Lucius

Nie taki diabeł straszny

Autor: Łukasz 'Qrchac' Kowalski

Lucius
Horror to gatunek fantastyki, który z niewiadomych przyczyn jest traktowany przez twórców gier, delikatnie mówiąc, po macoszemu. Dużych tytułów trzymających poziom jest tyle, co kot napłakał, a nawet kiedy takowe się pojawią, to szybko ewoluują w coś bardziej przystępnego dla ogółu, czego idealnym przykładem jest seria Dead Space. Owszem, od czasu do czasu trafi się jakaś perełka od mniejszego studia, jak chociażby Amnesia, ale, niestety, są to tylko wyjątki od reguły. Niemniej jednak na każdą grę aspirującą do miana horroru zawsze spoglądam z nadzieją, nie inaczej więc było i z Luciusem.
____________________________


Urwis z piekła rodem

6 czerwca 1966 roku na świat przyszedł Lucius, spadkobierca pokaźnej fortuny jednego z senatorów USA. Na nieszczęście dla rodziny dziecko, które właśnie po raz pierwszy zaczerpnęło powietrza, jest synem zarówno swoich rodziców, jak i Szatana. Ta tajemnica ma jednak wyjść na jaw dopiero po 6 latach Właśnie po tym czasie do głosu dochodzi piekielna strona malca, on sam zaś rusza na polowanie. Rodzinna posiadłość staje się areną morderczej gry pomiotu Niosącego Światło, której stawką są ludzkie dusze.

Trudno nie zgodzić się, że tak skonstruowana fabuła może przyciągać każdego fana gatunku, szczególnie lubiącego Omen. Niestety, o ile film będący jedną z inspiracji twórców gry sprawiał, że czekało się w napięciu na to, co stanie się dalej, to o Luciusu nie mogę powiedzieć tego samego. Oględnie mówiąc, fabuła gry nie jest jej najmocniejszą stroną. Motywacja do mordowania kolejnych ludzi jest po prostu naciągana i w większości przypadków nie ma większego sensu. Może nie jestem synem Lucyfera, ale zabicie kogoś w ramach "psikusa" brzmi niedorzecznie, nawet jak na tak (nie)znamienitą personę.

Kolejnym minusem jest fakt, że ten tytuł nie zaoferował mi nic, nawet najmniejszej rzeczy, która spowodowałaby, że moje serce podeszłoby do gardła, a w żołądku poczułbym lodową kulę. Jedyną osobą, której należy się obawiać, jest Lucius, a skoro to my stoimy za jego poczynaniami... to nie mamy się czego bać. Z innymi emocjami jest podobnie. Biorąc pod uwagę, że tym razem to my jesteśmy potworem czającym się w mroku, złym duchem psującym wszystko dookoła – powinniśmy czuć jakąś satysfakcję, poczucie "dobrze" spełnionego obowiązku, usłyszeć upiorny śmiech rozchodzący się przy wtórze piorunów i wycia wiatru, cokolwiek! Natomiast jedynym, co otrzymujemy, jest krótka scenka, pokazująca zaaranżowany wypadek. I tyle, koniec – czas na wieczorny kubek mleczka i do łóżka, przecież nic się nie stało, to tylko kolejny trup.


Potrzymam Cię za rączkę

Młody Antychryst jest oczywiście na własnych włościach i może bez problemu poruszać się po prawie całej posiadłości. Miało to dać pozory otwartego świata i poczucie wolności. Owszem, rodzinna rezydencja Luciusa jest całkiem duża, ale z sandboxem, jakkolwiek ironicznie w tym wypadku to brzmi, ma mało wspólnego. Przejście z jednego na drugi koniec mapy zajmuje naprawdę niewiele czasu i choć początkowo można zabłądzić myszkując po korytarzach, szybko uczymy się, jak sprawnie się po nich poruszać. Niewiele jest też rzeczy, z którymi możemy wchodzić w interakcję. Zazwyczaj są to różnego rodzaju małe przedmioty oraz, w większości nie mające nic do zaoferowania, szafki. Błyskawicznie orientujemy się, co możemy wziąć do ręki, a czego nie, gdyż w domu znajduje się niesamowicie wiele identycznych przedmiotów. Najczęściej też, jeśli uda nam się coś chwycić, nie mamy możliwości, żeby odłożyć to ponownie na miejsce i jedyne, co nam pozostaje to upuszczenie tego na ziemię i rozbicie na kawałki. Niegrzeczny chłopczyk.

W tym momencie dochodzimy do sedna i kwintesencji rozgrywki. Tak naprawdę Lucius to nic innego jak typowa gra point&click, tylko w delikatnie innym wydaniu. Zwiedzając posiadłość, zbieramy kolejne przedmioty, których będziemy musieli później użyć w konkretny sposób, aby wykonać stojące przed nami zadania. Z przykrością muszę stwierdzić, że nie jest ich specjalnie dużo, a lwią część zebrałem już podczas pierwszych przechadzek. Rodziło to zresztą dość dziwne sytuacje, na przykład gdy sześciolatek przez ponad pół roku chodził z pistoletem do gwoździ w kieszeni bez wzbudzania podejrzeń, mało tego – wydawało się, że nikt nie zorientował się, że ten przedmiot zniknął z dość mocno eksponowanego miejsca w szopie.

Czas teraz na przedstawienie największego przewinienia, jakiego dopuścili się ludzie z Shiver Games – potraktowania gracza jak idioty. Praktycznie w żadnym momencie nie zmusili mnie do samodzielnego i kreatywnego myślenia. Poczynając od nazw rozdziałów, poprzez filmiki rozpoczynające każdy z nich, aż po notatnik, w którym Lucius zapisuje swoje plany, wszystko zdradzało nam krok po kroku, co musimy zrobić. Nie znajdziemy tutaj żadnych łamigłówek i wyzwań, jak było to choćby w przypadku genialnego Still Life. Jedyne, co musimy zrobić to kliknąć na wcześniej wskazane rzeczy, ewentualnie połączyć je ze sobą, i koniec. Do pełni nieszczęścia brakowało mi tylko gigantycznych neonowych strzałek, wskazujących, jak dokładnie miałem poruszać się po domu.

Całkiem zgrabnie udało się za to wprowadzić piekielne moce, które otrzymujemy jako nagrodę od naszego "prawdziwego ojca" za kolejne dusze, jakie mu oferujemy. Problem polegał jednak na tym, że stosunkowo rzadko mogłem z nich korzystać, może z wyjątkiem telekinezy. Niemniej możliwość chwilowego opętania, wymazania pamięci, czy miotania ognistymi kulami była całkiem miłym zajęciem i od czasu do czasu wyzwaniem, gdyż zazwyczaj trzeba używać ich w sekrecie.


Uboga rezydencja bogaczy

Grafika również nie jest najwyższych lotów. Z jednej strony twórcy starali się wygenerować dość dużą i pełną przepychu posiadłość, z drugiej natomiast wygląda to tak, jakby zabrakło im na to czasu lub pomysłu. W rezydencji znajduje się sporo pokoi, jednak w większości z nich zobaczymy identyczne meble i przedmioty. Tekstury również nie powalają na kolana i nie ma znaczenia, na jakim poziomie szczegółowości uruchomimy grę. Podobnie rzecz wygląda z postaciami oraz ich animacjami, które w najlepszym wypadku były akceptowalne. Na pierwszy rzut oka widać, że nie jest to produkcja AAA.

Dużo lepiej sprawa ma się z udźwiękowieniem i muzyką. Szczególnie ta ostatnia przypadła mi do gustu – była jedynym elementem, który znajdował się na wysokim poziomie. Delikatnie i subtelnie sącząca się z głośników w trakcie przemykania korytarzami w środku nocy była niczym balsam dla mojego odrętwiałego mózgu. Trochę gorzej spisali się za to aktorzy, którzy w najmniejszym stopniu nie byli przekonywujący.

Na tym, niestety, nie koniec technicznych wpadek i niedociągnięć. Problem stanowił algorytm kolizyjny. Wystarczyło iść obok jednego z mieszkańców domu i trafić na drzwi, których Lucius nie mógł otworzyć, żeby zobaczyć jak BN próbuje w nie wejść bez otwierania i tak zapętla się na amen drepcząc w miejscu. Parę razy udało mi się do połowy wjechać rowerkiem w ścianę, a gdy z niego zsiadłem, trójkołowiec nadal był weń wbity. Przedmioty, na których używałem telekinezy potrafiły wpaść do szafki przez blat, aby już więcej się nie pojawić. Podobnych bugów znalazłem jeszcze kilka. Nie pomyślano również o takich szczegółach jak zmiana wyglądu pokojów – w jednym z nich w tych samych miejscach leżały te same skarpetki i majtki, choć zgodnie z fabułą minęło już pół roku. Jest to oczywiście szczegół, ale rzucający się w oczy i ponownie nie jedyny tego rodzaju.

Co w takim razie można powiedzieć o Luciusu? Przede wszystkim nie zbliża się nawet w pobliże gatunku, do członkostwa w którym pretenduje. Z jednej strony jest tam wszystko, co go definiuje, z drugiej jednak zupełnie nic nie działa tak, jak powinno. Sama rozgrywka, z uwagi na ciągłe prowadzenie gracza za rączkę i brak umożliwienia mu samodzielnego myślenia, poza małymi wyjątkami nie daje najmniejszej satysfakcji. Z elementów audiowizualnych jedynie muzyka działa na plus, ale już grafika pozostawia wiele do życzenie. Pomimo tego, że naprawdę nie miałem wygórowanych wymagań, gra ze stajni Shiver Games i tak okazała się rozczarowaniem. Polecam ją jedynie tym, którzy naprawdę nie będą wiedzieć co zrobić z wolnym czasem.

Plusy: Minusy: