do czynienia z najprostszym do przyswojenia tytułem od szwedzkich twórców.

Eksploracja, ekspansja, eksploatacja, eksterminacja

Najmniej istotnym elementem jest grafika. Jest prosta i nie należy oczekiwać w tym zakresie jakichkolwiek fajerwerków, co jest oczywiste dla każdego fana gatunku – oprawa wizualna nie musi błyszczeć w grach strategicznych. Mimo to Stellaris prezentuje się nieźle, wszystko jest czytelne, i niczego więcej nie powinno się wymagać. Muzyka z kolei prezentuje się bardzo dobrze i doskonale pasuje do kosmicznych realiów, jednakże samych kawałków dostaliśmy tu nieco zbyt mało – materiał na przyszłe DLC?

Stellaris opiera się na sprawdzonym schemacie 4X: eksploracji, ekspansji, eksploatacji i eksterminacji, co zbliża najnowszą grę szwedzkiego producenta do Civilization i Master of Orion, a jako podstawa rozgrywki z całą pewnością pasuje do kosmicznego miejsca akcji. Zaczynamy od wykreowania własnej rasy za pomocą zadowalająco rozbudowanego edytora: możemy oczywiście zagrać standardowym imperium ludzkości, ale możliwości jest znacznie więcej. Wybieramy gatunek (ssaki, reptilianie, avianie i wiele innych), rodzaj rządu (różne odmiany demokracji, dyktatur, oligarchii czy nawet megakorporacji), filozofię (militaryzm, uduchowienie, materializm, tolerancja...) oraz inne opcje pozwalające na ukształtowanie swoich wymarzonych obcych. Już samo to bogactwo możliwości sprawia, że ma się ochotę na wielokrotne rozpoczynanie gry od nowa – kto w końcu po jednokrotnym podbiciu galaktyki jako ludzkość nie chciałby spróbować ponownie, choćby jako rasa obdarzonych telepatią lisów-komunistów, nienawidzących wszystkich dookoła inteligentnych owadów lub zbliżonych fizjonomią do Chtulhu pacyfistów?

Doskonałe pierwsze wrażenie

Pierwsze godziny spędzamy na eksploracji oraz zarządzaniu najbliższymi sektorami galaktyki: każdy z nich musi zostać zbadany przez naukowców, w wyniku czego zdobywamy informacje o źródłach surowców i okolicznych planetach nadających się do kolonizacji. Kolejnymi krokami na drodze ku stworzeniu kosmicznego imperium są budowa kopalni i stacji badawczych, zakładanie kolonii, inwestowanie w rozwój militarny, badanie nowych technologii oraz nawiązywanie kontaktów dyplomatycznych z pozostałymi rasami. Pomimo związanego z tym wszystkim mikrozarządzania, pierwsza faza kampanii w Stellaris jest zdecydowanie najciekawsza. Twórcom naprawdę udało się oddać urok nieznanego, czekającego na stopniowe odkrycie kosmosu, dzięki czemu gracze czują motywację, by zagłębiać się coraz dalej w dotychczas niezbadane rejony galaktyki. A równocześnie cały czas jest coś do zrobienia w sektorach już dodanych do imperium – ani przez moment nie można narzekać na nudę, zwłaszcza gdy gra się po raz pierwszy.

Warto dodać, iż Paradox wreszcie zwrócił uwagę na krytykę graczy i przygotował odpowiednio pomocny samouczek, który pozwala na szybkie i proste przyswojenie sobie podstaw rozgrywki. Poziom złożoności ich najnowszego dzieła jest wprawdzie znacząco mniejszy niż Crusader Kings II i Europy Universalis IV, jednakże obecność doradcy podpowiadającego, co należy zrobić, aby nasze imperium wzrastało w siłę, stanowi krok w pożądanym kierunku – Stellaris jest jak do tej pory najbardziej przystępną grą szwedzkiego zespołu.

Tylko wojna może nas uratować

Niestety w dalszej fazie rozgrywki czas pryska. Po zajęciu wszystkich dostępnych i nieokupowanych przez pozostałe rasy sektorów okazuje się, że pozostaje zaskakująco mało do roboty. Póki co, w Stellaris występuje bardzo mało losowych zdarzeń które zapewniłyby odpowiednie wyzwanie, a sztuczna inteligencja jest w większości przypadków na tyle mało agresywna, że można spędzić całą kampanię, nie prowadząc żadnej wojny, o ile samemu się jej nie sprowokuje z nudów. Co więcej, po raz kolejny system dyplomacji pozostawia sporo do życzenia pod względem udostępnionych opcji, przez co po pierwszych kilku godzinach zaczyna się po prostu ignorować kolejne próby kontaktu ze strony zainteresowanych ras. Gdy faza eksploracji ulega zakończeniu, na dobrą sprawę można tylko produkować kolejne statki naszej floty oraz ulepszać wybudowane wcześniej budynki, co jest jednak dosyć nudne, jeśli weźmiemy pod uwagę, że sprowadza się do ciągłego powtarzania tych samym czynności. Brakuje tu poczucia zajmowania się czymś istotnym: pozostaje jedynie wywoływanie niepotrzebnych wojen lub zwyczajne zaciśnięcie zębów i czekania na trzeci, finałowy etap kampanii.

Wtedy to, na całe szczęście, gra w Stellaris ponownie zaczyna sprawiać przyjemność, ponieważ wreszcie zostaje postawione przed graczem odpowiednie wyzwanie. Po przekroczeniu odpowiedniej granicy galaktyka zostaje najechane przez jeden z trzech rodzajów kosmicznych najeźdźców, atakujących wszystko na swej drodze. Pokonanie ich wymaga współpracy między funkcjonującymi do tego momentu sojuszami i federacjami, albo kontrolowanie zdecydowanie najsilniejszego imperium, co mimo wszystko takie proste nie jest. Rozwiązanie takie dodaje dreszczyk emocji na zakończenie kampanii i stanowi sprawdzian tego, czy odpowiednio zarządzaliśmy swoimi sektorami przez ostatnie kilkadziesiąt lat.

Do zobaczenia w przyszłości

Problem ze stosunkowo niewielką liczbą czynności, którymi możemy wpłynąć na przebieg rozgrywki, nie powinien dziwić – dzieła Paradox Interactive zawsze cierpią początkowo na niedobór opcji i mechanizmów gry, które są stopniowo dodawane w formie płatnych dodatków. Stanowi to obosieczne ostrze, ponieważ z jednej strony zmusza graczy do spędzenia czasu przy, w pewnym stopniu, niepełnym tytule, a z drugiej – zapewnia wspieranie gry przez jej twórców na długie lata. Wystarczy spojrzeć na Crusader Kings II, które pomimo czwartych urodzin wciąż jest rozwijane i uzupełniane, dzięki czemu zebrało wokół siebie wierne grono graczy oraz rzadko spotykaną na komputerowym rynku długoletniość – o pewnych grach zapomina się już po roku, ale w większość tworów Paradoxu gra się przez lata.

Wszystko wskazuje na to, że podobnie będzie i teraz, dzięki czemu łatwiej jest wybaczyć wymienione wyżej wady i niedociągnięcia. Choć mamy do czynienia z zaledwie kręgosłupem gry, którą Stellaris dopiero się stanie, to jest to podstawa na tyle silna, by zadowolić nawet wybrednych graczy i przekonać ich do udzielenia twórcom kredytu zaufania. Nie ulega jednak wątpliwości, że prawdziwie świetny tytuł otrzymamy dopiero po serii uaktualnień i dodatków. Swoją cegiełkę powinni dołożyć również autorzy modów, ponieważ sami twórcy gry postarali się, by tworzenie fanowskich dodatków było prostsze niż w przypadku poprzednich gier studia – podejrzewam, że nie trzeba będzie długo czekać na mody dodające ras z Gwiezdnych Wojen, Mass Effecta, Star Treka, i wielu innych uniwersów science fiction. Jeśli zatem nie jesteście fanami gier Paradoxu, proponuję zaczekać z zakupem przynajmniej kilka miesięcy; jeśli wszakże macie ochotę na podbój galaktyki i nie odstrasza was stosunkowo niewielka liczba opcji i mechanizmów, to szczerze polecam.

Plusy:

Minusy: