Risen 3: Władcy Tytanów

Wśród piratów i cieni

Autor: Camillo

Risen 3: Władcy Tytanów
Piranha Bytes po raz szósty zabiera nas do świata szorstkich mężczyzn, niebezpiecznych przygód i osobliwego poczucia humoru. Wprawdzie nadal nie odwiedzimy gotyckich zamków i górniczych dolin, ale za to kolejny raz popływamy na rajskich plażach i zapuścimy się w mniej przyjazne zakątki tropikalnych wysp.

Risen 3 pozwala wcielić się w trzeciego już w historii gier Piranii Bezimiennego. Okazuje się on synem kapitana Stalowobrodego i bratem Patty, a więc postaci znanych z Risena 2. Spotykamy zresztą więcej starych znajomych i odwiedzamy niektóre miejsca poznane w poprzedniej części, choć nie brakuje też nowych obszernych lokacji do spenetrowania. Wizyta w nich, wliczając wątek główny i ciekawsze misje poboczne, to długie kilkadziesiąt godzin rozgrywki.

Bezduszny bohater

Cała zabawa zaczyna się, gdy nowy Bezimienny wyprawia się wraz z siostrą do opuszczonej świątyni, gdzie spodziewa się odnaleźć ukryty skarb. Jednak na miejscu zamiast kosztowności znajduje coś o wiele mniej atrakcyjnego – Władcę Cienia, który zabija bohatera i pożera połowę jego duszy. Siostra natrafia na ciało, wylewa nad nim morze łez, po czym zakopuje je w grobie nad brzegiem morza i odpływa w nieznanym kierunku.

Okazuje się jednak, że bohater nie jest do końca martwy. Po pewnym czasie odkopuje go lekko obłąkany szaman i po krótkim rytuale przywraca Bezimiennego do życia, mniej więcej. Przy okazji informuje go, że światu grozi zagłada, ponieważ uwolniony w świątyni demon przyzwał z zaświatów podobnych sobie kumpli, grasujących teraz po okolicznych wyspach. Aby przywrócić spokój, trzeba ich wszystkich odszukać i zabić, zanim narobią więcej szkód.

To zbożne zadanie przypadnie w udziale właśnie protagoniście. Na tym jednak jego kłopoty się nie kończą. W różnych miejscach krainy otwierają się kryształowe portale z wychodzącymi z nich sługami ciemności, a na morzu pojawia się widmowa flota zmierzająca w stronę ludzkich siedzib. Bezimienny musi więc także pozamykać portale i zorganizować koalicję, której statki wspólnie odeprą nadciągające z morza zagrożenie, co w świecie zwaśnionych frakcji nie będzie łatwe. Na deser został zaś najbardziej palący problem – Bezimiennemu wciąż brakuje połowy duszy i jeśli jej szybko nie odzyska, trafi na dobre w zaświaty.

Wyspy i wysepki

Fabuły kolejnych Gothiców i Risenów nigdy nie grzeszyły szczególną oryginalnością. Braki w scenariuszu nadrabiały jednak specyficznym klimatem i sprawnie napisanymi dialogami. Rozgrywka zawsze stanowiła zaś rozsądny kompromis między liniową opowieścią a swobodną eksploracją. Risen 3 nie jest pod tym względem wyjątkiem. Historia jest dość sztampowa, ale mimo to poznaje się ją przyjemnie, po drodze szukając własnego statku, kompletując załogę, wykonując dziesiątki questów i eksterminując setki potworów.

Świat gry składa się z kilku rozrzuconych po morzu wysp. Różnią się one dość wyraźnie poziomem atrakcyjności. Z jednej strony mamy rozległy Calador – z twierdzą Łowców Demonów, gwarną karczmą, porozrzucanymi dookoła fermami i wioską rybacką u nabrzeża – albo Taranis, na której magowie i ich strażnicy rezydują w swojej potężnej posiadłości, a w kopalniach zastępy gnomów wydobywają kryształy. Wizyta w tych miejscach to niezła zabawa i sporo tajemnic do odkrycia.

Z drugiej strony mamy jednak niemal opustoszałą Tacariguę, po której kręci się ledwie kilku inkwizytorów, czy chyba jeszcze uboższą Antiguę, gdzie poza miasteczkiem piratów znajdziemy już tylko potwory cienia. Atmosfera robi się tam trochę zbyt kameralna jak na produkcję, w której mamy za cel uratowanie świata.

Podobnie nierówno prezentują się zadania. Nie mogło zabraknąć tak kanonicznych misji jak zbieranie rzepy czy zabijanie szczurów, ale natrafimy też na bardziej oryginalne wyzwania. Czasem trzeba przeprowadzić śledztwo, innym razem zapolować na nietypowego zwierza, a jeszcze innym uwolnić porwanego przez łowców niewolników gnoma. Od czasu do czasu przyjdzie się nam także zmierzyć z modnymi ostatnio w grach dylematami moralnymi – na przykład: czy uratować uwięzionego pirata, który sprzedał nam fałszywą mapę, czy pozwolić tubylcom złożyć go w ofierze.

