Prince of Persia: Zapomniane Piaski

Autor: Bartosz 'Chili' Rakowski

Prince of Persia: Zapomniane Piaski
Prince of Persia… Któż nie słyszał o tej kultowej serii gier zręcznościowych? Zapoczątkowana została w roku 1989 przez Jordana Mechnera i była prawdziwym kamieniem milowym dla gatunku platformówek. Był to wręcz skok w nadprzestrzeń dla grafiki lat 80’tych. W grze zastosowano bowiem metodę zwaną wtedy jako „rotoscoping”- dziadka dzisiejszego motion-capture. Powodowało to niezwykle naturalne ruchy naszego protagonisty. Wydawało nam się, że na ekranie nie porusza się zlepek pikseli, lecz żywa osoba.
Każda następna odsłona przygód księcia stanowiła pewien przełom dla elektronicznej rozgrywki. Pomijając równie miodne Prince of Persia 2: Shadow of the Flames, warto przytoczyć Prince of Persia 3D z 1999, które całkiem zgrabnie weszło w trójwymiarowe realia, zatracając jednak dynamiczne, platformówkowe zacięcie.

Na rewolucję trzeba było czekać całe 4 lata. Ubisoft Montreal przejął prawa do serii i w roku 2003, cały świat był świadkiem narodzin produkcji wręcz genialnej. Prince of Persia: Piaski Czasu oferowały to, na co fani serii czekali od lat. Piękna, baśniowa grafika, klimatyczny soundtrack, intuicyjny system walki. Czego chcieć więcej? Całą grę dopełnia innowacyjny system władzy nad czasem, pozwalający go cofać, gdy pomylimy się przy skoku, czy spowalniać, w celu zdążenia przed zamykającymi się drzwiami.

Głupim posunięciem byłoby zostawiać tak rewelacyjny pomysł. Rok później wydano Duszę Wojownika, będącą odskocznią od klimatu arabskich baśni, wkraczając na nieco mroczniejszą ścieżkę, okraszoną twórczością metalowego zespołu Godsmack. W 2005 światło dzienne ujrzały Dwa Trony, utrzymane w podobnej konwencji (przynajmniej jeśli chodzi o wygląd samego Księcia). Wszystkie części były genialne i nie raz do nich wracałem, jako fan serii.

Dlatego niesamowitym ciosem był dla mnie Prince of Persia z roku 2008. Nie przemawiał do mnie cell-shadingowy design, a casualowymi zagrywkami typu „prędzej przyjdzie koniec świata, niż ujrzysz napis Game Over” Ubisoft doprowadzał mnie do szału. Gry nie wyratowała całkiem dobrze zrealizowana, wręcz epicka końcówka.


Gdy dowiedziałem się, że Zapomniane Piaski będą nawiązaniem do trylogii z lat 2003-2005, uśmiech na mojej twarzy towarzyszył mi bardzo długo, a kolejne dni były tylko czekaniem na upragnioną premierę. Czy najnowsza część przygód Księcia to naprawdę odsłona serii, na którą czekali fani, tacy jak ja?


Powrót do korzeni?


Tę część sagi nazwać można interquelem. Oznacza to tyle, że osadzona fabularnie jest między Duszą Wojownika, a Dwoma Tronami. Niestety, jeżeli ktoś nastawił się na rozwikłanie paru niedomówień z opowiedzianych wcześniej historii czy wyjaśnienia zmiany wizerunku Prince’a z gładkiego jak pupcia niemowlęcia chłopca, w zatwardziałego rambo, to niestety musi obejść się smakiem.

Akcja gry rozpoczyna się w momencie przybycia Księcia do oblężonej twierdzy jego brata, Malika. Nasz bohater oczywiście próbuje mu pomóc, jednak odparcie liczonego w tysiącach wojska jest ponad jego siły. Malik sięga po broń ostateczną - otwiera sarkofag z mityczną armią króla Salomona. Przeliczył się jednak co do efektów swojego działania. Na powierzchnię wydostają się szkielety i inne monstra, które nie są zbytnio skore do pomocy, a wręcz atakują wszystko, co napotkają na swej drodze. Poza tym, uwalniają się Piaski, zamieniające każdą żywą istotę w kamienny posąg.

Na mnie osobiście, fabuła nie wywarła żadnego wrażenia, wydaje się nawet nieco oklepana. Postacie (całe 3 osoby!) są schematyczne, bezbarwne, a z tego zawadiackiego Prince’a z poprzednich części autorzy zrobili jakiegoś pustego wojownika, rzucającego od czasu do czasu żartami godnymi średniej klasy sitcomu. Jeżeli lubiłeś dobrze opowiedzianą historię z poprzednich części, Ubisoft właśnie zadał Ci bolesny cios w plecy.


Akrobatyczne (i nie tylko) zdolności Prince’a


Założenia rozgrywki pozostały niezmiennie te same. Jest to trzecioosobowa gra zręcznościowa, w której przede wszystkim pokonujemy kolejne etapy dzięki akrobatycznym wyczynom naszego bohatera. Mam na myśli skakanie, bieganie po ścianach i odbijanie się od nich, chodzenie po gzymsach, unikanie przeróżnych pułapek - czyli sztandarowe cechy każdej gry z Prince of Persia w tytule. Tutaj muszę przyznać, że ten element rozgrywki designerom od Ubi udał się bardzo dobrze. Fragmenty zręcznościowe wymagają od nas refleksu i skupienia - zwinny Książę może łatwo upaść, a w pierwszych etapach nieudany skok kończy się natychmiastowym zgonem. Na początku może być ciężko, zwłaszcza, gdy gracz spotyka się po raz pierwszy z przygodami Prince’a i intensywne skakanie może narobić mu problemów. Po zaznajomieniu się z mechaniką, sprawiać to będzie jednak czystą przyjemność i, co najważniejsze, satysfakcję.

Kolejnym ważnym elementem jest władza nad czasem. Ta umiejętność, podarowana Księciu przez ponętną przedstawicielkę rasy dżinów Razia’i, nie raz uratuje nas przed śmiercią: niewymierzone skoki, przypadkowe upadki, czy trafienia przez pułapki - teraz można to wszystko zwyczajnie cofnąć.

Swego rodzaju nowością jest kontrola nad żywiołami. Moje ulubione zamrażanie wody tworzy z wodospadów ściany, od których można się odbić, a z fontann drągi - idealne narzędzia do wybicia się na dłuższą odległość. Moc wiatru zamienia bohatera w strugę powietrza, przydatną do szarży na przeciwników. Zostało nam jeszcze odbudowywanie kawałków otoczenia, pozwalające nam dotrzeć do, np. platformy, która uległa zawaleniu setki lat temu.

Połączenie tych wszystkich elementów niezwykle umila nam przemierzanie niebezpiecznych korytarzy. Autorzy porozmieszczali miejsca, w których można użyć konkretnych umiejętności całkiem finezyjnie, więc ciężko ulec znużeniu.


Walka?


Dziwicie się pewnie, skąd ten pytajnik. Jest to wyraz mojego pożałowania w stosunku do zabiegów, jakie zrobili ludzie z Ubisoftu, w stosunku do modelu walki. Przecież każdy wie, że jest to nieodłączny element serii, zaryzykowałbym nawet stwierdzeniem, że był „siłą napędową” nowej trylogii. Niestety, to co ujrzały moje biedne oczy, jest obrazem nędzy i rozpaczy. Mało mnie obchodzi, że zbliżała się premiera filmu i trzeba było uprościć parę rzeczy. Jako fan serii, domagam się pełnoprawnego produktu. No tak, narzekam jak jakiś stary dziad, nie używając żadnych argumentów...

Proszę bardzo. Pierwszym mankamentem jest niemożność wyprowadzenia bloku. Jest to zaprzeczenie podstawowych założeń jakiejkolwiek walki. Pożegnajcie się z efektownymi kontrami. Z drugiej strony, można sobie pomyśleć, że zwiększony zostanie przez to dynamizm samej sieczki. Nic bardziej mylnego. Naciskanie cały czas klawisza uniku, powodującego u Księcia wykonanie fikołka po podłodze, wygląda co najmniej śmiesznie. Okrojono combosy w niemal każdym aspekcie. Tniemy przeciwników cały czas tak samo, jak leci, bez większego polotu, niczym w jakimś hack’n slashu. Jedynym urozmaiceniem jest cios specjalny, ładowany przez chwilę poprzez naciśnięcie klawisza ataku.

Twórcy szumnie zapowiadali pojedynki z nawet pięćdziesięcioma (łał…) oponentami naraz. Nie dodali niestety, że do czynienia będziemy mieli z armią bezmyślnych klonów. Podstawową jednostką są szkielety - no fakt, ciężko rozróżnić jednego od drugiego, ponieważ człowiek anatomicznie się nie różni zbytnio od drugiego człowieka, ale nie zaszkodziłoby zrobić jednego, np. bez ręki, czy bez głowy - w końcu to szkielety, prawda? Następnie mamy jeszcze osobników z tarczami, których najpierw trzeba osłabić mocnym kopniakiem, nieco tęższe demony, wymagające dłuższego okładania, czarodziejki rzucające kulami energii i większe maszkary: coś w rodzaju umięśnionego umarlaka z rogami i potwora postury golema. To wszystko… No właśnie, tragiczna różnorodność przeciwników to potężny minus Zapomnianych Piasków.

Kolejnym nietrafionym pomysłem jest drzewko rozwoju. Za wypadające z przeciwników piaski, stanowiące swego rodzaju punkty doświadczenia, możemy zwiększać skuteczność swoich ataków, pojemność pasków życia oraz umiejętności bojowe związane z żywiołami. Poza eksplodującym tornadem, reszta to nieprzydatne w walce babole. Widać, że wrzucone zostały na siłę.


A jak prezentują się same pojedynki? Niestety, miernie. Biorąc pod uwagę niemożność sparowania ciosu/wyprowadzenia bloku, idiotyczne uniki, powtarzalne combosy i nieprzydatne czary bojowe, dostajemy do rąk beznadziejny model walki, który nuży już po pierwszym razie.

Najgorsze jednak zostawiłem na koniec. Grając w poprzednie części, z wypiekami wyczekiwałem epickiej walki z bossem. Żenujące jest to, czego miałem doświadczyć w Zapomnianych Piaskach, ponieważ takowych mamy... dwóch! W tym jeden później posłuży jako zwyczajny oponent. Dopiero pod koniec gry uświadczymy batalii z poważniejszym przeciwnikiem.

Na pocieszenie mogę napisać, że litania najgorszych błędów kończy się w tym miejscu..


Oprawa


Jeśli chodzi o aspekt oprawy audio-wizualnej: nie ma tragedii, ale do takiego Crysisa grze niestety daleko. Animacje stoją na bardzo wysokim poziomie. Książę porusza się z gracją, płynnie przechodzi z półki na półkę, bez żadnych zacięć. Przeciwnicy charakterystycznie bujają się jak monstra, szczerząc kły i wymachując łapami.


Razi trochę monotonna kolorystyka leveli i rozmazane tekstury, ale będąc cały czas w biegu, nie będziemy zwracać na nie uwagi. Poza tym, użyte tu i tam rozmycia zgrabnie je maskują. Zawodzi wykonanie wody, która wygląda jak jakieś gęste gluty – Bioshock sprzed trzech lat pokazał jak powinno przedstawiać się ten element.

Muzyka jest trochę monotonna, ale nie przeszkadza i wpasowuje się w klimat bliskiego wschodu. Gra aktorska stoi na wysokim poziomie - widać, że aktorzy dobrze wczuli się w swoje role.


Pogrzebane nadzieje


Dostając do rąk nowe przygody Księcia, nastawiałem się na ciekawą, intensywną przygodę, pełną zręcznościowych akcji jak i wymagających walk z przeciwnikami. Skłamałbym, twierdząc że się nie zawiodłem. Elementy platformowe co prawda są idealnie zrealizowane i przede wszystkim wciągające. Przemieszczanie się po niebezpiecznych korytarzach i unikanie pułapek daje nam dużo satysfakcji i ochoty na więcej - niestety, ten piękny obraz psuje żałosny, wtórny i nudny model walki, bezsensowne drzewko umiejętności, mało zróżnicowani przeciwnicy, jak i miejscami nierówna oprawa.

Jeżeli jesteś fanem serii, nie muszę Cię przekonywać - i tak już zakupiłeś swój egzemplarz. Jednak jeśli chcesz zagrać w którąś z części o perskim księciu - na Boga, nie chwytaj za Zapomniane Piaski!
Nie uważam tej gry za gniota. Po tej marce, zwyczajnie spodziewałem się czegoś lepszego.



Plusy:

Minusy:





Oto zwiastun gry: