Sherlock Holmes: Zbrodnia i kara

Sześć prac Sherlocka

Autor: Camillo

Sherlock Holmes: Zbrodnia i kara
"Tych, którzy spodziewają się znaleźć rozwiązanie problemu we własnym umyśle, a nie dzięki studiowaniu faktów, może spotkać przykre rozczarowanie." Arthur Conan Doyle, Pięć pestek pomarańczy

Sherlock Holmes: Zbrodnia i kara to kolejna produkcja ze studia Frogwares z najsłynniejszym mieszkańcem Baker Street w roli głównej. Tym razem jednak autorzy zrezygnowali z wiodącego wątku fabularnego i podzielili grę na sześć odrębnych zagadek kryminalnych, które przy naszej pomocy musi rozwikłać najwybitniejszy umysł wiktoriańskiego Londynu.

W zgodzie z klasyką

Sherlock Holmes z gier Frogwares, jeśli nie liczyć wyglądu, oparł się uwspółcześnieniu i jest bliski postaci wykreowanej ponad sto lat temu przez Arthura Conana Doyle'a. Fani filmów Guya Ritchiego czy serialu z Benedictem Cumberbatchem powinni więc przygotować się na bardziej oldskulowy wizerunek słynnego detektywa. Sherlock nierzadko potrafi odpowiedzieć celną ripostą czy zaskoczyć niekonwencjonalnym zachowaniem, ale jak przystało na angielskiego dżentelmena, zawsze pozostaje do bólu powściągliwy.

Wierne prozie Doyle'a są także zagadki, które należy rozwiązać. Dwie z nich (Sprawa Czarnego Piotra i Morderstwo w Abbey Grange) zostały żywcem zaczerpnięte z opowiadań szkockiego pisarza. Są to zarazem najkrótsze i najłatwiejsze z sześciu śledztw – i nie tylko dla osób znających ich literackie odpowiedniki. Pozostałe zabierają nas w różne miejsca: do łaźni parowej, ogrodu botanicznego, na wykopaliska archeologiczne czy do ciemnego zaułka w Whitechapel. W jednym ze śledztw wyruszymy też daleko na prowincję, aby rozwiązać zagadkę zaginionego pociągu.

Logika i dedukcja

Wszystkie sprawy rozpoczynają się identycznie – ruszamy przeczesać miejsce zbrodni, gdzie czekają na nas dowody do zebrania i świadkowie do przesłuchania. Następnie należy odkryć powiązania między zgromadzonymi faktami i na ich podstawie pchnąć śledztwo do przodu. Od czasu do czasu trafia się też standardowa przygodówkowa łamigłówka (otwieranie zamków, szukanie dokumentów, przeprowadzanie eksperymentów chemicznych itd.). Przez wszystkie te elementy zabawy gra prowadzi nas za rączkę, wpisami w dzienniku lub komentarzami głównego bohatera podpowiadając, co powinniśmy dalej zrobić. A gdyby jakiś zamek lub łamigłówka okazały się zbyt trudne do sforsowania, Sherlock chętnie rozwiąże je za nas – wystarczy nacisnąć spację.

Poważniejsze wyzwanie dla gracza pojawia się dopiero wtedy, gdy już zakończymy dochodzenie i musimy wyciągnąć wnioski, wskazując winnego i odtwarzając przebieg zbrodni. Tutaj już nie możemy liczyć na żadną podpowiedź i jesteśmy zdani na siebie. Możliwych rozwiązań za każdym razem mamy kilka, ale tylko jedno jest prawdziwe. Jeśli wybierzemy niewłaściwe, za kratami zgnije niewinna osoba, a złoczyńca będzie sobie dalej hasał na wolności.

W każdym razie tak to wygląda w teorii, bo w praktyce tylko w jednej z prowadzonych spraw (morderstwo w ogrodzie botanicznym) trzeba trochę pogłówkować, żeby odkryć prawdę. W pozostałych pięciu winowajca albo jest oczywisty, albo łatwy do wskazania po rzuceniu okiem do kartoteki dowodów. Sherlock Holmes: Zbrodnia i kara nie jest więc grą, przy której można przegrać szare komórki – wystarczy odrobina logicznego myślenia.

Loading... please wait

Graficznie gra prezentuje się nieźle. Zwiedzane lokacje nie powalają wprawdzie liczbą szczegółów, ani nie są przesadnie rozległe (wyjąwszy naprawdę duży ogród botaniczny i teren antycznych wykopalisk), ale zaprojektowane są pomysłowo i zachęcają do rzucenia się w wir śledztwa. Zwłaszcza Half Moon Street w Whitechapel wygląda klimatycznie i wydaje się miarodajnie oddawać wygląd najbiedniejszej i najmroczniejszej dzielnicy wiktoriańskiego Londynu.

Niestety, mimo tej dobrej powierzchowności gra kuleje pod względem technicznym. Prymitywna fizyka sprawia, że Sherlock potrafi zaklinować się o wystający kant biurka, a wyrastająca z ziemi dziesięciocentymetrowa łodyga jest dla niego przeszkodą nie do pokonania – musi ją obejść na około. W rolę blokady terenowej często wciela się także doktor Watson, którego ograniczone algorytmy nie zawsze zdążą poinformować, że właśnie stoi w drzwiach i zagradza nam drogę.

Najbardziej irytujące są jednak ekrany ładowania. Zajmują po kilkadziesiąt sekund i towarzyszą każdemu przejściu między lokacjami. A że tych przejść jest sporo, zmarnowanego przez nie czasu wystarczyłoby na zaparzenie w ciągu całej gry ze stu herbat. Konieczność ciągłego czekania na wczytanie kolejnych lokacji jest tym dziwniejsza, że jak wyżej wspomniano, gra technologicznie nie jest szczególnie zaawansowana.

Wnioski ze śledztwa

Niedociągnięcia techniczne obniżają przyjemność z rozgrywki, ale nie niszczą jej całkowicie. Najnowsze przygody Sherlocka to w sumie całkiem przyjemny tytuł, o którym wprawdzie zapomina się zaraz po ujrzeniu napisów końcowych, ale który pozwala zrealizować się jako detektyw i przetestować zdolność logicznego łączenia faktów. Spragnieni kryminalnych wyzwań mogą po niego śmiało sięgnąć.

Plusy:

Minusy: