Stasis

Ciemność za rogiem

Autor: Balint 'balint' Lengyel

Stasis
Dobry horror science fiction nie jest zły: mroczne korytarze, wszędobylskie rozbryzgi krwi, dochodzące z drugiego końca korytarza wrzaski przerażenia, strach towarzyszący wytworom gry świateł i cieni oraz poczucie osamotnienia w obliczu makabrycznej zagadki. Jeśli wymienione elementy zostaną zręcznie połączone, wówczas odbiorca otrzymuje produkt co najmniej satysfakcjonujący.

Odległa przyszłość. John Maracheck budzi się z hibernacji na pokładzie opuszczonego, zdawałoby się, statku kosmicznego. Nawet nie podejrzewa, jak długo przebywał w uśpieniu ani nie zna osoby, która przerwała sztuczny sen. Skrajnie wyczerpany oraz rozbity psychicznie musi odkryć sekrety, jakie skrywa to miejsce oraz poznać losy rodziny, która wraz z nim udała się w rejs z piekła rodem. Rozpoczyna się wyścig z czasem, którego stawką jest przetrwanie oraz zgłębienie tajemnicy statku Groomlake.

Klasycznie znaczy dobrze

Stasis rozpoczyna się niczym klasyczne filmy science fiction: od zapierającej dech w piersiach animacji przelatującego statku kosmicznego. Scena już od pierwszego kadru przywodzi na myśl ujęcia Nostromo bądź też Horyzontu Zdarzeń, a odwołania do kinematografii to nie jedyne nasuwające się skojarzenia. Równie ważne jest porównanie do popularnej gry komputerowej Dead Space. Wystarczy przestawić się na inny tryb graficzny oraz odjąć element strzelaniny, a w rezultacie oba tytuły zacznie łączyć bardzo wiele elementów; przy czym porównanie to jest zdecydowanie zaletą.

Pierwszą rzeczą bombardującą odbiorcę z pełną mocą jest świetny klimat perfekcyjnie spięty z obraną konwencją graficzną. Ubiegłoroczne Pillars of Eternity udowodniło, iż grafika 2D żyje i czuje się dobrze, a Stasis tylko to potwierdza. Co więcej, atrakcyjne dla oka oraz upiorne – a miejscami wręcz szalenie makabryczne – lokacje umiejętnie połączone z grą świateł i cieni dały efekt, który usatysfakcjonuje nawet największych malkontentów. Obraz uzupełniony został przez warstwę dźwiękową: co i rusz słychać niepokojące dźwięki, wielokrotnie przechodzące w ostatni przedśmiertny wrzask. Całość prezentuje się w tym aspekcie rewelacyjnie!

Interesująco i strasznie

Wespół z oprawą audiowizualną idzie scenariusz. Historia Johna to jeden z elementów składających się na większą całość. Owszem, losy jego zmagań ze wszechobecną śmiercią stanowią oś fabuły, lecz niemniej ważne są zapiski załogi Groomlake. Wybudzony z hibernacji John nie dysponuje żadnymi informacjami odnośnie do przebiegu wydarzeń, w związku z czym cała historia pochodzi od personelu statku kosmicznego. Dzięki pozostawionym informacjom cierpliwi gracze są w stanie samodzielnie ułożyć spójną oraz pełną chronologię nieszczęsnego lotu.

Poznanie wspomnianych fragmentów nie jest co prawda niezbędne do ukończenia gry, jednakże pominięcie tego elementu bardzo zubaża zabawę i w znacznym stopniu odziera z klimatu. Szczęśliwie John dysponuje bezcennym sprzymierzeńcem: przekazującą niezbędne informacje oraz kierującą jego poczynaniami ocalałą Te'ah. Po drugiej stronie barykady pozostaje szalony naukowiec, sprawca wszelkich nieszczęść, które spotkały załogę. Koncepcja sprawdza się znakomicie, chociaż sama w sobie nie jest oryginalna: to bardzo dokładana kopia z rozwiązania zastosowanego w Dead Space.