Poza normalnymi NPC-ami na wyspach znajdziemy także licznych mieszkańców, którym ciężkie czasy nie pomagają w utrzymaniu psychicznego zdrowia. Dlatego zlecane przez nich misje bywają dość osobliwe. I tak na szczycie wysokiej grani napotkamy człowieka-ptaka, który siedzi w uwitym przez siebie gnieździe i przechwala się, jaki z niego znakomity lotnik. Od nas zależy, czy powstrzymamy szaleńca przez rzuceniem się z grani, czy może zachęcimy by zaprezentował próbkę umiejętności. Inny dziwak zaproponuje nam z kolei kupno magicznego talizmanu, rzekomo przynoszącego szczęście. Po wyjęciu zza pazuchy talizman okazuje się jednak brudną łyżką. I ponownie to do nas należy decyzja, czy obijemy delikwentowi szczękę za marnowanie nam czasu, czy jednak zaryzykujemy i kupimy łyżkę.

Animowany przez nas bohater odnosi się do swoich przygód dość defetystycznie, często nie szczędząc sarkazmu, a także ciskanych na prawo i lewo wulgaryzmów. Trzeba go jednak zrozumieć – w końcu stracił połowę duszy i jedną nogą stoi w zaświatach. Ma jednak w sobie sporo szowinistycznego uroku, a także bardzo dobrze podłożony głos (kwestie mówione stoją w tej części na całkiem wysokim poziomie), przez co jego towarzystwo przez długie godziny gry jest możliwe do zniesienia.

A gdyby ktoś go jednak nie polubił, dla równowagi może jeszcze dobierać towarzyszy z kompletowanej podczas rozgrywki załogi. Wśród niej zaś do wyboru, do koloru – mamy między innymi gadatliwego kapłana, mrukliwego marynarza, gnoma-poszukiwacza przygód, czy wyemancypowaną i pyskatą siostrę głównego bohatera, która dodatkowo może czasami próbować uwodzić napotkanych NPC-ów i nakłonić ich do wyjawienia, gdzie skrywają swoje oszczędności.

Rozwiązania siłowe

Zadania zadaniami, NPC-e NPC-ami, ale większość czasu gry spędzimy jednak na bieganiu po wyspach i eksterminowaniu wszystkiego, co napatoczy się pod miecz/muszkiet/runę z czarem ognia. System walki bronią białą jak zwykle polega na wyprowadzaniu pseudo-combosów, w które automatycznie łączą się kolejne ciosy, oraz blokowaniu lub unikaniu ataków przeciwników. Starcia nie należą do szczególnych wyzwań, zwłaszcza jeśli będziemy sumiennie gromadzić punkty chwały i od początku zainwestujemy ich trochę w walkę wręcz. Jeśli jeszcze wykupimy umiejętności pozwalające wyprowadzić w serii dodatkowy cios albo odpowiedzieć po udanym bloku natychmiastowym uderzeniem, a na dokładkę dołączymy do frakcji Łowców Demonów i zyskamy umiejętność teleportacji na krótkie odległości, zamienimy się w szybkobieżny lekki czołg i przy odrobinie refleksu będziemy mogli wychodzić z większości walk bez draśnięcia.

Jeszcze bardziej śmiercionośne dla naszych przeciwników mogą być bronie dystansowe, a zwłaszcza muszkiety, które przy zaawansowanych skillach pozwalają siać wśród wrogów prawdziwe spustoszenie. Natomiast magią można przyspieszyć dzieło zniszczenia w standardowych starciach, a także wzmocnić się podczas walk z bossami. Istnieją trzy szkoły magii, ale każda z nich łączy się z jedną z frakcji, a przystąpienie do jednej automatycznie blokuje dostęp do pozostałych.

Poza starciami lądowymi gra ma też do zaoferowania bitwy morskie, w których jednak walczymy z przeciwnikami na pokładzie. Statkiem możemy za to pokierować w trakcie potyczek z morskimi potworami, o których możliwym pojawieniu zawsze z wyprzedzeniem informuje nas jeden z członków załogi. Bestie krążą wokół nas i próbują zatopić, a żeby tak się nie stało, musimy je wcześniej wykończyć za pomocą dział okrętowych. Sterowanie statkiem jest bardzo proste i mimo wystających tu i ówdzie skał, przy odrobinie uwagi, właściwie bezkolizyjne, znacznie łatwiejsze niż choćby w Assassin's Creed Black Flag.

Praktycznie żaden ze standardowych elementów walki nie przysparza wielkich problemów. Trochę potu wylać trzeba właściwie tylko podczas walk z jednym z bossów, które to starcie stanowi jednak coś w rodzaju gry w grze. Poza tym mordobicia są raczej bezstresowe, a już zwłaszcza dla tych, którzy zjedli zęby na poprzednich produkcjach Piranha Bytes. Mimo to produkcja nie jest nużąca, a ubicie kolejnych dziesiątków rywali wciąż potrafi dostarczać rozrywki. Taki urok tytułów z tego studia.

Przesyt i niedosyt

Risen 3 potrafi pożreć wiele czasu, ale dla tych, którym odpowiada proponowany przez niego model rozgrywki, będzie to czas przyjemnie zmarnowany. Jakkolwiek po ukończeniu gry odczuwa się nasycenie i lekkie zmęczenie produkcją Piranhy, już po kilku dniach odczucie zmienia się w lekką tęsknotę za tym dość specyficznym stylem gry, w którego tworzeniu specjalizują się projektanci z niemieckiego studia. I zaczyna się wyczekiwać kolejnych części Risena, a może tym razem Gothica.

Plusy:

Minusy: