Microsoft World

Autor: Bartek 'Dante' Dudek

Microsoft World
Ostatnimi dniami w prasie pojawiły się szokujące rewelacje. Podobno ojcowie Windowsa, czyli Microsoft, planują przejąć Electronic Arts. Póki co są to tylko spekulacje, ale już dzisiaj spróbujemy przewidzieć konsekwencje, które może spowodować fuzja tych dwóch gigantów.

Najpierw przedstawimy Pana Młodego – Microsoft. Założycielem olbrzymiej korporacji jest Bill Gates, do niedawna najbogatszy człowiek naszego globu. Firma wypromowała system operacyjny Windows, który tak na dobrą sprawę po dziś dzień nie ma konkurencji z prawdziwego zdarzenia. Kolejną wielką marką jest Xbox. Każdy, kto chociaż trochę orientuje się w przemyśle elektronicznej rozrywki, musiał spotkać się z tą nazwą. Do niedawna konsola była tylko cieniem w porównaniu do PlayStation 2 japońskiego koncernu Sony. Jednak jak to w życiu bywa, wraz z premierą „trzystasześćdziesiątki” hegemonia marki PlayStation upadła. Mimo wielkiego sukcesu Microsoftu, największym zwycięzcą okazał się inny konkurent z kraju kwitnącej wiśni, a mianowicie Nintendo.
Dość już rozważań na temat potęgi giganta z Redmond i skupmy się na Electronic Arts. Jak nie od dziś wiadomo EA kojarzone jest z powielanymi co roku grami, których jedynymi zmianami są inne daty w tytule. Elektronicy zrozumieli swój błąd i od ponad roku próbują przywrócić swojej firmie dawny blask. Stawiają na coraz bardziej innowacyjne tytuły i ich jakość, a nie tylko licencje i znane twarze. Przykładami są tu takie gry jak Dead Space, Mirror's Edge czy chociażby nowe edycje konsolowej FIFY, które biją na łopatki konkurencyjnego PES'a. Jakie skutki dla nas, graczy, miałoby przejęcie EA przez Microsoft? Zapraszam do lektury.

Pierwszą grupą, w którą uderzyłaby fuzja są na pewno posiadacze konsoli PlayStation. Logiczne jest przecież, że ekipa z Redmond nie pozwoliłaby wspierać konkurencyjnej konsoli. Już nawet dzisiaj, część najlepszych gier Elektroników pozostaje exclusive'ami dla Xboxa. Trudno przełknąć myśl, by na „pesa” nie wychodziły takie produkcje jak FIFA, NBA, czy NHL. To tylko szczyt góry lodowej, bo przecież w poczekalni czekają sequele Mirror's Edge czy gier od BioWare. Takie posunięcie byłoby zabójcze dla japońskiej konsoli, bo sam Sony Computer Entertaiment nie jest w stanie rywalizować jednocześnie z Microsoftem i Electronic Arts.

Żeby nie było znowu tak kolorowo, nie tylko „fanboje sony” dostaną w kość. Gracze pecetowi również nie będą mieli kolorowego życia, chociaż będzie im na pewno lżej niż pesowcom. Już dzisiaj największe hity Microsoftu tworzone są jedynie dla posiadaczy Xboxów. No, ale dlaczego? Przecież Windows to ta sama drużyna, więc czemu faworyzowani są gracze konsolowi? - pyta każdy z nas. Tęskny wzrok za takimi tytułami jak Fable II, Halo i Gears of War, to chleb powszedni. Co prawda, część z nich wychodzi z dużym opóźnieniem na PC, jednak jak to było w przypadku Halo 2, gdzie cena gry sięgała dwustu złotych, i to za produkcję mającą już parę lat. Ocierało się to o absurd i mówiąc wprost, był to policzek od Microsoftu. Oczywiście nie tylko chłopaki z Redmond traktują rynek PC po macoszemu. Również ich możliwy „przyjaciel” EA robi podobne rzeczy. Najprostszym przykładem jest seria FIFA. Od około trzech lat otrzymujemy tytuł, który tak naprawdę wcale się nie rozwija! Slogany mówiące o niezliczonych poprawkach już przestały każdego mamić, a jedyne co trzyma pecetowców przy wirtualnej kopance Elektroników to oficjalna licencja Światowej Federacji Piłki Nożnej. Konsolowcy natomiast otrzymują co rok NAJLEPSZĄ symulację futbolu, która z tą pecetową wiąże się jedynie tytułem. Czy jest to przedsmak wycofywania wszystkich najlepszych tytułów z rynku PC? Może nie, ale większości zapewne tak. Optymizmem napawa zapowiedź pecetowego Mass Effect 2 na równi z wersją konsolową. Jednak gdy do władzy dojdzie „ojciec” X-boxa może on sporo namieszać. Przecież co to za ojciec, który nie faworyzuje własnego dziecka...