Od strony technicznej Stasis to eksploracja kolejnych pomieszczeń w poszukiwaniu wskazówek i przedmiotów, które pozwolą rozwiązać zagadkę Groomlake oraz bezpiecznie uciec ze statku-pułapki. Aby ukończyć kolejne etapy rozgrywki należy bacznie przeczesywać kolejne pomieszczenia w poszukiwaniu rozmaitych przedmiotów. Każdy odnaleziony element – choćby była to brudna szmata – ma swoje zastosowanie w późniejszym czasie. I tu pierwsze zastrzeżenie: co prawda istotne punkty zaznaczone są delikatnym światełkiem, a kursor przyjmuje postać dłoni, jednak wszędobylska czerń znacznie utrudnia badanie lokacji, co często ma przykre konsekwencje, kiedy trzeba się cofnąć po zapomniany kawałek druta. Dlatego też najlepiej jest systematycznie i dokładnie przeklikiwać każde pomieszczenie. Z pomocą przychodzi mechanizm point-and-click, spisujący się bardzo przyzwoicie. Zresztą całość interfejsu użytkownika to lokacja oraz podręczna kieszeń mieszcząca raptem sześć przedmiotów. I to tyle: żadnej mapy, żadnych innych dodatków, tylko samotny John na wymarłym statku.

Uwaga na progi!

Zadania i zagadki, reklamowane jako wymagające i realistyczne, są wymagające i bardzo mało intuicyjne. Zazwyczaj coś gdzieś należy położyć, coś z czymś połączyć, tyle że... poziom abstrakcji został zawieszony bardzo wysoko, a bieganie w kółko i próby coraz bardziej fantazyjnego połączenia niektórych elementów zajmują sporo czasu oraz potrafią mocno zniechęcić. Poza kilkoma zagmatwanymi wyzwaniami Stasis zamyka się w kilku godzinach zabawy, wliczając w to lekturę pozostawionych przez załogę wiadomości. Szkoda, chociaż z drugiej strony gra kończy się, zanim opowiedziana historia przestanie intrygować. I ostatnia sprawa: propozycja studia The Brotherhood Games jest w pełni liniowa co oznacza tylko jednorazowe ukończenie zabawy. 

Po skończonej zabawie można zajrzeć do odblokowanych osiągnięć podzielonych na dwa segmenty: wyróżnienia pozytywne oraz śmierć. Te pierwsze wiążą się z progresem fabuły i wykonanymi zadaniami, zaś te drugie z gwałtownym i zazwyczaj bardzo brutalnym zakończeniem zabawy. Można zostać zagazowanym, poszatkowanym, rozpuszczonym w kwasie czy zjedzonym. Szczęśliwie autorzy gry przewidzieli respawn, tak więc fantazyjne zgony potrafią nawet rozbawić. Zresztą świetnym kontrapunktem dla atmosfery wszechobecnego zagrożenia są liczne nawiązania do wielkich nazwisk nauki oraz literatury science fiction. Przez ekran monitora przewiną się znamienite nazwiska Stanisława Lema (chociaż w zniekształconej formie), Carla Sagana, Alberta Einsteina czy Stephena Hawkinga, czasami w dość żartobliwym zastosowaniu.

Stasis, mimo iż oferuje bardzo krótki czas zabawy, każdą minutę wypełnia rozmaitymi emocjami. Dzięki oprawie audiowizualnej pieści wzrok i słuch, scenariusz świetnie buduje klimat i porusza u widza emocje, zaś bardzo oczywiste nawiązania do klasycznych pozycji horroru SF usatysfakcjonują nawet najbardziej wybrednych odbiorców. To kolejna propozycja, która udowadnia również, iż tworząc gry, nie trzeba sięgać po najnowsze zdobycze grafiki komputerowej i opakowywać ich mnóstwem zbędnych elementów. Wystarczy sięgnąć po sprawdzone metody i przy wykorzystaniu niewielkich środków oraz odrobiny pomysłu stworzyć rzecz więcej niż solidną. Po zważeniu licznych atutów i zauważalnych potknięcia autorów, trzeba uznać, że górę biorą te pierwsze, zapewniając moc wrażeń wynikających z przemierzania skąpanych w mroku korytarzy.

Plusy:

Minusy: