Metro: Last Light
Pierwszą częścią gry Metro zainteresowałem się dosyć późno. Z twórczością Głuchowskiego nie miałem do czynienia, jednak wielu ludzi polecało mi zarówno książkę, jak i grę. Kiedy w końcu zdecydowałem się na to drugie, nie pożałowałem – komputerowa adaptacja powieści kupiła mnie swoim niepowtarzalnym klimatem. Zdecydowałem się więc i na sequel. Nie pożałowałem i tym razem.
Akcja Metra: Last Light rozgrywa się rok po wydarzeniach z Metra 2033. Zaczyna się w D6 (tajnej, militarnej bazie, którą odkrywaliśmy pod koniec pierwszej części gry), gdzie swoją siedzibę ulokował Zakon, do którego przystąpił nasz bohater – Artem. Okazuje się, że mimo wydarzeń z roku 2033, na powierzchni ostał się jeszcze cień – przedstawiciel tajemniczej rasy, która pojawiła się po nuklearnej zagładzie świata. W jakiś sposób przeżył rakietowy atak na ich siedlisko, więc wyruszamy z misją wyeliminowania go. Ostatecznie jednak wszystko ulega komplikacji i zostajemy uwikłani w intrygę sięgającą podziemnego świata Moskwy.
Niektórzy pewnie pamiętają, że pierwsza część gry miała dwa zakończenia. Niestety, 4A Games nie przewidziało możliwości przeniesienia zapisów z poprzedniczki, w wyniku czego z góry przyjęto jedno z zakończeń. Jest to jednak zrozumiałe, bo dzięki takiemu zabiegowi fabuła zyskała na głębi, a my otrzymaliśmy pełniejszy wgląd w psychikę naszego bohatera. Mimo wszystko takie rozwiązanie może budzić ambiwalentne uczucia – jednym z pewnością przypadnie do gustu, podczas gdy innym może się nie do końca spodobać.
Już w ciągu pierwszych 30 minut rozgrywki wychodzimy na powierzchnię, gdzie od razu daje o sobie znać zmodyfikowany silnik 4A Engine. Generowane przez niego krajobrazy są po prostu genialne – wprost zapierają dech w piersiach. Zresztą nie tylko zrujnowana Moskwa prezentuje się w taki sposób. W Metrze 2033 podziemne lokacje wyglądały nijako; tym razem i ten aspekt uległ znacznej poprawie. Lokacje wchodzące w skład moskiewskiego metra charakteryzuje duże zróżnicowanie. Uporano się także z problemem wtórności wyglądzie postaci – w poprzedniczce brakowało im charakterystycznych rysów twarzy, przez co często gubiłem się w tym, z kim akurat miałem przyjemność rozmawiać. Na szczęście nie dotyczy to już Last Light, tutaj każdego z bohaterów istotnych dla fabuły można rozpoznać na pierwszy rzut oka.
Rozgrywka w Metro: Last Light jest wyjątkowo zróżnicowana. Co prawda mamy etapy, w których należy polegać tylko na swojej broni, jednak na tym atrakcje się nie kończą. Gra często zmusza nas do zmiany podejścia – w takich wypadkach musimy się skradać. Podstawą jest więc to, by nie dać się wykryć, a w tym pomaga nam zegarek. W Metro 2033 służył wyłącznie do pokazywania na ile czasu starczy nam jeszcze tlenu w filtrach do maski gazowej, w najnowszej produkcji 4A Games informuje nas również o tym, czy jesteśmy widoczni czy też nie. Jeżeli zegarek świeci na niebiesko, znaczy to, że szybko musimy zejść w cień. Dodatkowo gra informuje dźwiękowo, kiedy znajdziemy się w polu widzenia przeciwnika – w takiej sytuacji musimy się natychmiast ukryć. Tym razem działanie po cichu sprawdza się zdecydowanie lepiej i jest znacznie przyjemniejsze. Znajdą się tu także fragmenty, w których będziemy mogli się poczuć, jak w typowym surival horrorze. Wówczas towarzyszy nam wrażenie zaszczucia, amunicji szybko ubywa i niejednokrotnie można się wystraszyć – przyznam się, że podczas gry nie raz podskoczyłem na krześle.
Raz na jakiś czas przyjdzie nam zmierzyć się z bossem – musimy wtedy znaleźć czuły punkt przeciwnika i schematycznie powtarzać skuteczne wymierzanie ciosów. Nie należy jednak zapomnieć o momentach, w których możemy nieco odpocząć – będziemy bowiem mieli okazję zajrzeć do kilku miast, rolę których pełnią tu większe stacje metra. W takich miejscach można posłuchać o czym mówią ludzie, uzupełnić zapasy czy też trochę się rozerwać – posłuchać gry na gitarze, obejrzeć pełny występ teatralny, a nawet zajrzeć do klubu ze striptizem. Należy wspomnieć także zupełnie nowy element dla serii, w którym zasiadamy za sterami drezyny. Oprócz samego kierowania pojazdem, musimy też niejednokrotnie nastawić przekładnią tory, tak by pojechać właściwą gałęzią tunelu.
Wszystkie te elementy dodatkowo podkręcają niesamowity klimat, który buduje przede wszystkim genialna oprawa dźwiękowa. Muzyka doskonale oddaje to, co dzieje się na ekranie – potrafi także budzić u odbiorcy emocje. Do tego należy dodać także rosyjski dubbing, będący moim zdaniem jedyną słuszną decyzją, jeżeli chodzi o wybór języka. Świetnie jednak, że panowie z 4A Games pozostawiają w naszej gestii to, w jakim języku będą wyświetlane napisy, a w jakim będą przemawiały postacie. Jak dotychczas jest to nieczęsta praktyka i osobiście traktuję to jako ogromny plus.
W samej rozgrywce również pojawiają się nowe elementy, których zabrakło w Metrze 2033. Poszerzono arsenał i dano możliwość dodawania ulepszeń do uzbrojenia. Wcześniej trzeba było szukać broni, która posiadała konkretne usprawnienia, zaś w Last Light możemy je udoskonalać już zupełnie samodzielnie. Oprócz montowania kolimatora czy lunety, możemy doczepić tłumik, większy magazynek lub laser taktyczny. W końcu pojawiła się możliwość dokonywania cichych egzekucji na przeciwnikach przy pomocy noża, co należy uznać za aktualnie dość popularny trend w grach, w których akcję śledzimy z perspektywy pierwszej osoby. Wystarczy podejść od tyłu, nacisnąć odpowiedni klawisz, po czym pozostaje nam tylko obejrzeć efektowną animację. Na uwagę zasługuje także niezwykle przydatny drobiazg – gdy szybka jest ubrudzona i ciężko coś przez nią zobaczyć, możemy ją przetrzeć ręką. Warto również wspomnieć o tym, że na mapach możemy odnaleźć "znajdźki" w formie pamiętników Artema. Uzupełniają one fabułę i pozwalają zapoznać się z uwagami oraz przemyśleniami bohatera.
Metro: Last Light nie jest jednak grą pozbawioną błędów. Największą bolączką jest brak trybu multiplayer, który miał się pojawić w tej części. Przejście gry zajęło mi 11 godzin, więc więcej niż w przypadku Metro 2033 czy też innych gier z tego gatunku. Jednak co robić później? Mamy tutaj dwa zakończenia i kilka wyborów moralnych, więc można podejść do gry jeszcze raz, ale to wciąż za mało, jak za taką cenę. Innym problemem jest wycięcie najwyższego poziomu trudności (stalker). Bez dodatkowych opłat dostęp do niego będą mieli tylko ci, którzy kupili grę przed premierą oraz ci, którzy kupią edycję limitowaną. Wszyscy inni zostaną zmuszeni do sięgnięcia do portfela, bowiem najwyższy poziom trudności został wydany w formie płatnego DLC. Tak się nie robi, tym bardziej, że jest to pełnoprawna zawartość każdej gry.
Jeżeli mam się jeszcze do czegoś przyczepić, to do samego początku. Fabularnie nie stoi na najwyższym poziomie, brakuje mu polotu, w dodatku prezentuje się dość schematycznie i jest przewidywalny. Z czasem jednak historia nabiera rumieńców i przeradza się w niewątpliwy atut tego tytułu.
Biorąc pod uwagę poważne finansowe problemy 4A Games, najnowsze Metro wyszło im znakomicie. Bolączki gry są niewielkie, szczególnie w porównaniu z tym, ile pozytywnych aspektów ma do zaoferowania ten tytuł. Dla fanów książki jest to zdecydowanie must-have, fanom STALKER-a też się na pewno spodoba. Tak naprawdę grę jestem gotowy polecić każdemu, ponieważ jest to tytuł niewątpliwie grywalny, ze świetnie opowiedzianą historią i niesamowitą oprawą audio-wizualną.
Plusy:
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
____________________
Oni nadal żyją?
Akcja Metra: Last Light rozgrywa się rok po wydarzeniach z Metra 2033. Zaczyna się w D6 (tajnej, militarnej bazie, którą odkrywaliśmy pod koniec pierwszej części gry), gdzie swoją siedzibę ulokował Zakon, do którego przystąpił nasz bohater – Artem. Okazuje się, że mimo wydarzeń z roku 2033, na powierzchni ostał się jeszcze cień – przedstawiciel tajemniczej rasy, która pojawiła się po nuklearnej zagładzie świata. W jakiś sposób przeżył rakietowy atak na ich siedlisko, więc wyruszamy z misją wyeliminowania go. Ostatecznie jednak wszystko ulega komplikacji i zostajemy uwikłani w intrygę sięgającą podziemnego świata Moskwy.
Niektórzy pewnie pamiętają, że pierwsza część gry miała dwa zakończenia. Niestety, 4A Games nie przewidziało możliwości przeniesienia zapisów z poprzedniczki, w wyniku czego z góry przyjęto jedno z zakończeń. Jest to jednak zrozumiałe, bo dzięki takiemu zabiegowi fabuła zyskała na głębi, a my otrzymaliśmy pełniejszy wgląd w psychikę naszego bohatera. Mimo wszystko takie rozwiązanie może budzić ambiwalentne uczucia – jednym z pewnością przypadnie do gustu, podczas gdy innym może się nie do końca spodobać.

Jak tu się nudzić?



Nowości i bolączki


Jeżeli mam się jeszcze do czegoś przyczepić, to do samego początku. Fabularnie nie stoi na najwyższym poziomie, brakuje mu polotu, w dodatku prezentuje się dość schematycznie i jest przewidywalny. Z czasem jednak historia nabiera rumieńców i przeradza się w niewątpliwy atut tego tytułu.
Warto kupić bilet na Metro?

Plusy:
- zróżnicowany i wciągający gameplay
- usprawniony 4A Engine
- genialna oprawa dźwiękowa
- nowe elementy w rozgrywce
- świetny klimat
- ciekawa fabuła...
- ... która na początku nie napawała optymizmem
- brak trybu mutli
- najwyższy poziom trudności jako DLC
Galeria
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie grają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Mają w kolekcji: 0
Obecnie grają: 0
Dodaj do swojej listy:



Tytuł: Metro: Last Light
Producent: 4A Games
Wydawca: THQ Inc.
Data premiery (świat): 14 maja 2013
Data premiery (Polska): 17 maja 2013
Nośnik: 1 DVD
Platformy: PC
Producent: 4A Games
Wydawca: THQ Inc.
Data premiery (świat): 14 maja 2013
Data premiery (Polska): 17 maja 2013
Nośnik: 1 DVD
Platformy: PC
Tagi:
Metro | Metro: Last Light