Z drugiej strony, przejęcie EA przez Microsoft może mieć też dobre skutki. Jeżeli nie spełni się scenariusz z akapitu powyżej, to może ekipa z Redmond potrząśnie Kanadyjczykami i w końcu EA zacznie traktować rynek PC jako równy konsolowemu, bo cierpliwość graczy ma swoje granice, a wśród nas znajdzie się zawsze ten jeden milion prawych nabywców.


Co jednak taka fuzja może oznaczać dla innych wielkich koncernów? Pomyślmy kto, jako wydawca gier, liczy się dzisiaj na światowym rynku. Są to na pewno Activision-Blizzard, Ubisoft, SEGA, Atari, THQ czy SCE. Najbardziej zagrożonym wydaje się być ten ostatni. Sony poprzez taki ruch Microsoftu może przegrać batalie konsol i ustąpić Xboxowi. Oczywiście zostanie dalej Nintendo i jego Wii, ale taka prawda... Wii to sprzęt dla dużych bobasów, a nie dla prawdziwych graczy. Upadek tego segmentu korporacji Sony może przynieść duże straty dla wyżej wymienionych. W końcu oni też tworzą gry na PS3 i czerpią z tego zyski. Jedynym, który może nie odczuć skutków fuzji jest Activison-Blizzard z ich nieśmiertelnym World of Warcraft. Tacy wydawcy jak Ubisoft czy SEGA mogą walczyć z takimi mega firmami, jak M-EA oraz A-B, ale powątpiewam w możliwość ich przetrwania. Może następną ważna datą w historii elektronicznej rozrywki będzie wstąpienie wyżej wymienionych do którejś ze stron? Pożyjemy, zobaczymy.

Zastanówmy się również, co w tej sytuacji zrobi Google, najdroższa marka świata. Może w końcu „szef wszystkich szefów” tupnie nóżką na Microsoft i zwiąże się prawdziwą walką? Możemy zażartować, że wejdzie w spółkę z McDonaldem i w przyszłości będziemy mogli zamawiać Hamburgery przez iGoogle, ale nie o to chodzi.
A co byście powiedzieli na sojusz z Sony, albo nowego potentata Google Games? Poteżny kapitał technologiczny i marketingowy „wujka” Google nie jest tutaj bez znaczenia. Z pierwszej ręki przytoczyć możemy YouTube, Google Maps itd. Nowe możliwości do zastosowania w grach.

Kończąc nasz artykuł pocieszę Was, że może nie być aż tak źle. Może pomysł z przejęciem EA jest po prostu jakimś zabiegiem, próbą zrobienia szumu wokół obu firm. Jeżeli do tego dojdzie, to albo zostaniemy pochłonięci i przyjdą gorsze czasy, albo będziemy obserwować narodziny nowych „super mocarstw” branży. Hamburgery przez iGoogle, to może trochę za dużo, ale Google Games jest już jak najbardziej realne.

Mam nadzieję, że artykuł Wam się spodobał i zaznaczam, że są to jedynie moje przemyślenia, a przyszłości nie zna nikt oprócz Najwyższego. W razie czego zawsze pozostają pikiety.