» Recenzje » Mutant Year Zero: Road to Eden

Mutant Year Zero: Road to Eden


wersja do druku

XCOM w wersji dietetycznej

Redakcja: Daga 'Tiszka' Brzozowska, Jan 'gower' Popieluch

Mutant Year Zero: Road to Eden
Posatpokaliptyczne realia, taktyczne walki w systemie turowym, interesujący bohaterowie i nacisk na skradanie się oraz eksplorację – czyżby idealny gwiazdkowy prezent dla miłośników XCOM? Niestety, nie do końca.

Dawno temu między mocarstwami świata rozpoczęła się straszna wojna, która niemal doprowadziła do zagłady ludzkości. Niedobitki kryją się w Arce, ostatnim wolnym od zagrożenia bastionie pokoju, a do otaczającej ją zamieszkiwanej przez agresywne ghule Strefy zapuszczają się wyłącznie Szperacze – zmutowani łowcy zajmujący się znajdowaniem i dostarczaniem drogocennego złomu potrzebnego do naprawy urządzeń elektrycznych. Takimi Szperaczami są właśnie kaczor Dux i wieprz Bormin, którzy po powrocie ze swej ostatniej wyprawy otrzymują misję uratowania porwanego przez ghule inżyniera. Zaprowadzi ich ona w dzikie i niezbadane rejony Strefy, a podczas wędrówki tropem porywaczy poznają nowych towarzyszy i przekonają się, że jeszcze wielu rzeczy nie wiedzą o otaczającym ich świecie...

Nużąca jest praca Szperacza

Mutant Year Zero: Road to Eden to gra taktyczna z walkami rozgrywanymi w trybie turowym, jednak możemy w niej znaleźć garść różnic w porównaniu do konkurencyjnych tytułów. Przede wszystkim mamy do czynienia ze znacznie bardziej liniową kampanią – nie ma generowanych losowo misji i poziomów, zamiast tego odwiedzamy kolejne lokacje w mniej więcej z góry zdefiniowanej kolejności (choć znajdzie się też parę okazji na wykonanie zadań pobocznych), w związku z czym zawsze napotkamy tych samych przeciwników w tych samych miejscach, za pokonanie których otrzymamy te same bronie i elementy ekwipunku. Póki jednak nie odda się pierwszego strzału w stronę wroga, postacie kontrolujemy w czasie rzeczywistym – nie ma potrzeby wydawać każdemu bohaterowi osobnego rozkazu udania się w dane miejsce, sterujemy jednym z nich, a pozostali grzecznie podążają za nim.

Istotną rolę odgrywa mechanika skradania się, choć jest ona niestety raczej uproszczona. Wrogów na mapach jest zbyt wielu, by gracz mógł sobie poradzić ze wszystkimi naraz, dlatego rozsądniej jest najpierw wypatrzeć odosobnionych od reszty grupy i zlikwidować po cichu za pomocą uzbrojenia z tłumikiem, tak by nie wywołać alarmu – dopiero po przetrzebieniu ich szeregów można sobie pozwolić na wystawienie cięższych dział i atakowanie głośnymi, ale zadającymi większe obrażenia karabinami i strzelbami. Niestety, samo skradanie się przedstawiono bardzo zero-jedynkowo, gdyż nie ma tu żadnej możliwości odwracania uwagi przeciwników lub wywabiania ich od kompanów, a sami wrogowie zwracają uwagę tylko na to, czy postacie gracza są w ich zasięgu wzroku czy też nie – prowadzi to między innymi do takich absurdów, jak wysadzenie w powietrze wielkiego robota bez wywołania alarmu wśród otaczających go ghuli, ponieważ dokonało się tego za pomocą wyciszonych broni.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

To już wszystko?

Głównym problemem Road to Eden jest jednak to, że wszystkiego jest tu zbyt mało. Nie dość, że kontrolować możemy maksymalnie trzy postacie jednocześnie (z pięciu dostępnych), to na dodatek ich umiejętności (nazwane "mutacjami") blokują się wzajemnie, przez co nie można mieć ich mieć więcej niż dwóch aktywnych, co dodatkowo ogranicza nasze pole do działania w zakresie starć z wrogami. Co więcej, wspomniana wyżej mechanika skradania sprawia, że sama rozgrywka staje się bardzo monotonna – z racji wysokiego poziomu trudności i znaczącej przewagi liczebnej wrogów nie ma innego wyjścia, jak tylko wykańczać ich w ciszy jednego po drugim, poziom za poziomem, aż do samego końca (który swoją drogą nadchodzi zaskakująco szybko – przejście tytułu powinno zająć każdemu od 12 do 15 godzin zależnie od stopnia zaznajomienia z grami taktycznymi), co prędko zaczyna nużyć.

Co więcej, chociaż czasami zdarza się możliwość ominięcia przeciwników, aby przejść do następnego etapu, to w praktyce co chwila natrafiamy na oponentów znacznie przerastających postacie gracza poziomami, zatem nie ma innego wyjścia jak tylko wrócić do poprzednich lokacji, by pokonać pozostawionych tam wrogów dla cennego doświadczenia i ekwipunku. Ubogo prezentuje się też liczba typów napotykanych przeciwników, jako że po trzech lub czterech godzinach napotykamy zdecydowaną większość z nich, a później już cały czas trafiamy na powtórki, obdarzone tylko większą liczbą punktów zdrowia. Kolejne starcia niewiele się więc między sobą różnią pod względem różnorodności wyzwań.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Gra przeciętna, acz z dozą uroku

Dzieło studia The Bearded Ladies ratują przedstawiony w nim świat i wykreowana za sprawą wizualiów oraz udźwiękowienia atmosfera. Twórcy inspirowali się systemem RPG Mutant Year Zero, z którego wzięto ogólne założenia dotyczące Strefy i zamieszkujących ją bestii, a także pomysł obsadzenia w rolach głównych grupki mutantów o mniej lub bardziej widocznych cechach zwierzęcych. Dux, Bormin i reszta ich kompanów nie cechują się wprawdzie zbyt głębokimi osobowościami, ale są sympatyczni i to wystarczy. Na dodatek, na bieżąco komentują to, co widzą wraz z rozwojem ich przygody, co pomaga w zżyciu się z nimi. Sama fabuła także nie grzeszy oryginalnością, ale też nie musi – wystarczy, że swój urok ma poznawanie wraz z postaciami świata po zagładzie, w którym nawet najzwyklejsze przedmioty ze znanej nam współczesności wyrastają do rangi magicznych artefaktów. Nieźle wypadają grafika i projekty lokacji, jak również ścieżka dźwiękowa, ale przede wszystkim na plus trzeba zapisać głosy podłożone pod poszczególnych bohaterów, które dobrze pasują do ich charakterów.

Przy Mutant Year Zero: Road to Eden można spędzić względnie miło kilkanaście godzin, ale gracze oczekujący czegoś na miarę nawet nie XCOM 2 czy Phantom Doctrine bez wątpienia doznają rozczarowania za sprawą dość ubogich mechanizmów rozgrywki, liniowej kampanii oraz przejawiającego się w wielu aspektach braku różnorodności. Warto zagrać choćby dla zapoznania się z Ziemią po apokalipsie w interpretacji szwedzkiego studia, ale raczej nie teraz – biorąc pod uwagę oferowane obecnie atuty i czas rozgrywki oraz żądaną przez wydawców kwotę, lepiej zaczekać na przeceny.

Plusy:

  • mała, ale miła grupka bohaterów
  • atmosfera
  • prosta, lecz urocza historia
  • niezła oprawa audiowizualna

Minusy:

  • brak różnorodności w mechanikach rozgrywki
  • krótka i statyczna kampania
  • ubogo przedstawione skradanie się
  • niewielka liczba umiejętności, postaci, typów wrogów...
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
6.0
Ocena recenzenta
-
Ocena użytkowników
Średnia z 0 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie grają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Tytuł: Mutant Year Zero: Road to Eden
Producent: The Bearded Ladies
Wydawca: FunCom
Data premiery (świat): 4 grudnia 2018
Wymagania sprzętowe: Intel Core i7-6700K / AMD Ryzen 5 1600X; 8 GB RAM; Nvidia GTX 970 / AMD Radeon RX 480; DirectX 11; Windows 7/8/10 64 bit; 8 GB wolnego miejsca na dysku twardym
Strona WWW: www.mutantyearzero.com/
Platformy: PC, PlayStation 4, Xbox One
Sugerowana cena wydawcy: 124,99 zł

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.