Autor:
Maciej 'Czarny' Kozłowski
W momencie pisania tych słów jestem świeżo po Poznań Game Arena 2009, które odbywało się od 16 do 18 października tego roku. Chwilę temu wróciłem do domu, siedzę z gorącą herbatą nad klawiaturą, celem napisania możliwie jak najświeższej, najbardziej aktualnej i rzeczowej relacji z owego wydarzenia. Nie przedłużając więcej, zapraszam do przeczytania reportażu.
Poznań stolicą wielkoPOLSKI
Nie ulega wątpliwości – PGA jest zdecydowanie największym, najciekawszym i najważniejszym zlotem entuzjastów elektronicznej rozgrywki w naszym kraju. Decyduje tu nie tylko skala wydarzenia (tysiące odwiedzających, zajęcie kilku wielkich budynków), ale także coraz większy prestiż, jakim cieszy się impreza – nigdzie indziej nie mamy okazji porozmawiać twarzą w twarz z twórcami gier, zobaczyć ekskluzywnych materiałów, czy pograć w gry, które premierę mają jeszcze daleko przed sobą. PGA zdaje się więc być kolosem, prawdziwym gigantem, zwłaszcza na polskie warunki.
Niestety, w wielu elementach jest to kolos na glinianych nogach.
PGA: Początek
Po drobnych problemach z akredytacją prasową (z niewiadomych przyczyn nie było mnie na liście osób uprawnionych do wejścia za darmo – na szczęście objawił się TOR, który załatwił sprawę) dostałem się na teren Międzynarodowych Targów Poznańskich. Jest to ogromny teren, mieszczący paręnaście wielkich pawilonów. W kilku z nich mieściło się właściwe PGA, inne zaś były zamknięte. Już na wstępie można się było zgubić, gdyż nie istniały żadne tabliczki wskazujące, gdzie się co odbywa. Posiadając informację tylko o numerku właściwego pawilonu, po kilku minutach błądzenia trafiłem na PGA. Tutaj z miejsca uderzyła mnie ściana dźwięku – elektroniczna muzyka wylewała się niczym tsunami z wielgachnej sali na lewo od wejścia – tam mieściły się stanowiska do gier, pokoje, gdzie można było zagrać w
Mass Effect 2 i
Dragon Age (oczywiście obydwie gry nie w wersji sklepowej) oraz stanowisko Allegro, gdzie non-stop odbywały się różne konkursy.
Z innych atrakcji warto wspomnieć o namiocie ze starymi, 8-Bitowymi grami (gdzie można było nie tylko w nie zagrać, ale i posłuchać ciekawego wykładu o historii elektronicznej rozrywki), stanowisku do gry przy pomocy broni laserowej (niestety nie było tak efektownie, jak sugerowała nazwa) oraz scenę, na której co jakiś czas tańczyły urocze hostessy. Były też wielkie ekrany (do których ustawiały się równie duże kolejki), które wyświetlały mecze w
FIFA 2010. Co mało zaskakujące, najwięcej ludzi garnęło się do testowania gier od Bioware oraz grania na poustawianych w różnych miejscach Sali Xboxach, PS3 i PC. Niekwestionowanym królem kolejek była jednak wyżej wymieniona gra piłkarska, panem sytuacji zaś (ze względu na ogromną ilość ochrony) punkt EMPIKU, gdzie można było kupić gry i sprzęt komputerowy lub konsolowy.
Unplugged
Nie samą elektroniką PGA stoi – na targach znalazło się też miejsce (i to nie małe!) dla fanów innych typów rozrywki. W obszernej sali znalazły się pudełka z
Dominionem,
Munchkinem,
Osadnikami z Catanu i dziesiątkami innych gier. Można było w każdej chwili je zabrać i pograć na przygotowanych w tym celu stołach. Jeżeli jakaś gra szczególnie się spodobała, mogliśmy ją zakupić w pobliskim sklepiku (na PGA rozsiadł się głównie BARD, ale inne firmy także miały swoje reprezentacje). W tej samej sali mogliśmy też pooglądać starcia figurkowych wojowników i emocje ich właścicieli, gdy nie udał (bądź właśnie udał) im się rzut. Dla fanów bardziej kameralnej rozgrywki były przygotowane stanowiska z Go, które obfitowały w chętnych do gry. Oczywiście nie mogło też zabraknąć sklepików z komiksami, podręcznikami RPG, książkami itd.
Co nie jest zbytnim zaskoczeniem – w tym pomieszczeniu publika reprezentowała zdecydowanie najwyższy poziom kultury.„Elektronicy” omijali to miejsce szerokim łukiem, patrząc na grających w bitewniaki z pobłażaniem i poczuciem wyższości. Słowo „nerdy” używane w stosunku do ludzi z pomieszczenia z nieelektroniczną rozrywką odbijało się miliard razy po korytarzu, co było bardzo smutnym doznaniem.
W osobnym budynku znajdowało się prawdziwe pole bitwy – hala, w której odbywały się mecze paintballa. Zgromadziły one całkiem sporą publiczność, a wygląd starcia i moc przeróżnych możliwości taktycznych były naprawdę imponujące.
Gry
A teraz miąższ całego przedsięwzięcia – sala główna PGA, gdzie odbywały się prezentacje gier, ogromne ilości konkursów, promocje programów telewizyjnych i wiele innych. Przede wszystkim warto tu napisać o Hucie – redaktorze czasopisma CD-Action, który był głównym prowadzącym całej imprezy. Sprawdził się w tej roli doskonale – był zabawny, kreatywny i bardzo rzeczowy. Warto nadmienić, że prowadził wszystkie wydarzenia z dużą gracją, nie tracąc kontroli nawet w krytycznych momentach (prezentacja
Assassin’s Creed II została opóźniona prawie o godzinę, a on potrafił przez cały ten czas utrzymać publikę w sali).
Pozytywem było też, gdy nie pozwolił ochroniarzowi pobić (tak, pobić!) paru osób z publiki (o której później, bo to bardzo drażliwy temat).
Co do pokazów gier: można było zobaczyć prezentację
Mass Effect 2 (którą prowadził sam Greg Zeschuk z Bioware),
Assassin’s Creed II,
Splinter Cell: Conviction oraz wydanego niedawno
Dragon Age’a. Dowiedziałem się kilku ciekawych (dotąd nie ogłoszonych) rzeczy o tychże grach:
- Mass Effect 2: będzie istniała możliwość wyeksportowania kapitana Sheparda z pierwszej części do drugiej. Wprowadzono nowy rodzaj broni (zdaje się działać jak bazooka), system podziału części ciała przeciwnika na strefy trafień (w końcu można zdjąć dowolnego wroga jednym celnym strzałem w głowę!) oraz co najmniej jedną nową rasę obcych. Fabuła gry będzie opowiadać o, ponoć samobójczej, misji Sheparda i jego załogi: kolejne ludzkie kolonie znikają. Po przedstawicielach homo sapiens nie pozostaje nawet ślad, nikt nie wie, co się dzieje. Celem naszego bohatera będzie zgromadzenie drużyny i odkrycie tajemnicy zaginięć. Całość będzie jeszcze bardziej filmowa, niż część pierwsza.
- Assassin’s Creed II: niestety, ujawniono niewiele świeżych rzeczy. Pokazano tylko kilka nowych sposobów likwidacji przeciwników (zrzucenie wroga z dachu, podczas gdy wisimy na krawędzi budynku oraz upadek z dużej wysokości połączony z wbiciem się w oponenta) oraz to, jak Ezio pływa.
- Splinter Cell: Conviction: tutaj twórcy nie skąpili informacji. Bohaterem gry jak zawsze będzie Sam Fischer, pozbawiony już jednak specjalistycznego sprzętu i gadżetów z poprzednich części – może polegać tylko na swym sprycie i umiejętnościach. Widać też wyraźnie, że gra mocno się zmieniła – znaczek „18+” jest jak najbardziej zasłużony – już początek gry, w którym dosłownie masakrujemy mężczyznę w ubikacji (łamiąc jego głową sedes, czy wybijając mu zęby o lustro) świadczy o tym dosadnie – kolejna część serii będzie dużo poważniejsza, bardziej krwawa i brutalna. Również fabuła jest odpowiednio mroczna: Sam nie ratuje już świata, lecz szuka zabójcy swojej córki. Jak później się okazuje, intryga jest dużo bardzo zawiła. Nowością jest też prawdziwie otwarty świat gry (na kształt wspomnianego AC II).Nie będziemy już skradać się po bazach wojskowych, a raczej chodzić po ulicach i wchodzić do prywatnych (czy aby na pewno?) mieszkań. Wprowadzono również kilka nowinek – np. mamy teraz możliwość podłożenia lusterka pod drzwi, żeby zorientować się, kto jest za nimi. Możemy użyć wówczas systemu mark and egzecute – zaznaczamy konkretnych przeciwników, a po wyważeniu drzwi Sam automatycznie ich zastrzeli. Cała gra będzie interaktywnym filmem akcji. Z tego co widziałem, twórcom udało się to znakomicie – przerywniki filmowe wprowadzające w fabułę, wspomnienia Fishera atakujące go w najmniej spodziewanych momentach, niesamowite efekty (nie tylko specjalne, ale i takie, które mają wprowadzić w klimat – np. obrazy krzyczącej córki podczas egzekucji znienawidzonego wroga) i wiele, wiele innych. Gra z pewnością będzie bardzo ciekawa. Może nawet tak, jak prezentacja, która zakończyła się aresztowaniem przedstawiciela Ubisoftu przez SWAT (świetny pomysł, gratulacje dla organizatorów).
- Dragonage: co się będę rozpisywał - niedługo będziecie mogli przeczytać recenzję na naszej stronie. Napiszę tylko, że dla mnie gra była raczej zawodem.
This is madness!
Wypadałoby napisać co nieco o publiczności. Czynię to z dużym żalem, ponieważ ta, w dużej mierze, wypadła potwornie. Czasem miałem wrażenie, że jestem w otoczeniu, za przeproszeniem, bydła. Zachowanie młodzieży (do której zresztą też się zaliczam; dorosłych było może z dwustu na parę tysięcy odwiedzających) było odrażające i po prostu okropne – widać to np. podczas konkursów w sali głównej, gdzie nie tylko ludzie wyrywali się na scenę nawet jeżeli to nie oni byli wylosowani, ale zachowywali się też chamsko, opryskliwie, a przede wszystkim brutalnie. Sam oberwałem wiele razy, ale najbardziej zszokowało mnie, gdy chłopak zdobywający nagrodę został zlinczowany przez otoczenie. Autentycznie go pobili. Gdyby nie parę osób dookoła, mogłoby dojść do poważnego rozlewu krwi. Organizatorzy wydawali się nie reagować.
Tym bardziej irytujące było, gdy Hut losował trzy osoby do konkursu, a wchodziło siedem, lub więcej. Na ogół byli to ci sami osobnicy, więc po chwili mieli mnóstwo nagród, podczas gdy ci, którzy stali dalej, pozostawali z niczym.
Szczytem wszystkiego zaś było, gdy odbywało się głosowanie na to, kto zdobędzie kolejną nagrodę. Chłopak, któremu się nie udało, wyrwał się do mikrofonu i rzucił inwektywami w publikę. Żenada.
Ale tylko w niewielkim stopniu można o to wszystko winić organizatorów.
Co zaś do samych konkursów – te były różnorodne. Czasem prowadzący wybierał z publiki osoby, które miały odpowiadać na pytania związane z jakąś grą, czasem zaś dawał im zadanie specjalne – np. demonstrację, co by zrobili widząc stos pirackich kopii gier. Innym razem konkursu nie było, zaś Hut po prostu brał nagrody i rzucał w tłum.
Nagrody były różne – od głośników wysokiej jakości, poprzez gry (na różne platformy), myszki, aż po drobnostki, takie jak parasolki, czy numery CD-Action. Ilość nagród była ogromna, wiele osób wróciło do domu bogatszych nie tylko o emocje związane z PGA.
Bunt maszyn?
Organizacja całej imprezy stała na średnim poziomie. Wszystkie pokazy odbywały się w godzinach innych, niż podane na oficjalnym planie, a to głównie z przyczyn technicznych. Część filmów nie chciała się organizatorom odtworzyć, czasem gra nie działała, lub dochodziło do innych problemów. Niektóre zażegnywano szybko, inne zaś były poważną przeszkodą. Ogółem jednak nie było źle.
Nieco gorzej było z kwestią wyżywienia, napojów i szatni. Punktów, w których można było coś zjeść, czy napić się organizatorzy przygotowali zdecydowanie zbyt mało. Niczym wyjątkowym był widok parunasto (parudziesięcio?) metrowych kolejek, w których stało się ponad pół godziny, by dostać skrzydełko kurczaka z KFC. Nie lepiej było z napojami. Na szczęście prasa mogła sobie pozwolić na kawę bądź herbatę w osobnych pomieszczeniach, ale widok umęczonych i znudzonych ludzi był bardzo przykry.
Szatnie zapełniły się błyskawicznie i trzeba było chodzić po Targach w kurtkach i innym wyjściowym odzieniu (przez całą imprezę padał deszcz – na szczęście główna hala była zadaszona).
Beatiful... mind
Mogłoby się wydawać, że wspomniałem już o wszystkim, co istotne. To nieprawda.
Wielu powie, że pojechało na PGA dla gier. Wielu, że dla nagród. Niektórzy zapewne, że dla zabawy, lub po to, by zobaczyć, jak to jest.
A i tak wszyscy wiemy, że męska część publiki (czyli na oko jakieś 99,9%) przybyła na Poznań Game Arena dla... hostess. Te oczywiście nie zawiodły – wszędzie mogliśmy spotkać urocze młode damy w bardziej lub mniej skąpych ubraniach, bądź też w kreacjach związanych z grami, które reklamowały. Wszystkie były miłe i uśmiechnięte, nawet po wielu godzinach pracy. Zdecydowanie, chociażby za to, należy im się to krótkie napomknięcie.
Game Over
Podsumowując, PGA 2009 było zdecydowanie ciekawym, mocnym przeżyciem. Trzy dni (piątek – spotkanie wyłącznie dla prasy, dwa pozostałe dni dla wszystkich, przy czym działy się w nich te same rzeczy i pokazy) nieustannej rozrywki, emocji, napięcia i wreszcie totalnego zmęczenia były doznaniem, które głęboko zapada w pamięć. I chociażby dlatego warto zjawić się na PGA 2010.
Mogłoby się wydawać, że mój stosunek do tegorocznego PGA jest raczej niechętny. Do pewnego stopnia jest to prawda – ta impreza totalnie mnie wykończyła, doznałem też wielu niemiłych rzeczy. Nie zmienia to jednak faktu, że Poznań Game Arena jest wyjątkowym przeżyciem, do którego każdego zachęcam.