Homefront: The Revolution

Podziemne wojaże

Autor: Marcin 'Karriari' Martyniuk

Homefront: The Revolution
W niedalekiej przyszłości Korea staje się potęgą w produkcji zaawansowanej technologicznie broni. Eksportuje ją do Stanów Zjednoczonych, gdzie, ku zdziwieniu Amerykanów, uzbrojenie nagle przestaje się do czegokolwiek nadawać. Koreańska armia nie traci czasu i najeżdża USA. Realny scenariusz, prawda?

Gracze wcielają się w postać świeżo upieczonego członka amerykańskiego ruchu oporu imieniem Ethan Brady. Początkowy nalot na miejsce, w którym się znajduje, to zaledwie początek sekwencji kolejnych, mających wprowadzić gracza w klimat produkcji, zdarzeń przesadnie wręcz ukierunkowanych na efekciarstwo i liczne zwroty akcji, które najłatwiej określić starym powiedzeniem "z deszczu pod rynnę". Nalot, ucieczka, kilka przesyconych testosteronem dialogów, przesłuchanie, odsiecz, kolejni sprzymierzeńcy przyjmujący kulki... a to wszystko w trakcie pierwszych trzydziestu minut rozgrywki. Taka intensywność męczy widza, i to widza dosłownie, gdyż są to w głównej mierze cutscenki przerywane naszą, ograniczoną do ruchu i słuchania dialogów, aktywnością. Towarzysze giną, są porywani i torturowani, a nas to kompletnie nie interesuje, bo poznaliśmy ich raptem parę sekund wcześniej. Pod względem fabuły mamy więc miałkość połączoną z akcją tak intensywną, że aż nudną. Nie inaczej wygląda kwestia postaci prezentujących ograne sylwetki dziewczyny lubującej się w niebezpiecznych przyrządach czy nieprzyjaznego i mrukliwego faceta trzymającego pieczę nad arsenałem.

Far... to znaczy Homefront

Pod względem mechaniki mamy do czynienia z FPS-em silnie wzorowanym na ostatnich odsłonach serii Far Cry. Klimaty co prawda mniej tropikalne, aczkolwiek i w tym przypadku miasto, w którym przyjdzie nam walczyć o niepodległość rodaków Wuja Sama, zostało podzielone na kilka dzielnic. Te zwiedzimy pieszo, na motorze, potajemnie prześlizgując się kanałami czy metrem. Homefront: The Revolution czerpie z kilku innych sandboksowych rozwiązań z Far Crya. Niech więc nikogo nie zdziwi fakt, iż gdy będziemy się zbliżać do celu wykonywanej misji, część pobliskiego obszaru zostanie otoczona na mapce ramką – sugerując, że znajdujemy się we właściwym miejscu, aby dokończyć questa, na przykład niszcząc pojazd opancerzony. W tej lokacji sami już musimy odnaleźć nasz cel, co przywodzi na myśl polowanie na zwierzynę z produkcji studia Ubisoftu.

Generalnie jednak naszym zadaniem jest uprzykrzanie życia wrażym jednostkom, a dokonamy tego poprzez wysadzanie opancerzonych pojazdów, ratowanie cywilów od pojedynczych nieprzyjaciół, przejmowanie węzłów komunikacji czy eliminowanie chronionych przez zwykłych żołnierzy urzędników. Wszystko to przekłada się na wzrost współczynnika o nazwie Serca i umysły. Jeśli podbijemy go do 100%, wykonując powyższe zadania, to doprowadzimy do buntu i w konsekwencji wyparcia wojsk koreańskich, postawienia bazy ruchu oporu, pojawienia się sklepu, w którym zakupimy uzbrojenie i pomoce (na czele z koktajlem Mołotowa czy apteczkami), a przy okazji uzyskamy kolejny punkt szybkiej podróży i, co ważne, odrodzenia. Trafiają się również misje, które wymagają od nas nieco innych umiejętności, niż tylko pociągnięcia za spust. Czasem, nie tylko przy okazji zadań, ale i zdobywania regionów, realizacja celu w zgodzie z taktyką Rambo, nie doprowadzi do szczęśliwego finału. Na szczęście możemy się skradać i jest to miłe, niezbyt skomplikowane, urozmaicenie. Wystarczy poruszać się, jednocześnie obserwując ruch najbliższych przeciwników, kamer i monitorujących teren dronów, aby przedwcześnie nie dać znać o swojej obecności. Nie jest to poziom, który sprawiałby, że grę można by polecić fanom Thiefa czy Splinter Cella, ale w ramach odskoczni od strzelania wypada przyzwoicie. Tym bardziej iż, w dużej mierze za sprawą grafiki i otoczenia, możemy odczuwać klimat zaszczucia. Wyniszczona sceneria nie pozostawia wątpliwości, że oto trafiliśmy w środek konfliktu – jednostki patrolują miasto, cywile są nagabywani przez siepaczy, a drony, kamery i niepokojące komunikaty z głośników są na porządku dziennym. Pod tym względem nieźle wypadają również smutne obrazki, które towarzyszą nam od początku gry, czyli ludzie skupieni wokół rozpalonych koszy na śmieci, puste domy, a w niedalekiej odległości najeźdźcy. Poza przyjemną, choć pozbawioną fajerwerków grafiką, nastrój buduje również niezła muzyka, czasem smutna i melancholijna, innym razem pełna patosu, ale spełniająca swą rolę.

Na tyłach wroga

Pod względem akcji jest to przyzwoita i miejscami wymagająca strzelanka. Brady często przyjmuje kule, a jego wytrzymałość nie jest przesadnie wysoka i wystarczy celna seria lub nawet pojedyncze strzały, abyśmy byli zmuszeni skorzystać ze strzykawki przywracającej poziom zdrowia. Leków możemy nosić ze sobą kilka, lecz nic nie stoi na przeszkodzie, aby w bazie zaopatrzyć się w torbę medyczną mieszczącą jeszcze większą liczbę igieł, dodać celownik laserowy do karabinu, zmienić kamasze na cichsze czy kupić nową broń. Nie ma tego wiele, ale ubarwia życie wojaka. Irytująca jest z kolei sztuczna inteligencja, prezentująca niski poziom. Przeciwnicy potrafią trwać za jedną osłoną, regularnie się zza niej wychylając i właściwie wystarczy chwilę poczekać, aby znaleźli się przed naszym celownikiem. Czasem napastnicy cofają się wprost pod naszą lufę lub nie domyślają się, że zapewne skryliśmy się za ścianą. Występują także błędy natury technicznej, jak w przypadku pojazdu, który zaklinował się pomiędzy budynkiem a latarnią, naturalnie zastawiając drogę własnym sprzymierzeńcom. Ciekawostką był błąd podczas przejmowania obszaru – jeden z żołnierzy napastował cywila, lecz po uratowaniu tego drugiego z opresji, obaj pojawiali się po dosłownie trzech sekundach w tym samym miejscu. Nabicie wskaźnika Serc i umysłów stało się wówczas banalnie proste, choć wymagające cierpliwości. W końcu takiego przechodnia trzeba było ocalić kilkadziesiąt razy.

Druga część Homefronta to produkt niezły, ale niedopracowany i ograniczony względem tytułu, z którego czerpie pełnymi garściami. Ciekawe założenie, jakim jest działalność bojowników o wolność kraju, zostało dobrze oddane za pomocą efektów audiowizualnych, szkoda jednak, że nie poszła za tym fabuła, która jest miałka, a sama produkcja nie doczekała się odpowiedniej ilości czasu koniecznego na jej dopracowanie. To pozycja przede wszystkim dla zagorzałych fanów sandboksów, reszta może bez wyrzutów sumienia pozostać przy tytułach z wyższej półki.

Plusy:

Minusy: